Umieściłam ją na liście książek, które koniecznie muszę przeczytać. Siadałam do niej z wypiekami na twarzy i przekonaniem, że skoro tak wiele znanych autorów ją zachwala to musi być to naprawdę dobra książka. Miejsce na liście bestsellerów też podsycało moje oczekiwania. Tymczasem Dziewczyna z pociągu okazała się książką ciekawą, ale niepowalającą na kolana. Wciągającą, ale dopiero od setnej strony i mocno oczywistą sto stron dalej. A jednak warto ją przeczytać, bo czyta się szybko, pomysł jest interesujący, a z książki powinien powstać dobry film.
Chyba tak już jest, i tak musi być, że gdy coś staje się bestsellerem poprzeczka podskakuje niesamowicie wysoko. Oczekujemy dużo, sami nie wiemy czego, bo przecież gdybyśmy wiedzieli, co nas zaskoczy, zaszokuje i zachwyci, sami napisalibyśmy książkę. I w naszej głowie byłaby bestsellerem.
Do skutku
Paula Hawkins pisała różne rzeczy, próbowała tego i owego, aż wreszcie wpadła na prosty pomysł. Bo przecież napisanie książki, której główną bohaterką jest alkoholiczka, której notorycznie urywa się film, nie jest wcale odkrywcze. Ale czasami te najprostsze pomysły przychodzą najtrudniej i chwytają najmocniej. Lubimy czytać historie prawdziwe, takie które mogłyby się wydarzyć naprawdę. W przypadku tej książki jest to chyba jednak historia, która wolelibyśmy, żeby nie przydarzyła się nam. A to oznacza, że chętnie po nią sięgniemy, bo psychologicznie łatwiej przyjmuje się cudze cierpienie, zagłębia się w nie, a potem docenia się szarość własnego codziennego, zwykłego życia. Nie ma w tym nic złego. Tak już jesteśmy skonstruowani.
Autorka przedstawia nam Rachel, która każdego ranka dojeżdża do pracy tym samym pociągiem. Codziennie przemierza tę samą drogę, zupełnie jak większość z nas i codziennie spogląda na te same domy. Zaczyna jej się wydawać, że zna ludzi, których w nich widuje, tak samo jak nam zaczyna się wydawać, że znamy ludzi, z którymi codziennie rano jedziemy do pracy lub szkoły. I nagle, pewnego dnia, Rachel widzi coś wstrząsającego. Trwa to chwilę, ale zmienia jej sposób myślenia, bieg wydarzeń.
Właśnie tymi słowami, mniej więcej, zaczyna się krótki opis na wewnętrznej okładce książki. Te kilka słów zachęciło miliony ludzi na całym świecie do kupienia Dziewczyny z pociągu. Jest tam też napisane, że ta dziewczyna zna Ciebie, choć Ty nie znasz jej. A to nieźle działa na wyobraźnię…
One trzy
Była jedna rzecz, jeden pomysł, który chyba najbardziej spodobał mi się w tej książce. Narracja prowadzona z perspektywy trzech bohaterek. Trzech powiązanych ze sobą kobiet, z których jedna, imieniem Rachel wyrosła na główną postać. Każda z nich opisywała wydarzenia ze swojej perspektywy, często przeplatane pobocznymi wydarzeniami, wspomnieniami z przeszłości, czy szczegółami, które zapamiętała. Między tymi opowieściami stopniowo odkrywały się karty pokazujące, co łączy Rachel, Annę i Megan.
Taki sposób narracji jest wciągający, bo tworzy taką iluzję faktycznego poznawania człowieka. Tego momentu, w którym uczymy się kto, z kim i dlaczego. Dowiadujemy się, dlaczego jedna nie lubi drugiej i kim dla tej pierwszej jest ta trzecia. Ale im bliżej końca książki, tym ta narracja stawała się drażniąca. Po przeczytaniu 100, 200 i 300 stron oczywistym jest, że mamy swoją ulubioną bohaterkę, której kibicujemy i której wierzymy. Jak to w życiu bywa. A tu trzeba czytać, co Anna i Megan sądzą, jak one to widzą i dlaczego Rachel pamięta coś zupełnie innego.
Trzy klucze
Próbowałam odpowiedzieć sobie na pytanie, co takiego jest w Dziewczynie z pociągu, że cały świat padł do jej stóp. Doszłam do wniosku, że klucze do sukcesu były trzy. Jeden, który opisałam wyżej to narracja. Z niej wynika poplątana relacja wszystkich występujących w książce bohaterów, którą za wszelką cenę chcemy zrozumieć, odplątać. Drugi czynnik to mocne, intrygujące i skomplikowane osobowości głównych bohaterek. Każda z nich jest indywidualistką. Z pozoru bardzo się od siebie różnią, ale gdy przyjrzymy im się bliżej, są do siebie niezwykle podobne. To tak zwane kobiety z przeszłością, z mocno zarysowaną przeszłością, która nie chce się od nich odczepić. Wszystko to doprawia wątek kryminalny, który poznajemy w formie pamiętnika.
Książka nie ma typowego podziału na rozdziały. Podzielona jest na pamiętnikowe wpisy trzech bohaterek. Każda z ich wypowiedzi, każde ze wspomnień ma swoją datę, dzień tygodnia. Ta chronologia jest istotna, wpływa na opisywane wydarzenia i im głębiej wchodzimy w fabułę, tym te daty i pory dnia mają większe znaczenie. Trzeba się ich trzymać i o nich pamiętać, bo to właśnie one ułatwiają zrozumienie wydarzeń.
Obok tych indywidualistek mamy mężczyzn. Kilku, wielu. Wystarczająco wielu, żeby się w tym pogubić i uznać, że to wręcz niemożliwe, żeby taka historia mogła wydarzyć się naprawdę. Ale się wydarzyła, przynajmniej w świecie stworzonym przez Paulę Hawkins.
Pół na pół
Dziewczyna z pociągu to thriller. Czy znakomity, jak przekonuje Stephen King, tego nie jestem pewna. On zna się na tym lepiej, ale mnie czegoś w tej książce brakowało. Przez pierwsze 50 stron czekałam aż zacznie się coś dziać, że mnie wciągnie opowiadana historia. Później, gdy akcja posunęła się do przodu chciałam, żeby zakończenie było mocne i zaskakujące. Teraz, gdy wiem już, jakie jest, liczę, że w filmie zostanie pokazane mocniej.
Ale nie żałuję, że poświęciłam jej czas. Ani razu nie miałam ochoty rzucić jej w kąt, bo mnie znudziła. A to chyba oznacza, że jednak jest to dobra książka. Trzymająca w napięciu, momentami. To książka o silnych wątkach psychologicznych, w ciekawy sposób pokazująca różne formy przemocy domowej i skomplikowane relacje między ludźmi. Zwłaszcza tymi nam najbliższymi.