Szortext: Edyta Bartosiewicz – Ten moment

Często, choć nie zawsze, w przypadku artystów, których twórczość kojarzę z dzieciństwem mam obawę, że ich nowa płyta okaże się dużym niewypałem. Edyta Bartosiewicz długo kazała czekać na album Ten moment, następcę płyty Renovatio. Nie mam tutaj na myśli 7 lat, jakie dzieli te wydawnictwa, a fakt, że pierwszy singiel ukazał się jesienią 2018 roku! Od tamtej pory album zapowiadały jeszcze dwie piosenki – wydany rok później cYRK i tytułowy Ten moment. Okazuje się, że choć zdarzają się artyści z lat 90., którzy starają się za mocno wpasować się w trendy, Edyta Bartosiewicz doskonale łączy je ze swoim stylem.

Wybrałam się niedawno z kompozycjami z tej płyty na spacer. Robię tak z tymi płytami, których słuchanie w domu wydaje mi się nie pozwalać na pełne skupienie się na materiale. Nie chcę przez to powiedzieć, że Ten moment jest płytą aż tak wybitną, ale prawda jest taka, że chciałam bardzo dokładnie wsłuchać się w ten album. Gdy to zrobiłam odkryłam płytę, która wspaniale opowiada o współczesności, ma ciekawe spostrzeżenia na temat codzienności, a czasami nie odmawia sobie ironicznych uwag i komentarzy, jak choćby we wspomnianym już przeze mnie singlu cYRK czy Małgosia i Pogromcy Mitów. Dodatkowo jest to materiał przebojowy, w pewnym sensie nawet eksperymentalny, bo Bartosiewicz pozwala sobie na wprowadzenie kontrolowanego bałaganu.

Pewnie znacie muzyków z doskonałym dorobkiem, których rozwój technologii i trendy przygniotły i sprawiły, że zgubili ten element, który czynił ich wyjątkowych i niepowtarzalnych. Edyta Bartosiewicz tego nie straciła, a na nowej płycie udało jej się doskonale połączyć swoją wrażliwość i gitarowe brzmienia z nowoczesnym graniem. Całość wyszła nie tylko strawnie, ale przede wszystkim nie brzmi wymuszenie. Charakterystyczne dla Edyty ballady, jej charakterystyczna barwa głosu zmieszały się z wrażliwością przekazywaną w tekstach piosenek i brudnymi gitarami, odrobiną elektroniki i muzycznego szaleństwa. To 40 minut naprawdę przyjemnego grania!

Zaczyna się niepozornie, bo od polskojęzycznej choć zatytułowanej obcojęzycznie przebojowej Lovesong. Później przychodzi doprawione energicznymi gitarami Widzimy się i tak, a tak naprawdę balladowo robi się dopiero przy utworze Cichy zabójca. Gdy pierwszy raz usłyszałam ten utwór pomyślałam: o! bez trudu rozpoznałabym, że to piosenka Bartosiewicz. W podobnym tonie, choć przy udziale klawiszy, utrzymany jest utwór Monstrum. Melancholia, a nawet psychodelia pojawia się natomiast w utworze Brawo, Syzyf!, a całość zamyka tytułowy Ten moment. Ballada w jakże dla Edyty charakterystycznym stylu, ale jednak dzięki ukrytym w tle instrumentom i chórkowi idealnie pasuje do pozostałych 9 kompozycji na krążku.

Mam nadzieję, że gdy wreszcie będzie można wrócić do koncertowania Edyta zdecyduje się wyruszyć w trasę koncertową z prądem. W ostatnich czasach uwielbiała grać akustycznie, sama byłam na jednym z takich koncertów, ale materiał z Ten moment zasługuje na koncerty w pełnej krasie. Z prądem.

Album można zamówić tutaj. Jest również dostępny w ofercie serwisów streamingowych.