agnieszka-chylińska-mtp-poznań-5
Medleyland.pl

Agnieszka Chylińska (nareszcie) zagrała w Poznaniu + zdjęcia

Niewyobrażalnie dobrze smakują koncerty po przerwie. Muzyka na żywo zawsze smakowała wybornie, ale teraz, gdy już się wie, jak to jest, kiedy nagle jej zabraknie, koncerty docenia się jakoś bardziej. W sobotę, 7 sierpnia, Agnieszka Chylińska nareszcie zagrała w Poznaniu w ramach jubileuszowej trasy koncertowej Warto było szaleć tak! Artystka świętuje 25-lecie kariery artystycznej, a koncert na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich miał się pierwotnie odbyć w marcu 2020 roku. Udało się dopiero półtora roku później.

Koncerty w zadaszonych obiektach to wciąż rzadkość, aż chciałoby się spytać, czy nie był to jeden z ostatnich w tym roku koncertów w takiej scenerii. Miejmy nadzieję, że właśnie takie wydarzenia jak to sobotnie udowadniają, i potwierdzają, że drastyczne zamknięcia już nam nie grożą. Koncert na MTP odbył się z zachowaniem możliwych środków ostrożności, przed wejściem uczestników witała ochrona z termometrami, wymagano maseczek i wypełnienia oświadczeń. Wewnątrz było już bardziej „wedle uznania”, ale można było dostrzec fanów mających maseczki.

Muszę przyznając, że duże wrażenie robi na mnie widok tłumów w jednym miejscu. Nigdy nie byłam fanką dużych skupisk ludzi, ale po półtora roku unikania zgromadzeń zobaczenie kilku tysięcy pod jednym dachem wydaje się snem, ale też czymś totalnie naturalnym. Tak samo naturalne wydaje się, że fani artysty entuzjastycznie reagują na to, co dzieje się na scenie, chętnie naśladują artystę i śpiewają przekrzykując nagłośnienie, a jednak doświadczenie tego po przerwie jest magiczne. Wiem, i wiedziałam przed pójściem na koncert, że Agnieszka Chylińska może pochwalić się oddanymi, wiernymi fanami, ale gdy wracam myślami do sobotniego koncertu nie wiem, kto bardziej stęsknił się za koncertami. Czy to Agnieszka ewidentnie czerpiąca hektolitry energii od tłumu czy tłum, który (w sporej większości) czekał na to koncertowe spotkanie kilkanaście miesięcy? Bardzo przyjemnie obserwuje się relację Agnieszki z fanami!

Na pierwszym koncercie Chylińskiej byłam kilka lat temu, w niespecjalnie przeze mnie lubianym klubie B17, którego z powodów architektonicznych staram się unikać. Wtedy w setliście dominowały utwory z albumu Forever Child, płyty która narobiła na rynku mnóstwo szumu. Po pierwsze ze względu na brzmienie, co wielu recenzentów nazwała powrotem do korzeni, po drugie ze względu na wydanie bez wcześniejszej zapowiedzi i wreszcie dlatego, że tekstowo była to odważna płyta. Dwa lata później, w 2018 roku, Agnieszka powróciła albumem Pink Punk, który tekstowo okazał się jeszcze większym wyzwaniem. Teraz artystka świętuje 25-lecie, co przekłada się na setlistę wypełnioną utworami O.N.A. Stanowią one połowę koncertowego repertuaru, a resztę wypełniają solowe kompozycje.

Koncert rozpoczyna się mocno, bo utworami Borderline i Klincz, po których pojawia się pierwsza okazja do przypomnienia sobie, ile hitowych utworów znajduje się w katalogu Chylńskiej. Rozbrzmiewa przebój 2016 roku, czyli Królowa Łez. Wtedy MTP 5 jest już w innym wymiarze, fani w pełnej euforii, a zespół rozgrzany na tyle, żeby zacząć w pełni cieszyć się chwilą. W rzeczywistości jest to wstęp do wypchanej przebojami części koncertu, bo chwilę później zaczyna się Winna, a następnie Nie mogę Cię zapomnieć. Na tle tych dwóch singli widać ewolucje brzmienia Agnieszki. Mówi się, że wiekiem artyści łagodnieją, w wielu przypadkach jest to prawda, ale nie dotyczy ona Chylińskiej – ona z wiekiem, muzycznie, jest ostrzejsza a w tekstach odważniejsza, choć niewątpliwie smutniejsza.

Ze sceny bije jednak mnóstwo ciepła i przejawia się ono w kontakcie artystki z fanami, w opowieściach ze sceny będących mniej lub bardziej uszczypliwymi żartami, z wymiany uśmiechów czy bezpośredniego doceniona obecności znanych twarzy. Wdzięczności było na tym koncercie mnóstwo – zarówno ze strony Agnieszki, która miała prawo stęsknić się za koncertami i sceną, jak i fanów którzy stęsknili się za nią, jej humorem, muzyką, widokiem jej osoby. A nie będzie przesadą jeśli uznam, że ponad połowa publiczności słucha Chylińskiej od czasów O.N.A. Z pewnością ucieszyło ich wykonanie Koła czasu, Najtrudniej czy kultowego Kiedy powiem sobie dość, początkowo w wersji akustycznej, i Niekochana.

agnieszka-chylińska-mtp-poznań-2021

Pomiędzy utworami macierzystej grupy pojawiło się jeszcze kilka z solowych albumów Chylińskiej – energiczne Mam zły dzień, nieustępujące mu KCACNL i Schiza, która w wersji na żywo wydaje mi się jeszcze dosadniejsza i bardziej emocjonalna. Na bis pozostawiono trzy kompozycje O.N.A – Drzwi, Kiedy powiem sobie dość full band i idealne na zakończenie koncertu, To naprawdę już koniec. Nie było wielkiej scenicznej oprawy, confetti i tancerzy, były dwa transparenty przyniesione przez fanów i rockowy koncert z prawdziwego zdarzenia. Show, które pokazuje, że w muzyce chodzi o emocje, interakcje i instrumenty, a nie efekty specjalne często odwracające uwagę.

Cytując słowa Agnieszki wypowiedziane na koniec koncertu, było to jedno z wielu muzycznych spotkań, które wydarzą się w najbliższym możliwym terminie. Artystka powiedziała „do zobaczenia” i niewątpliwie wszyscy obecni na tym koncercie życzą sobie, żeby były to prorocze słowa. Patrząc na doskonałą sceniczną formę Agnieszki nie pozostaje nic innego, jak się przyłączyć i wierzyć, że jeszcze długo nie powie sobie dość, bo nie mam wątpliwości, że dla takich fanów (i z takimi fanami) warto było szaleć tak.