Now, Now
Sam San Román

Muzyczne szorty #20: CHVRCHES, Now, Now i Hey Charlie

Muzyczne szorty ze stycznia miały być zapowiedzią regularnych, copiątkowych publikacji takich tekstów, jednak tak się nie stało. Powód jest banalnie prosty – mimo że rok 2018 zaczął się ciekawie, błyskawicznie stał się nieciekawy, a obok nowych singli przechodziłam obojętnie. Niektóre mnie wręcz rozczarowały, ale o tym nie zamierzałam pisać, bo przecież ideą muzycznych szortów jest zbieranie w jednym miejscu tej muzyki, na której dalszy ciąg czekam. Na szczęście marzec zaczyna się wyśmienicie i znów daje mi nadzieję, że najlepsze jeszcze przed nami.

Dwudzieste muzyczne szorty poświęcone są trzem zespołom, w każdym z nich na wokalu słychać kobiecy głos. O dwóch z nich mogliście poczytać w osiemnastych szortach, z września 2017 roku. Jeden z nich był także bohaterem artykułu o najlepszych koncertach, na jakich byłam w 2017 roku. Tytuł zdradził wszystko, ale podkreślę to po raz drugi – CHVRCHES, Now, Now i Hey Charlie, to im poświęcony jest ten artykuł.


CHVRCHES – Love Is Dead

CHVRCHES to zespół szerszej publiczności znany bardzo dobrze, chociaż ja słucham ich niezwykle rzadko. Co więc robią w muzycznych szortach? Nie są tutaj na doczepkę, a jako mała przepowiednia, że ich trzeci studyjny album może być nie lada wydarzeniem w muzycznym świecie. Oczywiście nie tak wielkim, jak płyty topowych twórców muzyki popularnej, ale odnoszę wrażenie, że najlepsze lata, największe sukcesy są jeszcze przed tym zespołem.

Skąd to przekonanie? Wydaje mi się, że CHVRCHES nie rozpychają się na muzycznej scenie, spokojnie, ale konsekwentnie buduje swoją pozycję. Rozwijają się, brzmią coraz lepiej i bardziej interesująco. Rozwijają też siatkę kontaktów, czego dowodem jest współpraca z najbardziej pożądanym producentem ostatnich lat. Otóż produkcją większości utworów z albumu Love Is Dead zajął się Greg Kurstin. Wyprodukował dziewięć z trzynastu kompozycji. Producenckie macki rozłożył także frontman The National, Matt Berninger, który pomógł przy powstaniu najnowszego singla, My Enemy.

Ten utwór to dla mnie CHVRCHES w pigułce, ale w tej lepszej wersji samych siebie. Zestawienie ze sobą głosów Matta i Lauren jeszcze bardziej podkreśla niecodzienną barwę głosu Szkotki. To jest jeden z tych charakterystycznych głosów, w których jedni zakochają się od razu, a inni powiedzą, że ich drażni i nie są w stanie wysłuchać piosenki do końca. To zestawienie jest też ciekawe z innego powodu. Lauren jest wokalistką CHVRCHES i z definicji to ona powinna otwierać nagranie, a w tym przypadku tak się nie stało. Lubię takie zaskoczenia!

Album Love Is Dead ukaże się 25 maja. Czekam na niego, jestem ciekawa rozwoju, jaki przeszło CHVRCHES od wydania płyty Every Open Eye. Od jej premiery mijają w tym roku trzy lata. Jestem też ciekawa, jaki efekt przyniosła współpraca z Kurstinem.


Now, Now – Saved

Marzec nie mógł zacząć się lepiej! KC Dalager i Brad Hale z Now, Now zapowiedzieli premierę nowego albumu! W ubiegłym roku o Now, Now pisałam przy okazji premiery utworu Yours. W artykule wspominałam początki mojej przygody z tym zespołem – tekst jest dostępny tutaj. 18 maja ukaże się ich pierwsza od sześciu lat płyta, Saved.

Po rewelacyjnym koncercie z listopada – relacja i fotorelacja są dostępne tutaj – Now, Now tak bardzo rozkochali mnie w sobie na nowo, że Saved od razu wskoczyło na moją prywatną listę najbardziej wyczekiwanych albumów 2018 roku. Posuniecie jest trochę ryzykowne, bo o płycie nie wiadomo wiele, ale trzy już dostępne utwory, SGL, Yours i premierowe AZ utwierdzają mnie w przekonaniu, że Now, Now nie rozczarują.

Wraz z premierą albumu zespół wróci do Europy, a nawet nieco wcześniej, bo trasa zaczyna się kilka dni przed ukazaniem się krążka. Ich powrót to naprawdę duże wydarzenie, bo zagrają osiem solowych koncertów w największych europejskich miastach. Jeszcze dwa lata temu marzyłam, żeby wrócili do Europy, żeby znów zaczęli grać… Bilety są już w sprzedaży, a w moim kalendarzu pojawiła się majowa wizyta w Berlinie. Spodziewajcie się (foto)relacji!


Hey Charlie – Love Machine

Każdy kolejny krok młodziutkiego zespołu Hey Charlie, nie ważne czy jest to koncert czy nowy materiał, cechuje się wyraźnym postępem jakościowym względem poprzedniego i zaostrza apetyt na następne poczynania Liz, Sophie i Lauren. W 2017 roku rozpływałem się w zachwytach nad koncertami klubowymi w Londynie (w Sebright Arms i Shacklewell Arms), a także obiecującym pierwszym singlem i jeszcze lepszą EPką Young & Lonesome. Nie mogłem doczekać się, żeby zobaczyć, co Hey Charlie zaprezentuje w 2018 roku.

Najnowszy singiel Love Machine otwiera nowy rozdział w dynamicznie rozkręcającej się karierze zespołu. Przede wszystkim, dziewczyny uczą się na własnych błędach: kawałek nie powiela drobnych grzeszków swoich poprzedników. W wydanych wcześniej piosenkach czasem przeszkadzały drobne zgrzyty: nieśmiałe wokale, nierówna produkcja, aż nazbyt widoczne inspiracje. W Love Machine znaleziono wreszcie właściwy balans dla wokali, a dziewczyny utrafiły w tonacje odpowiednie dla swoich głosów. Obrano zdecydowany kierunek brzmieniowy i jest to pierwsza piosenka, która sprawia wrażenie, że brzmi dokładnie tak, jak chciały tego autorki. Wyraźnie kształtuje się też styl muzyczny, a oczywiste inspiracje ustępują odważnej kreatywności.

Hey Charlie powoli odkrywają, jakie są ich atuty i Love Machine jest surową, zwięzłą, a zarazem bezbłędną prezentacją tych atutów. To umyślnie prosty kawałek o punkowej strukturze opartej na progresji trzech akordów i doskonałych, przebojowych wokalach. Narastające, dynamiczne zwrotki, przechodzą w krótkie, trafione w punkt refreny: “Coming for you, so watch out baby”, w których głosy Liz i Sophie nachodzą na siebie w doskonały sposób. Melodia trwale odcisnęła mi się w głowie już po pierwszym przesłuchaniu i nie mogę doczekać się kolejnego koncertu – ten kawałek będzie miażdżył na żywo. Love Machine pobił nawet mój ulubiony jak dotąd She Looks Like a Dreamer i stał się nową wizytówką zespołu. [Kot]