Pomysł na tytuł nie wziął się tak zupełnie znikąd.
Szalej jak londyńska wiewiórka, którą w Walentynki poznaliśmy w parku. To taki typ wiewiórki, która jest niesamowicie odważna, nie boi się podchodzić do ludzi i, co chyba ważniejsze, nie boi się na ludzi wskakiwać. Ja, choć uwielbiam rozdawać orzeszki na prawo i lewo, nie mam zbyt dużego zaufania do dzikich zwierząt i wiewiórka wspinająca się po mojej nodze to sport ekstremalny…
(P.S. Najeżdżając kursorem na zdjęcia pokazują się podpisy)
Jak widać odwaga rośnie w miarę jedzenia, więc może pewnego dnia odważę się nakarmić wiewiórkę z ręki, a nie będę tylko tymi orzechami rzucać… Chociaż istnieje naprawdę dużo wiewiórek (i jeszcze więcej gołębi), którym rzucanie jedzeniem jest bardzo na rękę.
Ja chyba byłabym właśnie taką wiewiórką – stałabym z boku, ewentualnie siedziała na drzewie i czekała aż zostanie dla mnie jeden, mały okruszek. I całe wiewiórcze życie żałowała, że nigdy nie miałam odwagi, żeby podejść bliżej.
Pozdrowienia z wiosennego Londynu! 🙂