Trolle kontra Sing. Na co najlepiej wybrać się do kina? Która bajka jest lepsza dla młodszego rodzeństwa, a przy której i Ty będziesz się świetnie bawić? Po raz pierwszy od naprawdę dawna zdecydowałam się obejrzeć animowany film w wersji z polskim lektorem. Było to ciekawe doświadczenie, ale dzięki temu wiem, na który z tych filmów naprawdę powinniście się wybrać. Dla relaksu i uśmiechu naturalnie!
Na wstępie dobrze byłoby chyba powiedzieć, że niby to filmy dla dzieci, ale skierowane do dzieci w naprawdę różnym wieku. Zaczęłam nawet myśleć, że Justin Timberlake zaangażował się w Trolle, żeby mieć bajkę do pokazania swojemu malutkiemu synkowi. Prostota przekazu, dosłowność piosenek, cała kolorystyka filmu i długość trwania utwierdziły mnie tylko w przekonaniu, że to film dla naprawdę najmłodszych.
Chciałam obejrzeć Trolle z dwóch powodów
Zobaczyć, w jaki projekt swój wysyłek włożyła Anna Kendrick, i właśnie Justin, oraz przekonać się, jak brzmi filmowa ścieżka dźwiękowa w praktyce. Z tym drugim wyszło tak, że poznałam ją w polskiej wersji językowej. Mimo to i tak wiem, że piosenka przewodnia to najlepsze, co ten film spotkało! To, że Can’t Stop The Feeling nominowali do Oscara nie jest aż tak istotne, jak to, że ta piosenka jest po prostu lepsza od samego filmu.
Jeśli macie młodsze rodzeństwo, kuzynostwo, kogokolwiek, kto nie skończył siedmiu lat i komu dobrze w życiu życzycie to powinniście pokazać tej osobie Trolle. Bo to bardzo ładny, moralizatorski, pozytywny film, który dziecku krzywdy nie zrobi. Tylko mi brakuje w nim takiego momentu, który nazwałabym pięknym, wzruszającym. Jakiegoś mocniejszego uwypuklenia tych wartości, jakie próbują przez cały film pokazać. A widziałam już filmy dla najmłodszych, które dorosłych za serce chwytały. Ten nie chwyta.
Dla kontrastu Sing wymiata
Jeden z lepszych filmów animowanych, jakie w ostatnich latach widziałam. W dodatku w polskiej wersji językowej, z genialną Ewą Farną i genialnym Marcinem Dorocińskim, jest naprawdę dobry! Choćby dla nich warto pójść na wersję dubbingowaną, zwłaszcza, że piosenki i tak zachowano w oryginalnej, angielskiej wersji językowej. Czyli dużo nie tracicie, a przynajmniej męczące napisy nie śmigają po ekranie.
Temperamentem i poczuciem humoru Farna idealnie pasuje do postaci nastoletniej Ash, jeżozwierza. Gdybym nie wiedziała, że to nie jest polska (lub czeska, bo w Czechach Ewa też dubbingowała Ash) produkcja, to naprawdę pomyślałabym, że wymyślono ją pod Ewę. Dorociński zamienił się natomiast w koalę o imieniu Buster Moon. Ja szłam na Sing mając w głowie ciągle Dorocińskiego z Paktu, a tutaj staje przed moimi oczami koala z jego głosem, który jest przezabawny, spontaniczny, a gdy trzeba nostalgiczny.
To też jest film o przyjaźni, spełnianiu marzeń, walczeniu o marzenia, takie klasyczne kino podnoszące człowieka na duchu. Tylko tutaj, w kontraście do Trolli, niczego nie brakuje. Jest świetna muzyka w świetnym wykonaniu, bardzo dobry dubbing, momenty zabawne świetnie równoważą się z tymi refleksyjnymi.
W kategorii świetnych filmów animowanych skierowanych w teorii dla dzieci, a w praktyce będących produkcjami familijnymi, na których świetnie bawi się cała rodzina, Sing stoi naprawdę wysoko.
A morał z tej opowieści jest taki…
… że wszystko zależy od tego, z kim idziecie do kina i na czym Wam zależy. Jeśli chcecie posłuchać Anny i Justina, ale fabuła i dobre spędzenie czasu z filmem ma dla Was drugorzędne znaczenie, wybierzcie Trolle. Ale jeśli chcecie się świetnie bawić, cieszyć oczy dobrymi animacjami, pośmiać się, zamyślić i posłuchać dobrej muzyki to lepsze będzie Sing. Bez względu na wszystko o jednym pamiętajcie – piosenkę przewodnią, najlepszą, mają i tak Trolle!