5 ulubionych teledysków Avril Lavigne

Odkładamy sentymenty na bok, siadamy z kartką papieru przed nosem i długopisem w ręce i wybieramy pięć ulubionych teledysków Avril Lavigne. Zadanie z pozoru proste, bo przecież to mają być te ulubione, a wszystkich lubić się nie da. Problem pojawia się, gdy do wszystkich teledysków ma się sentyment. A ten bardzo trudno zwalczyć i postarać się być choć trochę obiektywnym. Podejmijmy jednak to wyzwanie i znajdźmy magiczną piątkę najbardziej lubianych teledysków Avril.

Powstała z tego ciekawa, mocno przekrojowa lista pokazująca tak naprawdę wszystkie etapy muzycznego wizerunku Avril, ewolucję jej brzmienia, lub jak sądząc niektórzy, regres. Rewolucji w produkcji teledysków, na przykładzie mojej piątki, raczej nie widać, bo za każdym klipem stała konkretna kwota, a nawet jeśli nie stała, to wersja finalna jest zadowalająca.

 

 

Jeden z jej pierwszych klipów, które obejrzałam i jeden z tych, w których udało się stworzyć bardzo ciekawą, filmową prezentację piosenki. Uwielbiam ten przyciemniony, stonowany i nawet delikatnie tajemnicy wydźwięk, jakie ze sobą niesie. Teledysk do My Happy Ending zawsze był dla mnie taką filmową, mocno naciąganą, ale też bardzo wciągającą wizją życia w Stanach Zjednoczonych. Być może przez liczne lokacje, jakie w nim pokazano? A może dlatego, że spokojnie można byłoby go potraktować, jako bardzo krótki film? Dzisiaj, bo taka moda nastała, zrobiono by z tego teledysk co najmniej 20 minutowy, a wersja opublikowana w 2004 roku byłaby tą skróconą, telewizyjną.

 

 

Nie wiem, czy ktokolwiek kiedyś się nad tym zastanawiał, ale zaczynając od teledysku do I’m With You, każdy kolejny klip Avril, aż do czasu płyty The Best Damn Thing, owiewany jest nutką tajemnicy. Powtarza się motyw zamglonego świata, w którym próbuje się odnaleźć młoda Avril. To nie jest klip, w którym coś wybucha, nad którym dniami i nocami siedział grafik, żeby poskładać w całość wszystkie greenboxy. To kolejna, chronologicznie pierwsza, bo teledysk pojawił się przed tym do singla My Happy Ending, filmowa historia.

 

 

Wielu fanów Avril mocno trzyma się zdania, że to jeden z jej najmniej udanych teledysków. Dla mnie to jeden z ulubionych, bo ukazuje konsekwencję wizerunku pokazanego w teledysku do singla Girlfriend, łącząc przy tym ciekawą fabułę. A przy tym chyba pierwszy w karierze Avril klip, który wymagał od niej pewnego przygotowania. No dobra, drugi. Do niego znów musiała nauczyć się małego, niezbyt wymagającego, ale jednak, układu tanecznego, a poza tym wykazać dużym dystansem do siebie i poczuciem humoru. Wcześniej tego dystansu nie pokazywała w żadnym teledysku. Piękno klipów do My Happy Ending i I’m With You polegało na ich autentyczności, a Hot warto docenić za konsekwencję, odwagę i trzymanie się tego, że skoro tworzymy muzyczkę do zabawy, to teledysk z jajem też zrobimy.

 

 

Czy teledysk może być piękny? Każdy artysta powinien mieć w swoim katalogu jeden teledysk, o którego nie da się oderwać wzroku. Ale nie dlatego, że jest on przepełniony efektami specjalnymi, nie dlatego że wciąga nas jego fabuła, a już przede wszystkim nie dlatego, że paraduje w nim bez majtek. Powinien zwracać naszą uwagę prostotą, prostymi symbolami i aurą, jaką udało się dzięki nim stworzyć. W teledysku do When You’re Gone Avril biega po lesie w zwiewnej sukience, pokazywana jest rodzina, wojsko, liczne nawiązania do wojny, a połączenie tych wszystkie elementów pozwoliło na stworzenie bardzo prawdziwego, emocjonalnego teledysku. Nie bez powodu jest jednym z najchętniej oglądanych teledysków Avril na VEVO. A przy tym nie jest ani trochę ckliwy.

 

 

Głupio to powiedzieć, ale klip do piosenki Goodbye to najlepszy teledysk, jaki stworzono do piosenki z płyty Goodbye Lullaby. Paradoksalnie stworzono go bazując na budżecie samej Avril, reżyserem został fotograf, a całość nagrano na długo przed premierą albumu. Wydany, jako niespodzianka dla fanów, pokazuje kompletnie nowe, inne oblicze Avril. To, którym niezbyt chętnie dotychczas epatowała, to które nigdy wcześniej nie kojarzyło się z nią i jej muzyką. Nie chodzi mi o sceny w bieliźnie. Mam raczej na myśli bardzo filmowy, retro klimat, na jaki się zdecydowano. Zdecydowanie jeden z moich ulubionych klipów!