Materiały prasowe

A teacher Hulu (Nauczycielka). Kate Mara i Nick Robinson balansują na krawędzi

Zupełnie przypadkiem, ale bez najmniejszego żalu, zaczynam stawać się coraz większą fanką seriali produkowanych dla Hulu. Być może ten zachwyt to kwestia małej liczby ich produkcji, jakie jak na razie obejrzałam, ale mimo braku wielkich zachwytów, Hulu jest u mnie obecnie wyżej oceniane niż Netflix czy HBO Max. Jeszcze w starym roku trafiłam w odmętach Internetu na informację o serialu A Teacher (pol. Nauczycielka) z Kate Marą w roli głównej, na podstawie scenariusza Hannah Fidell. Po nowym roku zorientowałam się, że serial w ekspresowym tempie – jak na polskie realia – jest dostępny w ofercie NC+. Pierwsze odcinki pochłonęła błyskawicznie!

Nie było to specjalnie wymagające, bo jeden trwa średnio 22 minuty, więc obejrzenie trzech to jak obejrzenie jednego odcinka sztandarowej produkcji Netflixa. Serial składa się z 10 i opowiada historię nauczycielki i ucznia, którzy po krótkim, ale intensywnym romansie, starają się ułożyć swoje życia od nowa. Kilka lat temu Hannah Fidell wyreżyserowała film o tym samym tytule, który pokazała na festiwalu Sundance. Recenzje zgarnęła raczej średnie, krytycy zarzucali jej kilka potknięć, film nie był specjalnie popularny, ale jak widać znaleźli się chętni na zainwestowanie w serialową wersję. I słusznie, bo ogląda się przyjemnie, jest nawet morał i można się zastanowić nad pobudkami bohaterów. Jednego nie udało się jednak osiągnąć – utrzymać zachwytu do samego końca.

Czy wiek to tylko liczba? I czy romans między nauczycielką a jej uczniem może być niewinny? Serial opowiada o zakazanej miłości w szkolnych murach, stawiając przy okazji prowokacyjne pytania na temat międzyludzkich relacji. Produkcja stanowi rozwinięcie filmu o tym samym tytule z 2013 roku. W postacie kochanków wcielają się Kate Mara oraz Nick Robinson. Opis z NC+

Fascynuje mnie, raczej nie w pozytywnym sensie, jak to się dzieje, że wiele bardzo dobrze zapowiadających się scenariuszy „umiera” w połowie. Co takiego wydarza się w trakcie, co sprawia, że doskonały pomysł zaczyna być miauki, skręca w niebezpiecznie przewidywalną stronę? Jak to się dzieje, że scenarzysta wypuszcza z rąk dobry pomysł, a do widza dociera wersja bez udanego zakończenia? W przypadku niektórych filmów i seriali można to zrzucić na karb budżetu. Lata temu mówiło się, że jedna czy druga produkcja wygląda źle po skończyła się kasa. Teraz trudno w to wierzyć, bo genialne efekty w post-produkcji wchodzą spod rąk domorosłych filmowców, których budżet kończy się na kieszonkowym od rodziców. W serialu Nauczycielka budżet zdecydowanie nie stanowił problemu.

Pierwsze cztery, może nawet pięć odcinków, ciekawie wprowadza do świata Claire Wilson, nauczycielki po trzydziestce, która ewidentnie – pierwsza scena! – ma pewne problemy, zaburzenia, wiedzie życie, z którego nie jest zadowolona. Poznajemy też Erica Walkera, z pozoru typowego nastolatka, lubiącego wypady ze znajomymi i wieczorne imprezy, który marzy, żeby wyrwać się z domu i pójść na studia. Kate Mara i Nick Robinson tworzą tutaj udany aktorski duet, serial jest naprawdę dobrze zagrany! Z ich postaciami można się utożsamiać, można je zrozumieć, można nawet polubić. Nie dziwię się, jeśli przez te kilka pierwszych odcinków większość widzów zwyczajnie, tak po ludzku, życzyła tej parze powodzenia i oczekiwała szczęśliwego zakończenia, w tej sztampowej filmowej formie – żyli długo i szczęśliwie, na przekór wszystkiemu i wszystkim.

W pierwszych odcinkach kryła się pewna tajemnica i nie chodziło wcale o to, że romans nauczycielki z uczniem to przestępstwo. Bohaterowie mieli tajemnice, będąc razem odżywiali, będąc osobno zmagali się z problemami – w małżeństwie, w rodzinie, w życiu. Wydawało się, że cokolwiek by się nie wydarzyło, mogą chcieć być razem. Tymczasem wraz ze zbliżającym się finałem stawało się coraz bardziej jasne, że nauczycielka Claire poddała się swoim demonom, wydawała się coraz bardziej zagubiona. Napiętnowanie społeczne z pewnością nie ułatwiało jej życia, ale raczej było tym czynnikiem, który wyzwolił zachowania, jakie i tak w niej tkwiły. To nie tak, że życzyłam jej źle, ale w tym swoim smutku i zagubieniu wydawała się bardzo prawdziwa. W podobny stan wprowadził się Eric, co biorąc pod uwagę jego wiek dobrze obrazowało stan psychiczny chłopaka, który stracił głowę dla kobiety, z którą nie mógł dłużej być, a nieszczęśliwa miłość odcisnęła emocjonalne piętno.

Do finałowego odcinka odczytywałam serial Nauczycielka jako opowieść o zakazanym romansie, który nie może trwać, bo najprościej rzecz ujmując, nie pozwalają na to normy społeczne. Jako opowieść o kobiecie, która godzi się na romans z nastolatkiem wiedząc, jakie mogą być tego konsekwencje oraz nastolatka, który jest inteligentny i bystry, więc rozumie, że relacja albo szybko się zakończy, albo zakończy się źle. Opowieść o ludziach z różnych powodów nieszczęśliwych w życiu, którzy trafiając na siebie wyrywają się z sideł życia, które zupełnie im nie odpowiada, wspólnie tworząc świat stojący na kruchych fundamentach, ale pozwalający im oddychać.

Claire od początku nie wydawała się kobietą bez problemów, ale ostatni odcinek zrobił z niej tragiczną bohaterkę, która za wszelką cenę musi dopasować się do oczekiwań innych, żeby czuć się dobrze. Jakkolwiek by się nie broniła, prędzej czy później wpadnie w sidła życia oczekiwaniami innych. Eric natomiast, z czym zupełnie się nie zgadzam, wytłumaczył sobie romans w sposób dla siebie wygodny, który zrobił z niego ofiarę i męczennika. I właśnie z ostatnim odcinkiem, z finałową sceną mam największy problem. Być może niezbyt uważnie oglądałam, być może źle zinterpretowałam dialogi, ale po pierwszych czterech odcinkach spodziewałam się mocniejszego, bardziej wyrazistego zakończenia, które nie zamiecie wszystkiego pod dywan. Według mnie ani Claire ani Eric nie byli w swoich działaniach naiwni czy niewinni.

Rozczarowałam się finałem, nie ukrywam, ale mimo to był to jeden z najciekawszych seriali, jakie widziałam w ostatnich miesiącach. Aktorsko na dobrym poziomie, reżysersko na dobrym poziomie, scenariusz mógłby być lepszy. Dziesięć odcinków dawało duże pole manewru, które zaprzepaszczono upraszczając opowieść. Banalne, oczywiste, bardzo wprost opowiedziane zakończenia rzadko kiedy są udane. W przypadku serialu Nauczycielka popsuło wspomnienie o świetnym początku.