Lato, tak naprawdę odkąd pamiętam, było dla mnie momentem na nadrabianie koncertowych zaległości i korzystanie z faktu, że można pod nosem poczuć koncertową energię artystów, którzy wiosną i jesienią nie mieszczą się do mojego kalendarza. Bądź nie koncertują w okolicy, bo do niedawna pojechanie do innego miasta w Polsce na koncert polskiego artysty nie leżało w kręgu moich zainteresowań. Ostatnie półtora roku bardzo zmieniło to podejście, a lato zaczęło być jednym okresem, w którym można w miarę swobodnie planować koncertowe doświadczenia. Sezon postanowiłam otworzyć koncertem w KontenerART, gdzie w sobotę, 17 lipca, zagrał Buslav. Od czasu wydania debiutanckiego albumu nie znika z moich playlist.
Jest kilka rzeczy, jakie uświadomił mi ten koncert. Przede wszystkim fakt, że od premiery Buslav mija w tym roku pięć lat. To szmat czasu, zwłaszcza w artystycznym świecie, co było słychać podczas poznańskiego koncertu. To właśnie ta druga kwestia, która do mnie dotarła i dowód, że koncertowe emocje pozwalają spojrzeć na muzykę inaczej. Uzmysłowiłam sobie, co przecież słyszałam, że obecnie Buslav częściej śpiewa po polsku – eureka! – a kompozycje, choć niezmiennie pełne melancholii i niestroniące od refleksji, są bardziej taneczne. Zaśmiałam się w duchu, gdy to do mnie dotarło, ale niewątpliwie potrzebowałam przypomnieć sobie, jak brzmiały utwory wydane na Buslav i zestawić je z tym, co ukazuje się w ostatnich miesiącach, a później posłuchać na żywo.
Pozostając w tych przemyśleniach wychodząc z KontenerART zastanawiałam się, jak brzmi (mogłaby brzmieć?) kolejna płyta Buslava. Czy byłaby w całości po polsku? Czy byłyby na niej tak odważne utwory jak wydany niedawno Tracę smak, gdzie miesza się kilka stylów muzycznych i interpretacji tekstu? A może byłoby więcej piosenek podobnych do singla SYN, którym nie można odmówić skoczności i zdolności oderwania tłumów, ale przebija się wrażliwość i ta nostalgiczna twarz Buslava? Ciekawi mnie to, bo w trakcie koncertu zabrzmiał utwór, który ukaże się niebawem, Toniemy, również z polskim tekstem, który z kolei bardziej skręca w kierunku nagrań z debiutanckiej płyty, ale słychać też, że to nowe nagranie, z tymi modnymi obecnie w muzyce smaczkami. Było można też posłuchać proroczemu Boję się z końca marca 2020.
Gdzieś pomiędzy tymi już wydanymi polskojęzycznymi singlami pojawiło się kilka anglojęzycznych utworów, w których z Buslava wychodzi inna energia. Jest więcej przestrzeni na zabawę, więcej energii i być może nawet swobody? Muzycznie utwory też wydają się ciekawsze, chociaż tu istnieje ryzyko, że coś zgubiło się w miksie i po prostu nie usłyszałam. Wniosek wyciągnęłam jeden – Buslav niesamowicie rozwinął się jako artysta, czasy debiutanckiej płyty to może nie tyle zamknięty rozdział, co jeden z pierwszych, które stworzył. Te nowe brzmią ciekawiej i zdecydowanie jest pole, żeby przekonać do siebie spore grono polskich słuchaczy. Zwłaszcza, że polski rynek bardzo polubił się od 2016 roku z delikatnością w męskim wydaniu doprawioną dobrymi melodiami.
Na deser muszę wspomnieć o samej organizacji koncertu, bo wiem, że w dzisiejszych czasach bardziej niż zwykle zwraca się na to uwagę. Nastała konieczności, można to też nazwać modą, żeby nie wszystko kojarzyło się z pandemią, na wykorzystywanie leżaków i koszy plażowych do usadzana widowni. Pozwala to przygotować wymagane odstępy, zapewnić ludziom względne poczucie bezpieczeństwa i swobody. KontenerART to akurat jedno z tych miejsc, które od leżaków nigdy nie stroniło, ale umówmy się – dla koncertów popowych, rockowych, elektornicznych taki układ nie jest najlepszy. Sądząc po energii, która wzbierała w gromadzonych z każdym kolejnym utworem – zwłaszcza dwoma ostatnimi singlami, mogę założyć, że gdyby nie było to wydarzenie siedzące, impreza rozkręciłaby się szybciej. Najważniejsze jednak, że koncert się odbył!
Tym optymistycznym akcentem pragnę poinformować, że koncertowe lato 2021 uważam za otwarte! Tutaj znajdziesz pierwszą część koncertowego przewodnika po Polsce na lato 2021, a tutaj drugą.