Cugowscy – Zaklęty Krąg – recenzja

Złapałam się na tym, że zapominam, jak złe pierwsze wrażenie potrafi na mnie zrobić pierwszy singiel z płyty. Złe, bo w większości przypadków mam duże, kompletnie niesprecyzowanie oczekiwania. Dwie pierwsze propozycje Cugowskich z albumu Zaklęty Krąg pozostawiały mnie z ogromnym niedosytem. Gdyby nie świadomość, że tak świetni muzycy nie mogą całkowicie spieprzyć płyty, nigdy nie posłuchałabym tego albumu.

Mówienie, że nie powinno się oceniać płyty po pierwszym singlu ponownie okazało się słuszne. I znów bardzo się z tego cieszę mając tym samym nadzieję, że jest więcej takich osób, jak ja. Czyli ludzi, którzy mimo wszystko nie skreślają płyty po posłuchaniu jednej, lub dwóch piosenek.

Cugowscy wydali płytę o męskich emocjach, z amerykańskim feelingiem i z bardzo przyjemną energią. Album, którego miło się słucha od początku do końca i z opcją losowego wyboru ścieżki.

Spędziłam z tym materiałem wystarczająco dużo czasu, żeby powiedzieć, że jest to z jednej strony ukłon w stronę fanów Budki Suflera, z drugiej fanów Braci z pierwszych wydawnictw, a z trzeciej w stronę radiowego mainstreamu. Wyszedł im z tego bardzo sympatyczny materiał mogący spokojnie wpasować się z klimat amerykańskich barów, najlepiej takich z kowbojami. Taki właśnie klimat przypominają mi piosenki Jackie D. i Mercedes blue. Co ponadto?

Album doprawiony gitarowymi solówkami, zbiór 12 piosenek, z których każda brzmi, jak dobrze przemyślany i wypieszczony utwór. Nie ma dwóch takich samych piosenek. Nie ma nawet dwóch podobnych, bo nawet te nieszczęsne radiowe single – Zaklęty krąg i Do niej – nie brzmią, jak własne siostry. W zestawieniu z resztą materiału z płyty brzmią lepiej niż z etykietą pierwszych singli.

Może zmierzam w złą stronę, ale Zaklęty krąg brzmi dla mnie, jak rozmowa ojca z synami o wspólnej fascynacji brzmieniem amerykańskiego rocka zmiksowanego momentami z bluesem. Zupełnie nie chce mi się szukać w tej płycie, jakiś autobiograficznych nawiązań, analizować tekstów piosenek, jak kartek z biografii. I jest kolejna rzecz, dla której lubię ten album.

Nie jest melancholijny, nie jest trudny, tekstowo nie jest ciężki. Nie zmusza do tego, żeby go niepotrzebnie brać bardzo poważnie. Co nie oznacza, że piosenki są o niczym. Nie są, ale dobre teksty nie muszą być naładowane przesadnym smutkiem. Nawet, jeśli przewijają się przez nie, jakieś historie z życia wzięte to na szczęście nie zostało to napisane tak, żebym literalnie potraktowała ten materiał, jako zwierzenia rodziny Cugowskich.

Nagle niespodziewanie płyta Zaklęty krąg stanęła do walki o miano jednej z najciekawszych płyt, jakie w tym roku wydał nasz krajowy artysta. Byłam przekonana, że Krzysztof i Piotr wokalnie staną na wysokości zadania, ale nie spodziewałam się, że powstanie tak organiczny materiał, po którego wysłuchaniu ma się pewność, że tworzenie każdej piosenki było bardzo dobrą zabawą. I w dodatku na każdą z 12 piosenek był pomysł. Tu dodano sekcję dętą, tam chwytliwą solówkę, tutaj fortepian…

Obawiałam się, że ta płyta będzie mocno skierowana do rozgłośni radiowych, zbyt słodka i zbyt melodyjna. Doskonale pamiętam kompozycje Braci z ich pierwszych albumów i nie ukrywam, że to, co ukazało się na płycie Zmienić zdarzeń bieg nie przypadło mi do gustu. Teraz chciałabym, żeby za Zaklętym kręgiem potoczyła się trasa koncertowa. Klubowa, na swój sposób intymna, oddająca charakter tego materiału.

Album Zaklęty krąg można kupić tutaj