Na chwilę przed włączeniem nowego odcinka Fear the Walking Dead obiecałam sobie, że nie będę miała żadnych oczekiwań. Przy okazji premiery pierwszego sezonu tego spin-offu, w sierpniu ubiegłego roku, zamieściłam tekst, w którym mocno nieprzychylnie wypowiedziałam się o wówczas 90-minutowym debiucie. Obejrzałam wszystkie sześć odcinków, a moje zdanie niewiele się od tamtej pory zmieniło.
W styczniu AMC ogłosiło, że przedłużyło produkcję serialu o 15 nowych odcinków, które w dwóch partiach będą emitowane w tym roku. Najwidoczniej oglądalność była na tyle zadowalająca, że ktoś na górze uznał, że warto inwestować w serial wypełniający lukę między nowymi odcinkami The Walking Dead. I w sumie dobrze, bo może poznamy odpowiedź na kilka zagadek.
45-minut na start
Tymczasem w niedzielę wyemitowano pierwszy odcinek nowego sezonu, tym razem 45-minutowy. Twórcy już zdążyli się przekonać, że będą musieli się mocno postarać, żeby spin-off zbyt szybko nie znudził się widzom. Co prawda wynik ponad 6,5 milionowej widowni to, nawet na realia ogromnego serialowego rynku w Stanach Zjednoczonych, powód to ogólnego zadowolenia, jednak jasno widać, że 11 milionów, jakie zanotował pierwszy odcinek poprzedniego sezonu, nie uda się łatwo odbudować. Najważniejsze, że są na to szanse!
Pierwszy odcinek, zwłaszcza spin-offu tak popularnego serialu, jakim jest potrafiące zgromadzić przed amerykańskimi telewizorami ponad 15 milionów widzów The Walking Dead, siłą rzeczy musiał cieszyć się olbrzymim zainteresowaniem. Pewnie też było, że w miarę ujawniania kolejnych odcinków to zainteresowanie będzie malało. Mając w garści niemalże połowę z wyjściowej stawki, bo ostatnie 3 odcinki notowały już wynik zbliżony do 7 milionów, postawiono na kontynuację. Fabułę przeniesiono z lądu na wodę, dwie rodziny i obcego im faceta wsadzono na luksusowy jacht, a łącznie zbudowano cztery wątki.
Bez oczekiwań
Oglądając bez oczekiwań doszłam do tego, że lada moment możemy dowiedzieć się, dlatego na ziemi w takim dużym tempie zaczęło przybywać zombiaków! Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest możliwe, że w chwilę zrobiło się więcej żywych trupów niż żywych ludzi? Jedną odpowiedź pobieżnie dano w głównym serialu, a potem powtórzono ją w pierwszych odcinkach spin-offu – wojsko zaczęło zabijać ludzi chcąc stłumić zamieszki w miastach. Efekt jest już dobrze znany – nieżywi zamienili się w zombie i zaczęli atakować żywych. Teraz, ostrożnie pojawia się drugi powód, który jest w zasadzie mocno eksponowany w The Walking Dead, ale w trochę innym kontekście.
Świat żywych podzielony jest na tych dobrych i na tych złych. W głównym serialu często ci źli pokazywani są, jako ludzie, którzy za wszelką cenę pragną przetrwać, niejednokrotnie nie ma dla nich znaczenia, ilu żywych zabiją. Ważne, żeby zdobyć to, czego pragną. Biorąc pod uwagę, że właśnie skończył się szósty sezon, można dojść do przekonania, że takie zachowania – nawiasem mówiąc bardzo ludzkie i charakterystyczne dla ciężkich czasów – podyktowane są warunkami, w jakich przyszło tym ludziom żyć, że lata uciekania, chowania się, walczenia o wszystko i o nic, siłą rzeczy tak ich uformowały.
Good? Bad? Whatever!
Tymczasem scenarzyści Fear The Walking Dead pokazują, że ten podział na dobrych i złych wykształcił się już na samym początku apokalipsy. Już w pierwszych tygodniach ludzie zabijali ludzi, paradoksalnie siebie stawiając w coraz trudniejszej sytuacji, chcąc nie tyle zagarnąć ich mienie, co dać sobie szansę przetrwania. Oznacza to mniej więcej tyle, że spin-off bardzo szybko wchodzi na ścieżkę walki człowiek kontra człowiek nie pozostawiając przy tym złudzeń, że chociaż przez chwilę ludzie próbowali zjednoczyć siły.
Nie brzmi to, jak wielce oryginalny pomysł na scenariusz, ale daje duże pole do popisu. Mnie chyba tym wątkiem kupili, bo prędzej spodziewałabym się dziesięciu odcinków podchodów do próby zabicia zombiaka, niż postawienia bohaterów od razu w sytuacji, w której muszą już, teraz, zaraz przewartościować swoje życie, zacząć podejmować trudne decyzje i momentalnie mierzyć się z dwoma zagrożeniami na raz. Zwłaszcza, że jeszcze nie opanowali sztuki walczenia z zombie. Jedyna uwaga jaką mam brzmi: więcej akcji, mniej gadania i rozkminiania. Przegadane seriale są w porządku, jeśli mamy do czynienia, z czymś na miarę The Affair. W tym przypadku liczą się czyny.