Przez ostatnie lata Męskie Granie stało się dla mnie synonimem wakacji, a wręcz symbolem ich początku, bo Poznań został miastem, w którym startuje trasa. Z każdą kolejną edycją coraz intensywniej zastanawiam się, dokąd zmierza Męskie Granie? Jak długo jeszcze potrwa? Kiedy nastanie ten moment, w którym jego organizatorzy będą musieli pomyśleć nad zmianą formatu? Po wczorajszych koncertach znów o tym rozmyślam.
W tym roku liderami Męskie Granie Orkiestra, czyli w zasadzie tego najważniejszego bandu całej trasy, zostali Brodka, Organek i Piotr Rogucki. Brodki słucham, lubię. Organka słucham, lubię. Roguckiego mogę posłuchać, gorzej z patrzeniem na niego, ale generalnie są to wszystko muzycy, których darzę sympatią. Mimo to, od czerwca, kiedy zaprezentowano singiel Nieboskłon, uważam, że Męskie Granie potrzebuje solidnej muzycznej metamorfozy. Otwarcia się na nowe twarze, nowe osobowości. A przez nowe niekoniecznie rozumiem młode. Zaproszenie Małgorzaty Ostrowskiej do wspólnego występu w finałowym koncercie uzmysłowiło mi, aż się zdziwiłam, że dopiero teraz, że wielu jest w Polsce artystów znanych, cenionych, uwielbianych i jednocześnie trochę już zapomnianych. Chciałabym, żeby Męskie Granie mi o nich przypomniało. Tak samo, jak chciałabym, żeby pozwoliło mi poznać nowych, młodych i zdolnych.
Scena Ż, czyli mała scena, na której dzieje się magia, podczas gdy duża scena przygotowywana jest na kolejny koncert, była doskonałym pomysłem. Wdrożonym bodajże w ubiegłym roku. Tą małą zmianą formatu, o której myślę. I piszę to ja, osoba, którą niekoniecznie interesują artyści występujący na Scenie Ż. W tym roku, w Poznaniu, zainteresował mnie tylko Piotr Zioła. Mimo wszystko uważam, że wprowadzenie drugiej sceny pozwala otworzyć ludzi na innych artystów. A z tym publiczność Męskiego Grania ma niestety duży problem.
Ja sobie narzekam, że w Orkiestrze znów Brodka i Organek, tymczasem ludzie narzekają, że nie ma Podsiadło. A on, chodząc w tłumie i udając, że go nie ma, pewnie to słyszy. Ciekawe, co sobie myśli. Będąc na jego miejscu chyba bym się trochę bała, bo ludzie wrzucili go do orkiestrowego worka i nie pozwalają z niego wyjść. To z resztą dotyczy wszystkich artystów, którzy stali na czele Orkiestry.
Brodkę można wymienić tylko na Melę, ewentualnie na Kasię Nosowską, ale tutaj każdy jest ostrożny, bo Kasia to jednak olbrzymie nazwisko, więc do worka wrzucać jej nie wolno. Organka, sądząc po wielkiej radości tłumu, wymienić nie można pod żadnym pozorem. Podsiadło został wymieniony na Roguckiego, ale chyba bez większej aprobaty tłumu. Co mnie w gruncie rzeczy bardzo zaskoczyło, bo wydawało mi się, że Rogucki (może bardziej z Comą niż solo?) cieszy się uwielbieniem Polaków. Jestem bardzo ciekawa, kto stanie na czele Orkiestry za rok. Chciałabym poczuć się zaskoczona.
Odkładając marudzenie na bok szybkie wspomnienia z wczorajszego dnia!
Zacznę chyba od tego, że nie wiem, jak to możliwe, że sześć godzin spędzonych na Cytadeli minęło tak szybko. To chyba doskonała recenzja tego, co się wczoraj działo. Zwłaszcza, że line-up niespecjalnie mnie powalił, ale jednocześnie błyskawicznie uznałam go za najlepszy całej trasy. Wszystko przez dwa koncerty: Me And That Man, czyli premierowy koncert projektu Adama Darskiego i Johna Portera w Polsce oraz przygotowany specjalnie na Męskie Granie projekt OBYWATEL GC v.2.0. Każdego byłam równie ciekawa, chociaż Obywatel GC trochę mnie rozczarował.
Bez wątpienia miałam bardzo duże oczekiwania. W końcu, żeby brać się za wykonywanie i interpretowanie Ciechowskiego trzeba mieć nie tylko pomysł, ale też sztab dobrych muzyków dookoła. Zapowiadało się interesująco, wyszło średnio, a całość uratował Krzysztof Zalewski. Mela Koteluk była oczywiście fantastyczna w swojej lirycznej, mocno artystycznej wersji. Kroku dotrzymywał jej Skubas, który też poszedł w spokojną stronę. Trochę energii dorzucił Błażej Król, ale dopiero Zalewski wszedł i zrobił szoł. Szoł, na które czekała publiczność. A Ciechowski kojarzy się przecież z silną ekspresją, prawda?
Niedosyt pozostał po tym, jak okazało się, że koncert dobiegł końca, a powinien trwać jeszcze dobre piętnaście minut. Coś poszło nie tak? Coś pominięto? To chyba pozostanie słodką tajemnicą, ale pierwszy raz widziałam, żeby godzinowa rozpiska Męskiego Grania nie pokrywała się z rzeczywistym czasem trwania koncertu. Na twarzach ludzi było widać, że nie wbiło ich w ziemię i liczyli na jakieś mocne zakończenie. Ja też.
Dla zachowania równowagi Me And That Man dali koncert, jakiego się spodziewałam. Gitarowe granie, ciągły kontakt z publicznością, ewidentna radość z bycia na scenie i pełen profesjonalizm. Szkoda tylko, że przyszło im grać za dnia. Efekty świetlne po zmroku upiększają koncert. A ciekawostka z ich wstępu jest taka, że po wejściu Panów na scenę dwie dziewczyny stojące w pierwszym rzędzie zaczęły toczyć ożywioną dyskusję na temat tego, czy Pan w kapeluszu to Nergal, czy to nie Nergal. Ostatecznie chyba skumały, że to Nergal. A jeśli nie to mam nadzieję, że wyłapały chociaż aluzję z końcówki koncertu, gdy Nergal przedstawił siebie i Portera słowami: Rabczewski i Lipnicki.
Co poza tym?
Na chwilę przed Fayrant Tour HEY ma się bardzo dobrze. Nigdy nie byłam wielką fanką ich muzyki, ale zdarzało mi się już widywać ich na żywo. Urok osobisty Kasi jest oczywiście powalający za każdym razem. W Poznaniu także go nie zabrakło. Podczas koncertu odbyła się natomiast koncertowa premiera utworu Tramwaje i Gwiazdy, jaką Miuosh nagrał z gościnnym udziałem Nosowskiej. Idealnie wpasowało się to w konwencje Męskiego Grania, które opiera się przecież na niecodziennych kolaboracjach.
HEYowy akcent pojawił się także podczas koncertu Orkiestry, gdy Brodka zaprezentowała swoją interpretację [sic!]. Duży wkład w nowe brzmienie piosenki miała Zamilska, przez co wyszła bardzo klubowa, przypominająca mi te wszystkie nowe propozycje od Charli XCX, przeróbka. Niestety pod koniec bardzo męcząca.
Orkiestra kierowana przez Tomka Organka przypomina nieco zespół Organek. Swoją drogą – Organek też zagrał na głównej scenie, ale w ostatnim czasie widziałam ich na żywo tyle razy, że jedyne, co teraz zrobiło na mnie wrażenie to tłum piszczących fanek ze łzami w oczach. Aż zaczęłam żałować, że nie urodziłam się chłopcem i nie zostałam rockmanem. Orkiestra przypomina zespół Organek w tym, że każda piosenka musi mieć rozbudowaną partię instrumentalną. Pięknie wydłuża to czas trwania koncertu. Pisałam o tym w relacji ze Spring Breaka. Wspominałam, że “po zaledwie 45-minutowym koncercie spodziewałam się więcej śpiewania, mniej solówek i mniej gadania”. Organek lubi solówki, ja to wiem. Brzmienie Orkiestry tylko to potwierdza.
W tym roku w repertuarze znalazła się też jedna z moich ulubionych piosenek Myslovitz.
Utwór W deszczu maleńkich żółtych kwiatów wykonała Brodka wspólnie z Organkiem. Nie, nie zrobił tego Michał Kowalonek, który również był w Orkiestrze. Myślę, że to dobrze, głównie dlatego, że Brodka była w tej piosence fantastyczna! Bardzo dawno nie słuchałam tego kawałka. Orkiestra mi o nim przypomniała i jestem im za to mega wdzięczna. To jest naprawdę świetny numer!
Oprócz tego wspomniana już przeze mnie Małgorzata Ostrowska dołączyła do Orkiestry by zaśpiewać Gołębi puch, Brodka rapowała do Taty dilera Kazika na Żywo, a Rogucki śpiewał King Bruce Lee Karate Mistrz. Był nawet bis, o którym rok wcześniej zapomniano. Orkiestra wykonała po raz drugi Hi-Fi zespołu Wanda i Banda. To chyba dobitnie pokazuje, że Nieboskłon wcale nie żre na żywo, nie jest Elektrycznym, który tłum mógłby śpiewać pięć razy i pragnąć szóstego.
Na zakończenie małe wyjaśnienie. Naprawdę bardzo lubię Męskie Granie i chciałabym, żeby jeszcze trochę urozmaicało polską scenę muzyczną. Dlatego zastanawiam się, co będzie z nim dalej? I dlatego martwi mnie, że ludzie, uczestnicy koncertów, są tak mało otwarci na nowych artystów i wymuszają na organizatorach ciągłe zapraszanie tych samych twarzy. Nie tędy droga moi mili, nie tędy!
Zawsze się cieszę, że mogę brać udział w Męskim Graniu, pstrykać foteczki, pić darmowe piwo i chłonąć dźwięki. Nawet, jeśli jest trochę za głośno. To jest jedno z najlepszych wydarzeń muzycznych, jakie odbywa się w naszym kraju! Kto nigdy nie był, polecam pójść. Doświadczyć tego na własnej skórze. Tymczasem zostawiam Was z 30-ma z 311 zdjęć, które wybrałam do publikacji w tym tekście.