Nate Ruess – Grand Romantic – recenzja

Z Natem Ruessem zetknęłam się już przy okazji olbrzymiego zainteresowania singlem We Are Young, który nie tak dawno temu wypuścił zespół fun. i podbił nim nawet najmniejszą rozgłośnię radiową. Nieco później Nate pojawił się gościnnie na płycie P!nk. Wykonał z nią duet zatytułowany Just Give Me a Reason, jedną z tych piosenek, które brzmią przepięknie, ale… bez Nate’a.

Jego bardzo charakterystyczna barwa głosu skutecznie zniechęcała mnie do zainteresowania się formacją fun. Z pomocą przyszedł mi okres przed sesją egzaminacyjną, kiedy to nastał ten idealny (wręcz wymarzony) moment na przesłuchanie pierwszych nagrań z solowej płyty Nate’a, która ukazała się w czerwcu. Już po sesji, siedząc na pokładzie samolotu lecącego z Polski do Anglii ostatecznie doceniłam talent tego faceta.

Klamra kompozycyjna

Lubię klamry kompozycyjne. Dają mi poczucie, przekonanie, że twórca miał określony pomysł, zamysł, z którym pracował nad danym projektem. A nawet jeśli intro i outro przyszły przypadkiem, nie były zamierzone i powstały w ostatniej chwili, to miło, że artysta potrafi z tych przebłysków twórczej weny właściwie skorzystać.

Album Grand Romantic otwiera piosenka o tym samym tytule. Niezwykle pompatyczne intro, z dzwonami i prześmiewczymi głosami rozchodzącymi się w tle. Utwór o tym samym tytule pojawia się też pod koniec płyty i jest, z dużym przekonaniem, najpiękniejszą balladą na tym albumie.

Stworzona na bazie skrzypiec i gitary akustycznej, dopracowana stonowanym, a momentami rozpaczliwym głosem Nate’a piosenka, sprawia wrażenie swego rodzaju lamentu zakochanego faceta. Zamyka ją dokładnie ta sama melodia, która otwiera płytę – chór podniośle odśpiewuje w towarzystwie orkiestry słowa grand romantic. Aha, i wisienką na torcie jest puzon, rodem z opery.

Skrzeczący głos

Barwa głosu Nate’a, charakterystyczna, nie do końca z katalogu sztandarowych męskich głosów i raczej z kategorii tych skrzeczących, nie ma prawa podobać się każdemu. Po prostu. To wokal tak specyficzny, że często może wydawać się nieprzyjemny.

Na płycie wielokrotnie, choćby już na starcie w singlu AhHa, Nate pokazuje, że skrzela to on ma! W tej samej piosence udowadnia też, że potrafi zmienić się w czarodzieja i za sprawą magicznej różdżki, przeistoczyć swój głos w mocniejsze, męskie tony.

W tym głosie, gdy już się do niego przyzwyczaimy, można odnaleźć wiele smaczków, dowodów na to, że Nate’a z żadnym artystą pomylić się nie da. Bardzo świadomie wykorzystuje to, co w swoim gardle ma (i co kiedyś w tym gardle odkrył) i choć Grand Romantic może wydawać się typowo balladowym albumem, jest wręcz przeciwnie.

Odważnie i rozważnie

To wyważony krążek. Połączenie wolnych, balladowych kawałków z szybkimi i skocznymi, a nawet tanecznymi. Taka mieszanka musi świetnie sprawdzać się podczas koncertów. Idealnym obrazem tej różnorodności jest wybór singli.

Z jednej strony sztandarowa ballada Nothing Without Love, z drugiej Great Big Storm czy wspomniane już AhHa. Na wyróżnienie zasługuje też Moment, który nie wiem czy jest piękniejszy pod względem napisanej muzyki, czy słów. Mądre, rozumne śpiewanie z chęcią śpiewania o czymś, a nie dookoła czegoś, to rzadkość. Polecam rozpocząć słuchanie albumu właśnie od tej piosenki. Jeśli Nate Ruess to tak piękny wewnętrznie artysta, jak ta piosenka – cudownie!

Dopracowane szczegóły

Może pewnego dnia skuszę się na osobny tekst dotyczący fenomenu, jakim w moim odczuciu jest wszystko, co wychodzi spod skrzydeł wytwórni fonograficznej Fueled By Ramen. Tym albumem znów udowadniają, że za sukcesem idzie jakość. A nad nią FBR czuwa bardzo mocno i wypuszcza coraz więcej muzycznych perełek.

Na płycie Nate’a przeważa… wszystko. Grand Romantic to krążek z gitarami, skrzypcami, trąbkami, puzonami, pianinem, perkusją i cholera wie, czym jeszcze. Tam jest wszystko, ale wymiksowane idealnie, połączone wyśmienicie. Instrumenty są żywe, prawdziwe i sprawiają, że przymiotnik grand nabiera dodatkowego znaczenia. Uczta dla uszu dopieszczona przemyślanymi tekstami piosenek. Czego chcieć więcej? Uczta dla tych, którzy są mocno przemęczeni radiową papką.