Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego o filmie Amok przestało być głośno, gdy już wszedł do kin? Dlaczego nie stał się Sztuką Kochania, chociaż też oparty jest na faktach i mocnej historii? Dlaczego było cicho o filmie wyreżyserowanym przez Kasię Adamik, gdzie główne role grają Simlat, Kościukiewicz i Wichłacz? Ja się nad tym zastanawiałam.
Ten film znalazł się na mojej liście filmów do obejrzenia, ale nie poszłam do niego do kina i obejrzałam dopiero na VOD. Nie żeby moja wizyta w kinie to miał być wyznacznik powodzenia filmu, bo oczywiście, że tak nie jest, ale ewidentnie nie było na niego ciśnienia. Dlaczego wreszcie go obejrzałam?
Ze względu na Zosię Wichłacz i jej rolę
Niebawem premiera nowego sezonu serialu Belfer, gdzie gra Zosia. Czekając na pierwszy odcinek pomyślałam, że byłoby fajnie prześledzić filmową karierę tej młodej aktorki. A że Amok był na tej mojej liście, siłą rzeczy zdecydowałam się go obejrzeć w pierwszej kolejności. Problem w tym, że w tym filmie Zośki wcale nie ma dużo. Jej twarz zdobi plakat i większość zdjęć promo, ale w filmie jest raczej tłem. Ładnym tłem, ale myślałam, że jej postać została bardziej rozwinięta.
Wspominałam już na Facebooku, o tutaj, że mam spory problem z oceną tego filmu. Z natury nie lubię krytykować za nic, dla zasady, bo inni to robią, ale w tym przypadku naprawdę rozumiem recenzentów, którzy byli rozczarowani. Ja jestem jedną z tych rozczarowanych osób, które liczyły na mocne kino, a dostały film pretendujący do tego miana tylko z powodu historii, na jakiej został oparty. I, ewentualnie, z powodu aktorów, jakich zaangażowano do odegrania głównych (i niegłównych) ról.
Amok okazał się filmem jednego aktora
Nawet by mi to nie przeszkadzało, bo Kościukiewicz zapowiada się na dobrego aktora, ale na jego miejscu miałabym żal do scenarzysty. Otwarcie filmu, pierwsze piętnaście minut było naprawdę obiecujące. Scena z rozcinaniem biustu, skontrastowana z rodzinną pseudo sielanką, tajemniczy pokój i pierwsze wersy książki. Później scena z Wichłacz odkrywającą tajemnicę męża. Zapowiadało się ciekawie, mocno, intensywnie i wciągająco. Później pałeczkę przejmuje Simlat, który staje się drugim głównym bohaterem, no i oczywiście Kościukiewicz, który gra pierwsze skrzypce już do samego końca.
Scenariusz zbudowano na motywie czytanej książki. Powoli opowiadano, co zrobił nasz bohater, powoli poznawaliśmy też jego psychikę, sposób myślenia, reagowania na świat i zapędy. Te głównie do sławy, rozgłosu i gigantyczne parcie na szkło. I tak przez cały film patrzymy na świat albo oczami Bali, czyli mordercy, albo policjanta. Ile widzieliście już filmów, w których policjant zaprzyjaźnia się z podejrzanym (lub już oskarżonym), a potem wsadza go do więzienia?
No właśnie. Ten motyw pojawia się nawet w Jestem Mordercą, ale jest tam o wiele lepiej napisany i zagrany. O ile rozumiem że taka relacja mogła wywiązać naprawdę, to nie rozumiem już, dlaczego została przedstawiona w taki oczywisty sposób? Pewnie już się domyślacie, że policjant, czyli Simlat, również psychicznie odczuł bliższą relację z naszym mordercą, a na co dzień jego życie wcale nie było piękne i z obrazka. Dużo powstało już takich filmów, a ten jest po prostu kolejnym w swojej kategorii.
Wielka szkoda, bo ta historia, te wydarzenia, ten człowiek, to potencjał na (wybaczcie słownictwo) zarąbisty dreszczowiec!
Film oparty na prawdziwej historii Krystiana Bali, którą żyły media na całym świecie. W wydanej w 2003 roku książce Amok opisał on zbrodnię bardzo podobną do tej, o którą został później oskarżony! Sprawa Bali dała początek najgłośniejszemu procesowi poszlakowemu w historii Polski, a jej przebieg relacjonowały m.in. BBC.
Amok to mistrzowsko skonstruowany thriller psychologiczny, w którym przeplatają się miłość, zdrada i niepohamowana żądza.
Odrą dryfuje zmasakrowane ciało z pętlą u szyi i nóg. Po kilku dniach zostaje znalezione przez rybaków. Przerażające odkrycie zostaje nagłośnione przez media i trafia do wszystkich serwisów informacyjnych w kraju. Ofiarą okazuje się architekt Mariusz Roszewski, jednak winnych zbrodni nie udaje się odnaleźć i sprawa – z braku dowodów – trafia do policyjnego „archiwum X”. Cztery lata później anonimowy donos wiąże zabójstwo Roszewskiego z fabułą powieści Amok autorstwa Krystiana Bali (Mateusz Kościukiewicz).
Tak brzmi fragment charakterystyki filmu, którą znajdziecie w opisie powyższego zwiastuna. Podkreśliłam thriller psychologiczny, bo rzeczywiście muszę się zgodzić, że psychologicznie jest bardzo. Throllerowo, patrząc na film oczami osoby, która nie jeden dobry thriller już widziała, tylko i wyłącznie z powodu historii.
Co mi się podobało?
Drobiazgi. Takie jak nasycenie barw, a raczej brak tego nasycenia. To, że nie unikano pokazywania tych mocniejszych scen, chociaż myślałam, że będzie ich więcej. Sam Kościukiewicz niestety nie zrobił na mnie większego wrażenia. Simlat ponownie pokazał, że do grania mocnego chłopa, brutalnego i stanowczego, został stworzony. Natomiast Wichłacz, no cóż, to moje największe rozczarowanie, bo jej naprawdę było tam zbyt mało.
Brakowało mi w tym filmie dynamiki. W pewnym momencie stał się dla mnie oczywisty, a przepychanka policjanta z podejrzanym… nudna. Jedyny powód, jaki znajduje, żeby go polecić to to, że został napisany w oparciu o fakty. Choć jak wiadomo, w oparciu o fakty wcale nie oznacza, że wiele tych faktów pokrywa się ze scenariuszem.
Wielka szkoda, że tak zmarnowano potencjał, jaki daje historia Krystiana. Nie napiszę, że Amerykanie zrobiliby z tego cud, miód i Oscara, bo to nie jest prawda. Recepta na genialny film to nie jest tylko Hollywood, światowej sławy obsada i miliardy w budżecie. Moim zdaniem w tym przypadku zawiódł scenariusz.