Trochę zwlekałam z publikacją tych zdjęć, bo miałam takie poczucie, że jak już je tutaj wrzucę, wybiorę te kilka najciekawszych i napiszę, w jakich miejscach i okolicznościach powstały to nastąpi moje pożegnanie z wakacjami. Może to brzmi dziwnie, ale myślę, że też tak macie, że po powrocie z jakiegoś relaksującego wypadu jeszcze przez pewien czas żyjecie wspomnieniami, ale powoli rozładowuje się ta naładowana bateria i zatapiacie się w codzienności. To jest moja ostatnia kreska tej naładowanej w Sopocie baterii.
Zabrzmi to banalnie, ale naprawdę potrzebowałam tych kilku dni, w większości bez komputera, ze wczesnym chodzeniem spać i długimi spacerami. Pracowanie w domu ma swoje wady, chociaż z boku może wydawać się pracą-marzeniem. Albo w ogóle wydawać się pracą, w której się nie jest i której się tak naprawdę nie ma.
Tymczasem ja walczę z tym, żeby znaleźć równowagę między pracowaniem, blogowaniem i odpoczynkiem. Idzie mi to fatalnie, więc gdy, chyba trzeciego dnia pobytu w Sopocie, dotarło do mnie, że czuję się zrelaksowana, poczułam się dość nieswojo, niecodziennie i dziwnie. Oczywiście w tym pozytywnym sensie!
Kilka lat temu Sopot stał się moim wakacyjnym miejscem regeneracji. Przypadkiem, bo okazało się, że da się tam dotrzeć pociągiem w naprawdę dobrych warunkach, i w miarę szybko. Nie wyobrażam sobie, żeby w okresie wakacyjnym chociaż jednego dnia nie spędzić nad morze. Żaden ze mnie fan opalania (i upałów), ale szum fal, mewy… Chwila odpoczynku i wyrwania się do mniej znanego otoczenia to jest coś, co bardzo lubię.
Wszystkie prognozy pogody głosiły, że akurat w te dni, które spędzę w Sopocie będzie padało, lało, grzmiało, wiało i ogólnie będzie beznadziejna pogoda, a na plażę nie wybiorę się nigdy, bo przykryją mnie fale. Rzeczywistość okazała się taka, co z resztą widać na zdjęciach, że owszem padało, ale głównie późnymi wieczorami i w nocy, a wciągu dnia spokojnie można było spacerować, plażować, a morze wyglądało, jak wielkie jezioro.
Gdybyście się zastanawiali, czy Sopot to dobre miejsce na mniejsze lub większe wakacje to odpowiadam, że tak. Ale w tym roku zdecydowanie bardziej odpowiadał mi Sopot po drugiej stronie molo, z daleka od hałaśliwego deptaka, zatłoczonych plaż i zgiełku. Wybrałam się w okolice molo raz i wróciłam bardzo zmęczona, doceniając, że jednak nie tam stoi mój hotel, a z okna tego, w którym nocuję mogę podglądać wiewiórkę, a nie rozbrykanych turystów.
Zostawiam Was ze zdjęciami, które myślę, że naprawdę całkiem udanie oddają klimat z moich wspomnień i mam nadzieję, że Wam też udało się w te wakacje trochę naładować akumulatorki!