Okładka Waste A Moment

Muzyczne szorty #6: Kings of Leon, Green Day i The Pretty Reckless

Przez te kilka serii muzycznych szortów udało mi się już zaobserwować, że z ciekawymi piątkowymi premierami jest w kratkę. Średnio dwa piątki w miesiącu przynoszą premiery warte uwagi, wyczekiwane zarówno osobiście przeze mnie, jak i przez muzyczny świat. Dzisiaj jest właśnie ten piątek, w którym jest o czym pisać i jest czego słuchać. Nowe single zaprezentowali: Kings of Leon, Green Day, The Pretty Reckless i Lady Gaga.

Tym samym coraz bardziej do mnie dociera, że od października, co piątek czeka mnie premiera płyty artysty, którego lubię. Przeżyłam to już raz w 2013 roku, gdy w praktyce przekonałam się, że nie da się nacieszyć i dobrze wsłuchać się w kilka płyt ukazujących się w tak krótkim odstępie czasu. Może po trzech latach mam już w tym większą wprawę…

Kings of Leon – Waste A Moment

Chłopcy sprytnie, intensywnie zapowiadali premierę tego singla w mediach społecznościowych i na ulicach większych miast. Wszystkie zapowiedzi były ozdobione pastelowym różem i błękitem, co mnie mocno kojarzyło się z roboczym tytułem płyty. Ostatecznie We Are Like Love Songs przechrzczono na WALLS, ale brzmienie Waste A Moment nadal brzmi pastelowo.

Zaczyna się tak, że każdy, kto kiedykolwiek posłuchał jednej z ostatnich płyt Kings Of Leon momentalnie rozpozna, że to musi być coś nowego od tego zespołu. Są gitary zahaczające o melodyjne country i szybka perkusja. Nie nazwałabym tego utworu potężnym, zaskakującym pierwszym singlem, bo takim nie jest. Powiedziałabym natomiast, że to utwór sprytnie wpasowany w styl rozgłośni radiowych – takich lubiących gitarowe brzmienia i takich, które chwytają się bardzo wkręcających się w mózg refrenów.

Złota zasada mówiąca, że płyty po pierwszym singlu oceniać nie wolno każe mi sądzić, że WALLS może być dobrym albumem. Może trochę zbyt cukierkową, jeśli spojrzeć na przeszłe agresory, ale szansa na eksperymenty zakończone powodzeniem jest duża!

Green Day – Revolution Radio

Brakuje mi nowych piosenek od Green Daya, bo kto inny, jak nie oni potrafi zaserwować potężnego, pozytywnego, energicznego kopniaka? Wypuszczanie tytułowego utworu z płyty na miesiąc przed jej premierą można chyba potraktować, jako najważniejszą zapowiedź całego albumu. A ten miał być o poważnych sprawach i wynikających z nich frustracji.

Strasznie się czepiam, nawet sama się sobie dziwię, ale myślałam, że jak Billie Joe tak ostro wypowiada się w wywiadach o kandydacie na prezydenta USA to w takiej piosence jak ta będzie tryskał wkurwem i niezadowoleniem tak, że aż mi z głośników coś wyleci. Tymczasem całkiem na luzie, melodyjnie wyśpiewuje: Give me rage like there’s teargas in the crowd. Czegoś mi w tej piosence brakuje, a tym czymś jest właśnie rage!

The Pretty Reckless – Oh My God

Taylor Momsen to nadzieja na to, że surowe granie nigdy nie przepadnie w czeluściach syntezatorów i komputerowych gitar. Jest też dowodem na to, że dziewczyny stać na odważny, mocny wokal. Tytuł piosenki może mało zjawiskowy, piosenka też nie zalicza się do tych najlepszych w dorobku The Pretty Reckless, ale przynajmniej słychać, że na radiowe kompromisy i tracenie własnej indywidualności nie ma miejsca. Podoba mi się to.

Po sieci krążą już rozmaite recenzje całego nowego albumu, niektórym można chyba zaufać i w jednej takiej przeczytałam, że na Who You Selling For The Pretty Reckless idą w nowym kierunku, trochę eksperymentując z brzmieniem. Zaintrygowało mnie to, ale Oh My God nie potwierdza tych słów. Może to, co najlepsze zostawili na koniec?

Lady Gaga – Perfect Illusion

Ta Pani nigdy nie zachęcała mnie muzyką. Wiem, że ma grono oddanych fanów i panuje ogólne przekonanie, że to jedna z najlepszych artystek naszych czasów, ale ja tego nie słyszałam. Głupio byłoby nie posłuchać Perfect Illusion, które po pierwsze wiadomo, że podbije kilka list przebojów i pobije kilka rekordów, po drugie jest na językach wszystkich, czyli wypada wiedzieć, czy się ten utwór lubi czy też nie.

Wszędzie, gdzie dziś spojrzę czytam, że Lady Gaga wydała mocny singiel. Rzeczywiście jest to najmniej upbeatowa piosenka Gagi, jaką słyszałam, z najmniej podkręconym efektami wokalem, ale mocny singiel to wydało The Pretty Reckless, a nie Gaga.

Ona wydała piosenkę będącą pstryczkiem w nos dla tych wszystkich, którzy sądzili, że można zamknąć jej muzykę w jednym opisie i przez dekady go nie zmieniać. Chylę czoła, bo kto jak nie Lady Gaga byłaby w stanie to zrobić?

W Perfect Illusion jej głos momentami bardzo przypomina mi te wszystkie zadziorne single P!nk, zwłaszcza te z początków jej kariery, które uwielbiam. Muzycznie nie jest to piosenka rockowa, jak dzisiaj twierdzi, co druga osoba wypowiadająca się na ten temat, a raczej disco z lat 70.

Moim zdaniem, też na przekór dziwnej ogólnej opinii, istnieje kilka czynników, które sprawią, że Perfect Illusion będzie jedną z najpopularniejszych piosenek jesieni. Jednym z nich jest właśnie ta inność tej piosenki na tle nie tylko wcześniejszych singli Gagi, ale tego co topowe wokalistki wypuszczają w tym roku.