Materiały prasowe

Avril Lavigne w Kolonii. Odkopałam relację z 2011 roku!

SponsoredSony Music Polska (2011)

Właśnie oficjalnie zapowiedziano, że w marcu 2020 roku Avril Lavigne ponownie odwiedzi Europę. Po dziewięciu latach Kanadyjka zagra dla europejskich fanów dwanaście koncertów, które będą częścią światowej trasy koncertowej Head Above Water Tour. Czytając całkiem liczne zapowiedzi trasy, a raczej wycieki na jej temat, postanowiłam odszukać moją relację z jednego z jej ostatnich koncertów na Starym Kontynencie. We wrześniu 2011 roku, promując album Goodbye Lullaby i koncertując pod nazwą The Black Star Tour Avril wystąpiła w Kolonii, w Niemczech. Dokładnie w tym samym miejscu zagra 29 marca 2020 roku.

To pierwsza koncertowa relacja, jaką napisałam w życiu. Gdy teraz ją czytam mam mieszane uczucia. Miło wrócić wspomnieniami do tamtego koncertu i przypomnieć sobie rzeczy, które wtedy wydawały mi się ważne do zapamiętania i na tyle ważne, żeby pisać o nich w relacji. Jednocześnie część z nich wydaje mi się zabawna i z perspektywy czasu zupełnie nieistotna. Rok 2011, o czym pisałam m.in. tutaj, to był naprawdę fantastyczny muzycznie rok. Byłam na koncertach trzech moich ulubionych, w tamtym okresie, zagranicznych artystów. Udział w koncercie Avril był dla mnie o tyle wyjątkowy, że była ona pierwszą artystką, którą mogłam nazwać moją idolką.

Na przestrzeni lat, nawet już w 2011, moje zamiłowanie do jej muzyki osłabło, moje postrzeganie muzyki bardzo się zmieniło, ale jest to zupełnie naturalne. Pamiętam, że otrzymanie biletów na koncert w Palladium było takim zwieńczeniem mojej kilkuletniej pracy nad polskim Fan Clubem Avril, a sam koncert dniem spełnienia marzenia sprzed lat.

Relacja, jaką znajdziecie poniżej to oryginał. Nic w niej nie zmieniałam, niczego nie poprawiłam. Właśnie taką opublikowałam w 2011 roku na stronie Avril-Lavigne.pl. Nie było w niej zdjęć, i nadal nie ma, bo dziewięć lat temu smartfony nie były takie rewelacyjne, żeby opłacało się wyciągać je z kieszeni.

Pierwsza od 2008 roku, światowa trasa koncertowa ”The Black Star Tour” promująca album ”Goodbye Lullaby” Avril Lavigne od początku budziła kontrowersje. Pierwsze azjatyckie koncerty pokazały, że nadzieje na rozbudowaną, długą set listę to zaledwie nadzieje, a koncerty, zgodnie z zapowiedziami samej Avril, to mieszanka starych i nowych piosenek. Umówmy się, starych piosenek z przebłyskami nowych. Później było nieco lepiej. Avril postanowiła posłuchać rad fanów i rozpocząć eksperymenty dodając do set listy nowe piosenki, jak „Push” czy „Everybody Hurts” oraz stare, „Nobody’s Home” i „I Can Do Better.” W rezultacie set lista osiągnęła magiczną liczbę 20 utworów.

Pomimo zaskakującej set listy zarówno azjatyccy, jak i ci mieszkający w Ameryce Południowej fani, zdawali się wychodzić z koncertowych sal z wielkimi uśmiechami na twarzach i słowami zachwalającymi trasę. Niejednokrotnie pojawiały się komentarze, że to ”najlepsza trasa koncertowa w karierze Avril.” Ja zachwalałam jedno – bardzo ciekawe intro do piosenki “Alice” i ciekawy pomysł na prezentacje koncertowej wersji “Stop Standing There,” dzięki której udało mi się docenić współpracę Avril i Butcha Walkera.

Gdy w połowie maja poinformowano o dwóch paryskich koncertach w ramach europejskiej części trasy pojawiła się pierwsza okazja, żeby tą budzącą kontrowersję i zarazem zachwycającą fanów trasę, zobaczyć na własne oczy. Ostatecznie z trzynastu możliwych opcji padło na wybór tej dziesiątej, czyli niemieckiego koncertu. I choć set lista zdawała się ewaluować w dobrą stronę, podczas europejskich koncertów zrezygnowano m.in. z piosenki ”Stop Standing There”, a tylko czasami ”Push” zastępowało ”Don’t Tell Me.” Wszystko było możliwe, a pewnik był jeden: singli z „Goodbye Lullaby” nie zabraknie.

19. września według termometrów nie należał ani do najcieplejszych ani do najzimniejszych dni miesiąca, jednak kilkugodzinne czekanie na otwarcie bramek ma swoje minusy. Po przybyciu do Palladium, w którym odbył się wieczorny koncert, na schodach czekała pierwsza grupka fanów. Niektórzy byli tam już od siódmej rano! Aby tym, czekającym od wczesnych godzin, wynagrodzić trud pewien Niemiec postanowił numerować przybywających fanów tak, aby w efekcie końcowym osoba, która przybyła pierwsza, jako pierwsza stanęła w kolejce do wejścia. Mi przypadł numerek 38. Pomysł może był i sprawiedliwy, ale wydawał się nie mieć przełożenia na rzeczywistość. Po niespełna godzinie fanów poproszono o opuszczenie schodów i ustawienie się w kolejce na długim, otaczającym budynek chodniku. Wcześniej obok fanów przeszedł jeden z ochroniarzy Avril dumnie prezentując swój trójwymiarowy laminat członka ekipy. Z godziny na godzinę fanów przybywało. Chodnik zapełniał się zarówno osobami, które z daleka można było posądzić o zamiłowanie do Kanadyjki, – charakterystyczne kolory we włosach, ubrania z linii Abbey Dawn – osobami, które tylko na ten jeden dzień zdecydowały się wykorzystać zbierane przez lata przypinki z wizerunkiem piosenkarki czy koszulki z poprzedniej trasy oraz zwyczajnie ubranymi, nie emanującymi swoim muzycznym gustem osobami. Wszyscy czekali na jedno – otwarcie bramek i wejście do miejsca, w którym na scenie pojawi się Avril Lavigne. Bramki otworzono zgodnie z planem, kilka minut po 18:00. A więc ponad ośmiogodzinne czekanie dobiegło końca! Godzinę wcześniej, członkinie (prawdopodobnie) niemieckiego Fan Clubu rozdawały papierowe serca i uśmiechy oraz świecące bransoletki.

Palladium samo w sobie nie należy do największych sal koncertowych, w jakich zagrała Avril, swój pierwszy i do 2011 roku jedyny występ w tym miejscu piosenkarka zaliczyła promując album „Let Go” – ale zdołało pomieścić wszystkich zainteresowanych, więc około 4000 osób. Po wejściu i zajęciu wygodnej pozycji w drugim – czasami pierwszym – rzędzie okazało się, że numerki do pewnego stopnia się sprawdziły. Przede mną stała dziewczyna mająca numerek 34. Nie wiem, czy to niemieckie fanki postanowiły tego dnia użyć zapachu Wild Rose, czy ktoś wpadł na pomysł rozpylenia go za pomocą wentylacji w klubie, ale (przynajmniej w mojej części Palladium) zapach ten był bardzo wyczuwalny. Zdecydowanie miła odmiana po godzinach spędzonych na chodniku z pochłaniającymi garściami pizzę fanami.

Pół godziny później na scenie pojawił się supportujący Avril, australijski zespół, Sons of Midnight. Panowie już na wstępie zostali powitani gromkimi owacjami. Następnie dali ciekawy, półgodzinny koncert, który z zainteresowaniem z góry Palladium oglądał Rodney Howard (perkusista Avril), Brody Jenner i Gabriel Panduro (stylista Avril). Do głównego koncertu pozostała godzina, którą zdecydowano się umilić puszczaniem piosenek 30 Seconds To Mars, Muse, Linkin Park czy Foo Fighters. Niestety nie wszystkie fanki poradziły sobie z panującym gorącem i brakiem płynów… Zanim na scenie pojawiła się Avril, kilka osób zemdlało i zostało wyniesionych przez ochronę. Gdy wydawało się, że wszystko jest już przygotowane, a na scenie brakuje tylko set list okazało się, że czekanie nie dobiegło końca. Nagle pojawiła się grupa około pięciu mężczyzn rozstawiających coś w rodzaju małej perkusji. Czyżby nagła zmiana w set liście? Na to wyglądało! Gdy „mała perkusja” zagościła na scenie przyszedł czas na rozłożenie set list i wejście Amie (asystentki Avril) z charakterystycznym pudełkiem chusteczek higienicznych z twarzą Hello Kitty i różowym termosem.

O godzinie 20:25 zapadła ciemność, a dookoła słychać było jedynie krzyk i pisk fanów. Krzyki i piski zagłuszyły pierwsze melodie piosenki ”Black Star”, a widoczność pomału zasłaniał intrygujący dym. Po minucie, może dwóch, na scenie pojawiła się blond włosa, ubrana w czarną koszulkę, czarne spodnie i czarne glany Avril Lavigne. Aparaty w górę, czas zacząć koncert! Po „Black Star”, tradycyjnie przyszedł czas na ”What The Hell” i pierwsze pokazanie się w pełnej krasie lewej stronie Palladium, która z punktu widzenia Avril była prawdą stroną i którą bardzo często „odwiedzała” w czasie koncertu. Zarówno podczas ”What The Hell” jak i ”Smile” Avril odgrywała – mimiką twarzą bądź ruchami rąk – sceny z teledysków. Już podczas ”Smile” piosenkarka zdecydowała się na bliższy kontakt z publicznością podchodząc do dziewczyny znajdującej się po lewej stronie i zabierając od niej żółtą, papierową buźkę. Buźka doczekała się całusa od Avril i została oddana pierwotnej posiadaczce. Pierwsze miłosne wyznanie ze strony piosenkarki w kierunku fanów padło właśnie po odśpiewaniu singla ”Smile.” Kolejne piosenki set listy to powrót do starych czasów – ”Sk8er Boi,” „He Wasn’t”, „My Happy Ending” i „Don’t Tell Me”. Podczas ”He Wasn’t” nie mogło zabraknąć znanej z 2008 roku zabawy z fanami, a przed ”My Happy Ending” pojawił się znany z radia fragmentu hitu ”Airplanes.” Choć piosenkę ”I Always Get What I Want” Avril rozpoczęła śpiewać stojąc blisko prawej strony Palladium ostatecznie to dziewczynom stojącym w pierwszym rzędzie po lewej stronie podała rękę – fanki były gotowe nie puścić swojej idolki już nigdy. Krótka piosenka została znacznie rozciągnięta w czasie poprzez powtarzanie przez Avril tej samej frazy kilka razy stojąc po lewej, prawej i na środku sceny. Sądząc po reakcji zespołu niewiedzącego, kiedy dokładnie przestać grać, nie do końca było to zaplanowane. Niemniej jednak, wyszło bardzo ciekawie, a techniczni zdążyli ustawić na scenie fortepian potrzeby do wykonania singla ”Alice”, ”When You’re Gone” i jak się później okazało także ”Stop Standing There.” Tutaj rozwiązana została zagadka „małej perkusji.” W czasie, gdy Avril zasiadła za klawiaturą śmiejąc się: ”Taaak, zamierzam dzisiaj zagrać”, Jimmy zajął się przygotowanym dla niego zestawem bębenków. Z powodu braku znajomości set listy z ostatniego paryskiego koncertu trudno było o pewność, że piosenki nie zagrano dwa dni wcześniej, jednak nie, tak się nie stało. To w Kolonii dokonała się europejska premiera live piosenki ”Stop Standing There” i zarazem jej jedyne europejskie wykonanie! Po miłej niespodziance nadszedł czas na najnowszy singiel, ”Wish You Were Here”, w czasie którego w oczach Avril widać było autentyczne łzy, które (jak łatwo się domyśleć) piosenkarka zaprezentowała lewej stronie publiczności. Krótkim wytchnieniem dla Avril i dla skaczących (przez większość czasu) fanów była wersja instrumentalna piosenek ”Unwanted”, „Freak Out” i „Losing Grip.” Wspólne głośne śpiewanie i skakanie swoją kontynuację miało podczas singla ”Girlfriend”, a klaskanie dołączyło do zestawu podczas singla ”Hot.” Tutaj niezwykle aktywny okazał się Jimmy, który kilkakrotnie odśpiewał wspólnie ze mną „you make me so hot”. Już od momentu powrotu Avril na scenę z ”Girlfriend” do stojącego z boku sceny Matta dołączy Brody, który przez całą drugą część koncertu nie zmienił miejsca pobytu, choć przez pierwsze dwanaście piosenek obserwował Avril z balkonu. Zwieńczeniem koncertu było “Complicated” i chóralnie odśpiewane ”I’m With You”, w czasie którego całe Palladium postanowiło pokazać swojej idolce, jak bardzo jest z nią. Sam utwór piosenkarka zadedykowała tym, którzy są z nią od pierwszego dnia kariery i przyznała, że ma najlepszy fanów na świecie. I tutaj skończyła się część główna koncertu. Avril zeszła ze sceny, zespół pożegnał się z fanami, a fani rozpoczęli skandować o kolejne utwory. Po kilku minutach okrzyków piosenkarka wróciła na scenę a razem z nią akustyczna gitara i dźwięki ”Nobody’s Home.” Ostatnią, dziewiętnastą piosenką, jaką Avril Lavigne wykonała dla zgromadzonych w Palladium fanów było ”I Love You.” Po nim Kanadyjka podziękowała fanom zarówno w języku angielskim jak i niemieckim i zeszła bezpowrotnie ze sceny.

Koncert zakończył się około godziny 22:00 i udowodnił, że Avril zdecydowanie bardziej swobodnie czuje się bez wymyślnych choreografii i tancerzy dookoła oraz na swój sposób potrafi nawiązać bardzo dobry kontakt z fanami. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że nadal jest niezwykle nieśmiałą osobą, która boi się nawiązać kontakt wzrokowy z pierwszymi rzędami. Mimo to, podczas jedynego niemieckiego koncertu światowej trasy ”The Black Star Tour” udowodniła, przynajmniej mi, że ma w sobie mnóstwo cech tej Avril, którą poznaliśmy za czasów promocji ”Let Go” czy ”Under My Skin” – nadal robi charakterystyczne miny stojąc z gitarą i nadal „kopie powietrze.” I mimo kontrowersyjnej set listy potrafi zaskoczyć dorzuceniem niegranej od tygodni piosenki, a co najważniejsze, obdarować uśmiechem tysiące czekających na jej występ fanów. Chociaż ”The Black Star Tour” nie należy do bogatych wystrojem tras i prawdopodobnie na płycie DVD koncert z obecną set listą i brakiem atrakcji specjalnych – efektów pirotechnicznych, confetti – wyglądałby niezwykle skromnie, myślę, że każdy z Was powinien zobaczyć choć jeden występ tej trasy na własne oczy i przekonać się, że Avril nadal ma w sobie „to coś.”

Europejska część Head Above Water Tour startuje 16 marca w Mediolanie. Trasa zakończy się dwoma koncertami w Wielkiej Brytanii – w Londynie i Manchesterze. Najmniejszy koncert odbędzie się w Paryżu, a największy w Brukseli. Szczegóły, informacje o przedsprzedaży biletów są dostępne tutaj, niebawem powinny się też pojawić na oficjalnej stronie internetowej Avril.  Nie chcę mówić, że będzie to ostatnia okazja, żeby posłuchać Lavigne na żywo w Europie, ale prawda jest taka, że to nie jest artystka koncertująca non stop, więc warto skorzystać z okazji i np. wybrać się do Berlina, gdzie wiem, że będzie więcej Polaków niż Niemców. Do zobaczenia gdzieś tam, na trasie!