Żyjemy w śmiesznych czasach, gdzie każdy pisze, mało ludzi czyta, a najlepiej sprzedają się poradniki mówiące nam, jak prowadzić dobre życie. Zdrowe, szczęśliwe, spokojne, uporządkowane. Nigdy nie byłam wielką fanką takich publikacji, ale wiem, że są ludzie, którym takie publikacje są niesamowicie pomocne. Trochę im zazdroszczę, że potrafią znaleźć książkę, która poukłada im życie. We wrześniu ukaże się kolejna, Rzeczozmęczenie.
James Wallman, który w życiu poza dziennikarstwem zajmował się również doradzaniem wielkim firmom, postanowił napisać książkę o tym, jak bardzo jesteśmy zdominowani przez otaczające nas przedmioty. Nie powiem, żeby była to nowość. Raczej każdy z nas ma świadomość życia w erze konsumpcjonizmu, który sprawia, że nabywamy więcej niż potrzebujemy. Jednocześnie koncerny zmuszają nas do nabywania nowych przedmiotów np. nie tworząc aktualizacji systemów operacyjnych.
To taki mój prywatny przykład, z życia wzięty, ale od razu mi się nasunął, gdy przeczytałam opis książki Wallmana. Po zakupie nowego telefonu zostałam z niezłą kolekcja kabelków i case’ów, których przecież nie wyrzucę, bo szkoda, bo ładne i w ogóle nie, bo mam sentyment.
Przywiązanie się do przedmiotów to niezbyt dobra cecha. Swego czasu było modne takie wyzwanie w sieci, w którym chodziło o to, żeby przez miesiąc, codziennie zbierać określoną liczbę przedmiotów do wyrzucenia. Z każdym kolejnym dniem więcej. Osoby, które się go podjęły radziły sobie świetnie tylko na początku, wyrzucając przedmioty niecodziennego użytku, których pewnie pozbyłby się też przy najbliższym sprzątaniu mieszkania. Gorzej było, gdy wyzwanie zbliżało się do połowy, bądź miało się ku końcowi, a niepotrzebnych przedmiotów zdawało się nie być.
Kiedyś wydawało mi się, że łatwiej chomikować przedmioty na dużej przestrzeni. Gdy mieszka się w domu, gdzie łatwiej coś ukryć, wepchnąć i o tym zapomnieć. Faktycznie na mniejszej przestrzeni jest to trudniejsze, ale też się da. Ostatnio, tak w ramach odstresowania się, posprzątałam książki, podręczniki, notatki. Mam je wszystkie, od pierwszego roku studiów (z pierwszej klasy podstawówki też mam…) i nie mogę się ich pozbyć, bo przecież nigdy nie wiadomo, czy jeszcze mi się nie przydadzą (te że szkoły podstawowej trzymam z sentymentu). Zastanawiam się, czy książka Rzeczozmęczenie wyleczyłaby mnie z tego sentymentu?
Nadmiar przedmiotów zagraca nasze domy. Przytłacza nas. Męczy i stresuje.
Takie motto, sentencję, zdanie zamieszczono, jako zachętę do kupienia tej książki. Niby nic odkrywczego, niby nic nowego i niby każdy wie, że będzie to pewnie motywacyjno-moralizatorski wywód, ale jednak sam fakt pisania książki na taki temat wzbudza we mnie chęć jej przeczytania. Dziwne to, wiem.
Książka trafi do sprzedaży 13 września. Nie pokładam w jej terapeutycznych mocach wielkich nadziei, ale nigdy nic nie wiadomo. Najwyżej Rzeczozmęczenie będzie kolejnym gratem w moim mieszkaniu.