Kartka z kalendarza: muzyczny 2008 rok

Opowiem dziś bajkę o muzycznych fascynacjach pewnej piętnastolatki. Dzieckiem była raczej grzecznym. Uczennicą dobrą. Nauka nie sprawiała jej problemów, więc i czerwony pasek na świadectwie do domu przynosiła. A w wolnych chwilach, których w tym wieku miała naprawdę sporo, słuchała muzyki, różnej. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że kilkoro z tych artystów pozna osobiście, pogada z nimi przed kamerą albo w najgorszym razie stanie przed nimi z aparatem fotograficznym.

Siedem lat temu jej muzyczny świat trochę różnił się od dzisiejszego. Być może bardziej ulegała wpływom. Być może bardziej zamykała się na brzmienia. A być może Internet nie był wtedy tak rozhulany i po prostu trudniej było odnaleźć to, co można łatwiej znaleźć dziś. W niektórych przypadkach miło jest spojrzeć wstecz, uśmiechnąć się do przeszłości i przypomnieć sobie piosenki, płyty, artystów, o których się zwyczajnie zapomniało.

Na repeacie

Piosenka Decode wydana przez Paramore to naprawdę świetny utwór. Był nim w 2008 roku i do dziś pozostaje jedną z ich najlepszych piosenek w repertuarze, więc nic dziwnego, że w podsumowaniu 2008 roku to właśnie ten kawałek zajął pierwsze miejsce na liście najczęściej słuchanych przez piętnastolatkę piosenek. Drugi powód jest taki, że to była świeża piosenka i pewnego rodzaju zapowiedź kolejnej płyty. Więc się słuchało. Dużo i często. Nawet bardzo często…

Równie dużo, ale jednak rzadziej słuchała ona In the End Linkin Park. Zespołu, który od 2007 roku uwielbia, ale na koncert ciągle jest jej nie po drodze. Chyba dopiero, gdy zagrają w jej mieście to się wybierze. Nie będzie wtedy miała wyjścia i wykręcić się też będzie trudno.

Ostatnie miejsce na podium zajęła piosenka, której nastolatka nawet już nie pamięta. Nosi tytuł Pretty in Scarlet i nagrał ją zespół Guano Apes. Ostatnio ponownie ją włączyła. Tylko po to, żeby przypomnieć sobie brzmienie i dojść do wniosku, że nie rozumiem, co w tej piosence było takiego wyjątkowego. Fajna jest, ale żeby aż tak?!

Trójkąt muzyczny

Rok 2008 upłynął jej pod znakiem trzech zupełnie różnych albumów. Największym uczuciem darzyła wtedy płytę Morning View zespołu Incubus i pewnie nie zaskoczy cię wiadomość, że i ta miłość nie przetrwała próby czasu. Chociaż słuchając tego krążka dzisiaj, nadal uważa, że ta płyta była warta jej cennego czasu.

Wychowała się głównie na polskiej muzyce, więc tylko kwestią czasu był powrót do korzeni. Pierwsze, choć na razie małe i nieśmiałe kroki, poczyniła już w 2008 roku i odkryła w sobie wielką pasję do albumu Miłość w Czasach Popkultury zespołu Myslovitz. Na tej płycie znajdują się chyba wszystkie ukochane przez nia piosenki tego zespołu. To uczucie przetrwało próbę czasu, chociaż zakończyło się wraz z odejściem Artura Rojka. Album Miłość w Czasach Popkultury był drugą najchętniej słuchaną przez nią płytą w 2008 roku. I od Morning View dzieliło go naprawdę niewiele – 464 odsłuchanych piosenek do 452.

Ciut gorsze od dwóch już wymienionych, ale nadal świetnie notowania miał u niej w tym czasie krążek Flyleaf zatytułowany po prostu Flyleaf. Historia tego uczucia zatacza koło dokładnie z tego samego powodu, co historia z Myslovitz – po odejściu Lacey nic nie było już takie samo.

Najlepsza trójka

Masz już swój typ trzech zespołów, które opisywana piętnastolatka lubiła najbardziej? Nie trudno się zorientować, że było to Linkin Park, Paramore i Myslovitz. I jest to na swój sposób zabawne, bo do dziś, patrząc na statystyki z ostatnich lat, przynajmniej Paramore dzielnie nie ustępuje nikomu miejsca.

Myslovitz zostało bardzo pozytywnym wspomnieniem z przeszłości, wspomnieniem kilku koncertów, na jakie się wybrała. Linkin Park to wciąż takie niezrealizowane marzenie, które albo uda jej się spełnić w ciągu najbliższych pięciu lat, albo zrobi to dopiero po pięćdziesiątce. A Paramore, tu historia jest dłuższa, piękniejsza, romantyczniejsza. To jedna z tych historii, które w pewnej reklamie opisują zdaniem: za wszystko inne zapłacisz kartą mastercard. Na serio, taka ona właśnie jest. I z chęcią kiedyś ją opowiem…

 


 

W 2008 roku, korzystając z aplikacji Last.fm odsłuchałam 12 309 utworów. Ostatnim była piosenka The Day That Never Comes Metalliki (odsłuchana o godzinie 21:00 31 grudnia), a pierwszą Angels Within Temptation (odsłuchana o godzinie 21:37 1 stycznia). Najwięcej odsłuchań przypadło na styczeń, lipiec i sierpień, gdzie w lipcu odsłuchałam zdecydowanie najwięcej. Oczywiście nie jest tajemnicą, ani zagadką, że powodem mojej nadmiernej muzycznej aktywności były wakacje. O ile dobrze pamiętam to muzyka leciała non stop. Rok 2008 był naprawdę świetny czas i jako maniak statystyk – potrafię je analizować godzinami – cieszę się, że mogłam wrócić do tego, co było siedem lat temu i przekonać się, że wcale nie tak dużo się zmieniło. W kwestach muzycznych rzecz jasna. Co przyniósł rok 2009? Ciąg dalszy bajki nastąpi…