Amerykańska piosenkarka Kesha Sebert rozgościła się na salonach popkultury w 2010 roku wydając debiutancki album. Pod wodzą utytułowanego producenta Dr. Luke’a podbiła listy przebojów, dwa lata później wydała następny krążek, ale sukcesy skończyły się relatywnie szybko. Później nastała chwila ciszy, doniesienia o zaburzeniach odżywiania, a ostatecznie oświadczenie, że przyczyną jej kłopotów ze zdrowiem jest wspomniany wyżej producent.
Facet miał mieć negatywny wpływ na Keshę od samego początku, od momentu podpisania przez nią kontraktu płytowego. Piosenkarka wybrała się na leczenie, po drodze złożyła do sądu pozew, w którym oskarżyła Dr. Luke’a o napaść na tle seksualnym, molestowanie i przemoc psychiczną. Sprawa zrobiła się poważna tak naprawdę w chwili, w której stało się jasne, że dziewczynę łączy z producentem kontrakt, którego ugodowo zerwać się nie da, a w sądzie trwa zabawa: słowo przeciw słowu.
Wszystkie ręce na pokład
W świecie idealnym Kesha spotkałaby się z Dr. Lukiem na herbatkę, powiedziała mu, że nie chce z nim więcej pracować, nawet uzasadniła to potrzebą artystycznej przestrzeni, on podałby jej rękę i dziewczyna poszłaby w swoją stronę. W rzeczywistości piosenkarka wpadła w dużo mniej przyjazną sytuację, z której piekielnie trudno się wygrzebać. Kontrakt skonstruowano tak, że Dr. Luke ma pełną kontrolę nad tym, co ukazuje się pod jej pseudonimem. Bez jego zgody nie powinna ukazać się żadna jej piosenka, czy płyta.
Za kontraktem, co oczywiste, stoją olbrzymie pieniądze, paragrafy, kary umowne i inne klauzule, które nie pozwalają Keshy zakończyć tej relacji łagodnie, delikatnie i po ludzku. Tutaj z pomocą przychodzą przyjaciele z branży, często ludzie, którzy pewnie nigdy w życiu nie skomentowaliby jej piosenki. Mimo wszystko przejść obojętnie obok sytuacji, w której wytwórnia płytowa zmusza artystę do pracy z potworem się nie da. Na pokładzie pojawiły się wszystkie ważne muzyczne głosy, naturalnie kobiecie i naturalnie z czołówki świata popkultury.
Swoje cenne trzy grosze wtrąciła Taylor Swift przelewając na konto Keshy sporą sumę pieniędzy na opłacenie najlepszych adwokatów, Lady Gaga, która w ostatnich tygodniach zdaje się osiągać szczyty swojej kariery artystycznej (nie mylić z muzyczną!) i Adele. Jej zdanie jest tutaj silnym orędziem, bo za Brytyjką pędzą tłumy, a ona sama ma raczej opinię babki, która nie zabiera głosu w sprawach niskiej wagi. A w tej chodzi przecież o godność.
Uwolnić ją!
W internecie, na ulicach, w skrzynce mailowej, pocztowej i na serwerach Sony Music zaczęły pojawiać się hasła #FreeKesha, których celem było abstrakcyjne namówienie wytwórni do zerwania kontraktu z Dr. Lukiem. Abstrakcyjne, bo tego typu kampanie mają raczej małą siłę perswazyjną. Pies leży jednak pogrzebany w innym miejscu – w znanych nazwiskach. Gdy do gry zaczynają wtrącać się znane, lubiane i cieszące się popularnością na listach przebojów piosenkarki, robi się gorąco. Wizerunek wytwórni zaczyna cierpieć, ratingi lecą łeb na szyję.
W środę pojawiła się informacja, że Sony Music uległo. Nie przekonały ich żadne sądowe wyroki, walki ani ta wspomniana internetowa kampania. Szefów wytwórni mieli przekonać pracownicy działu PR, którzy od w zasadzie dwóch lat zwalczali wszelkie nagonki związane z ich podopieczną. Nagle stało się jasne, że Dr. Luke pracował z tak wieloma popularnymi piosenkarkami, że komentarz od każdej z nich niewiarygodnie mocno szkodzi wizerunkowi wytwórni. A przecież szanująca się wytwórnia nie może uchodzić w oczach świata za tę, która godzi się na przemoc i nie wspiera swojego podopiecznego.
Nic nie mogą
Przedstawiciele producenta dość szybko sprostowali te doniesienia mówiąc, że mężczyzna jest w stałym, a co ważniejsze, bardzo dobrym kontakcie z Sony Music i nigdy nie padło zdanie, z którego mogłoby oznaczać, że ten zostanie pozbawiony pracy. Wytwórnia wspiera się nie tylko lutowym wyrokiem sądu, który orzekł, że oskarżenia piosenkarki są bezpodstawne, ale także zapisem w jej kontrakcie. A z niego wynika w zasadzie tyle, że to Dr. Luke jest szefem Keshy, a Sony Music jedynie pośredniczy w tej relacji.
W trakcie całej tej medialnej przepychanki Kesha otrzymała od artystycznego środowiska więcej wsparcia aniżeli kiedykolwiek wcześniej. Producent Zedd zaoferował jej nawet wyprodukowanie piosenki. Nasuwa się pytanie, czy wolna Kesha faktycznie będzie mogła liczyć na kolegów z branży? Czy wydając nowy materiał doczeka się kilku artykułów, w których przypomniana zostanie jej smutna przygoda i padnie tylko jedno zdanie wspominające o muzyce? Świat popkultury ma krótką pamięć, a medialne przyjaźnie, nawet te w słusznej sprawie, nie trwają długo.
Ludzie już zaczęli kombinować, że jeśli Sony Music zmusi ją do wydania płyty z Dr. Lukiem, celowo jej nie kupią, żeby zainwestowane przez wytwórnię pieniądze się nie zwróciły. Ironią jest, że druga płyta Keshy sprzedała na tyle się bardzo słabo, że trudno uwierzyć, żeby ludzie dla samej szczytnej idei wsparcia pokrzywdzonej piosenkarki kupili nowy album. Nawet wydany pod wodzą kogoś innego. Nie żyjemy przecież w świecie idealnym. Chyba, że udałoby się stworzyć naprawdę dobry materiał, który byłby wart inwestycji.