Środowa premiera nowego singla Avril Lavigne niemiło zbiegła się z bardzo intensywnym dla mnie czasem. Słuchanie nowej piosenki w sytuacji, w której mózg przetwarza informacje na temat ewolucji wykorzystania celebrytów w kampaniach wyborczych to nie jest najlepszy pomysł. Dałam więc sobie czas, dokładnie dwa dni, żeby na spokojnie posłuchać utworu Tell Me It’s Over i zrobić z niego głównego bohatera trzydziestych Muzycznych szortów. Przy okazji dając Wam znać, że grudzień nie samymi świątecznymi piosenkami stoi!
Dzień przed premierą Tell Me It’s Over, gdy Avril wrzuciła pierwszą zapowiedź teledysku wraz z krótkim fragmentem dźwięku napisałam na Facebooku, że czasami lepiej jest nie mieć żadnych oczekiwań. Wiem, że nie wszyscy odebrali ten komunikat w sposób, w jaki chciałam, żeby był odebrany. Mój przekaz był pozytywny! Zapomniałam jedynie dodać, tak dla wyjaśnienia, że odkąd przestałam sobie robić nadzieję, że Avril jeszcze kiedyś pozytywnie mnie zaskoczy singlami z kolejnych płyt, ona zaczęła to robić. Tell Me It’s Over to zdecydowanie jest pozytywne zaskoczenie, z resztą już drugie w ostatnim czasie, bo tytułowy singiel z płyty, Head Above Water też mnie zaskoczył. I to chyba nawet bardziej. A z pewnością na razie z dwóch singli z nowego albumu to ten pierwszy jest moim faworytem. O Head Above Water pisałam tutaj.
Gdyby jeszcze cztery lata temu ktoś mi powiedział, że Avril wyda utwór delikatnie romansujący z soulem, który w dodatku będzie przyjemną kompozycją z otulającymi dźwiękami odpowiedziałabym: byłoby świetnie, nie mam nic przeciwko! Ewentualnie dodałabym z przekąsem: jasne, już to widzę. Teraz to robi i jako fanka, która czekała na single odbiegające od jej klasycznych propozycji, jestem wniebowzięta!
Pamiętam, jak w 2011 roku, w noc sylwestrową zadebiutował singiel What The Hell. Słuchaliśmy go wtedy z Kotem w samochodzie i nasze miny były nieciekawe. Nie pamiętam, czy jakkolwiek skomentowaliśmy tamtą premierę, czy skończyło się na wymownym: aha.
Słuchając Tell Me It’s Over trudno zatrzymać się na aha, bo nie sposób nie docenić tego, co się w tej piosence dzieje. Jeśli przez kilka lat wkurzasz się na swojego idola, że chociaż pracuje nad płytami długie miesiące, wypuszcza piosenki, którym zabrakło szlifów, lepszej produkcji czy zwyczajnie pomysłu na brzmienie, nie możesz nie zachwycić się Tell Me It’s Over. Moją największą uwagę zwróciły chórki, które dodają tej piosence uroku i sprawiają, że jeszcze bardziej wyróżnia się na tle starych ballad Avril. Bo takich balladowych, nieskomplikowanych i prostych piosenek Lavigne skomponowała już sporo, ale Tell Me It’s Over się do nich nie zalicza.
Przyjemnie słucha się piosenki, w której przewija się kilka instrumentów. Nawet mając świadomość, że w wersji live albo ich nie będzie, albo polecą z taśmy. To przyjemna, intrygująca piosenka o rozstaniu, która choć tekstowo jest raczej smutna, muzycznie, dzięki temu że czerpie z soulu, jest bardzo klimatyczna. To jedna z tych piosenek, których słuchając można się rozmarzyć, przepaść w melodii i przenieść się w inny wymiar. Myślę, że spokojnie pasowałaby do wielu komedii romantycznych!
Tell Me It’s Over i Head Above Water zapowiadają szóstą płytę Avril, która ukaże się 15 lutego.
W dzień, w którym będę w Łodzi czekać, jak przypuszczam w niezłej kolejce, na koncert Twenty One Pilots. Na premierę tej płyty czekam już mniej więcej od 2017 roku i po dwóch pierwszych singlach sądzę, że wbrew pozorom to nie będzie łatwa płyta dla fanów Avril. Bardzo, bardzo, naprawdę wiele osób chciało, żeby Avril wykrzesała z siebie coś nowego, żeby dotknęła brzmień i gatunków, których dotychczas unikała. Żeby nagrała płytę, która pokaże jej inne oblicze i przedstawi ją światu na nowo.
Po przesłuchaniu Tell Me It’s Over myślę, że światu pokochanie takiej stonowanej, romantycznej, lirycznej i refleksyjnej Avril przyjdzie z trudem. Nowy singiel nie brzmi, jak piosenka z jej repertuaru. I żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie chodzi o to, żeby ciągle nagrywać to samo. Zdecydowanie nie! Ale sztuką jest wchodzić w nowe brzmienia nie gubiąc w tym siebie.
Recenzując ostatni studyjny album happysad napisałam: Nawet jeśli słuchasz Medellin i zastanawiasz się, kto tak gra?, to wystarczy przejść do Czwarty dzień, żeby wiedzieć, jak się ten zespół nazywa. I to wszystko tam pasuje, nic się z niczym nie kłóci, nic nie brzmi wymuszenie, sztucznie. U Avril na razie nic się ze sobą nie kłóci, nic nie brzmi wymuszenie i sztucznie, ale znamy dopiero dwie piosenki z płyty, więc wszystko przed nami.
Na razie wiem, że w Tell Me It’s Over brakuje pierwiastka, który wskazywałby, że jest to utwór Avril. A sam utwór, choć muzycznie interesujący, z ciekawymi zwrotkami i muzycznym tłem, nie jest specjalnie zaskakujący i inny od tego, co na przestrzeni lat zdążyły już zaproponować znane popowe wokalistki.
Fanom, którzy chcieli, żeby Avril poszła w balladową stronę, albo przynajmniej porzuciła singlową rutynę, Tell Me It’s Over powinno się spodobać. Mi-fance się podoba. Natomiast gdy wyłączam w sobie fana zastanawiam się, czy taka w gruncie rzeczy niczym niewyróżniająca się na tle innych piosenek kompozycja może zaintrygować przypadkowego słuchacza? Osobę, która nie przywiązuje uwagi do nazwisk? Włącza radio, aplikacje z muzyką i pędzi przez życie?
Cieszę się, że to dopiero druga piosenka z albumu. Jeszcze dziesięć pozostaje nieznanych. Jestem ciekawa, co kryje się na albumie Head Above Water, bo chyba zapowiada się najbardziej eksperymentalna płyta w całym dorobku Avril.