Jeden z najciekawszych muzycznych debiutów minionego roku nareszcie odwiedził Europę w ramach pełnoprawnej, światowej trasy koncertowej. Dzika i sympatyczna Halsey znalazła na Starym Kontynencie kilkanaście tysięcy fanów, którzy zdecydowali się na wizytę w Badlands. Krainie wykreowanej na wydanym późnym latem krążku o tym samym tytule.
Koncert rozpoczął się kilka minut po godzinie 21:00 i trwał godzinę. W tym czasie Halsey zaprezentowała piętnaście piosenek, pobawiła się z publicznością, pozwiedzała cały klub i pozostawiła niedosyt. Godzina minęła bardzo szybko a w repertuarze pozostały zaledwie dwie piosenki. Nie wykonała ich, ale między nami mówiąc, nawet lepiej, bo to jedne z tych najmniej ciekawych z całego krążka.
Od zera
Pierwsze piosenki Halsey poznałam na pół roku przed wydaniem debiutanckiej płyty. Koncertowała wówczas po amerykańskich festiwalach, a publicznie mówiono o niej, jako wschodzącej gwieździe z Tumblr. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, choć nie to ostatnie. Teraz może się pochwalić złotą płytą w USA, co przy braku radiowego przeboju jest naprawdę dużym osiągnięciem, stałą obecnością w Top 50 listy sprzedaży i coraz większym gronem fanów. W Berlinie udowodniła, że stać ją naprawdę na wiele, a talent idzie u niej ramię w ramię z charyzmą.
Bilety na koncerty rozeszły się niczym buty zaprojektowane przez Kanye Westa, a Halsey zadecydowała o przeniesieniu występów do większych obiektów. I tak właśnie berlińska Huxleys Neue Welt wypełniła się po brzegi. Na drzwiach dumnie prężący się napis sold out, a w środku kompletnie wymieszane środowisko. Nastolatki, rodzice pilnujący swoich pociech i rówieśnicy głównej gwiazdy wieczoru. Grupa fanów, która przy odpowiedniej pracy artystki będzie dorastać razem z nią, rozrastać się i dbać, żeby pierwsza europejska trasa nie była ostatnią.
Dla każdego
Średniej wielkości klub, do którego mogło wejść 1500 osób przyozdobiono w dwa, stykające się ekrany, na których przez cały czas trwania koncertu wyświetlano rozmaite animacje. Oprawa dość nietypowa, jak na debiutanta, który szczędzi na wszystkim, a jego wytwórnia ciągnie majątek z merchu. Halsey zainwestowała w produkcję, której nie powstydziłby się lepiej znany artysta. Na scenie rozbrzmiały zarówno piosenki z debiutanckiego krążka, jak i utwory z wydanej wcześniej EPki. Zestaw idealny zarówno dla świeżego fana, jak i osób, które wpadły na jej muzykę właśnie za sprawą Tumblr. Najlepszy tego przykładem jest utwór Ghost, który zadedykowano fanowi dopominającemu się koncertu w Berlinie od 2014 roku. A jakby tego było mało zrobiła coś, czego właśnie ci sławniejsi nie robią.
Podczas wykonywania piosenki Castle zeszła ze sceny, przeszła fosę, wskoczyła na bar za moją głową, a potem okrążyła cały klub finalnie lądując na scenie. Trwająca może półtorej minuty przechadzka była fenomenalnym przywitaniem z publicznością, głównie osobami, które nie okupywały pierwszych rzędów. Halsey pokazała w ten sposób, że nie boi się swoich fanów, a potem jeszcze kilkakrotnie uściskała ich dłonie i wskakiwała na barierę.
Niewielu muzyków decyduje się na tak bliskie kontakty z fanami – ci debiutujący najczęściej się wstydzą, tym starszym się nie chce, albo boją się że uściśniecie dłoni z człowiekiem, który zainwestował w bilet na ich koncert to ten zły dotyk, który boli całe życie.
Z jajami
Halsey się nie boi, ale to ogólnie laska z jajami. Momentami dość wulgarna, bezpośrednia, ale najczęściej niezwykle serdeczna, ciepła i przyjacielska. Udowodniła to rozmawiając z fanami, śmiejąc się z rzucanych na scenę żelek i dziękując za wyprzedanie pierwszego miejsca i zmuszenie jej do zagrania większego koncertu. Bez wątpienia nie będzie miała problemów z opanowaniem o wiele większej sceny. Pytanie tylko, czy nie zrezygnuje wtedy z biegania po klubie na rzecz spuszczania się na linie z sufitu. Patrząc na jej zamiłowanie do skakania i wspinania się gdzie popadnie, jest to bardzo możliwe.
Czytając o gwiazdach z Internetu człowiek zawsze zastanawia się, ile w nich talentu, a ile umiejętnego kreowania wizerunku. W przypadku Halsey było jasne, że zajęcia z kreatywnego pisania zaowocowały ciekawymi tekstami na płycie. Było też jasne, że potrafi śpiewać, ale pytanie brzmiało, jak radzi sobie na koncercie.
Z władaniem sceną nie miała żadnego problemu. Charyzma tryskała jej uszami, a ludzie kupowali wszystko w locie. Wokalnie też radziła sobie świetnie, często chwaląc się mocniejszym głosem niż ten z płyty, co pozwalała sądzić, że ma w rękawie schowanych jeszcze kilka asów. Zawodem okazało się jednak wykonanie singla Colors, które zupełnie nie wyszło. Partie wokalne zostały przytłumione przez muzykę, przez co bardzo radiowy refren kompletnie się spłaszczył i brzmiał po prostu źle.
O wiele lepiej poszło z New Americana, która zgodnie z przewidywaniami, okazała się genialnym utworem do śpiewania z publicznością. Było nawet słychać chórki, których ewidentnie brakowało w Colors. O pomoc w śpiewaniu Halsey prosiła praktycznie w każdej piosence, uwzględniając Haunting i Control. Tłum wykrzykiwał z nią: keep on haunting, please stop you’re scaring me czy you cannot wake up it’s not a dream.
Nowomoda
Można mieć problem z polubieniem jej wizerunku. Paradowanie po scenie w kusych spodniach,wręcz majtkach i niektóre gesty sprawiają, że dla części z nas Halsey to artystka wulgarna. Można mieć problem z polubieniem jej medialnego wizerunku, którego jednym z filarów jest przypominanie o schorzeniach, z jakimi przyszło jej żyć. Na szczęście są to sprawy, które nie mają wpływ na muzykę. Kto nie lubi pośladków na wierzchu ten siedzi w domu. Kto nie lubi czytać o chorobach, po prostu nie marnuje czasu na czytanie wywiadu.
Tu chodzi przecież o muzykę, słowa, melodie. Wyrośliśmy już z wieku, w którym w muzykach szukaliśmy autorytetów, wzorów i ślepo wierzyliśmy, że skoro piją Pepsi to nie lubią Coli. Teraz już wiemy, że jedną piją dla pieniędzy, a drugą dla przyjemności. A Halsey można z łatwością polubić na scenie – jej charyzmę, barwę głosu i piosenki. Jeśli na drugiej płycie utrzyma poziom z Roman Holiday, Haunting, Control i New Americana, a do niego dorzuci coś świeżego, nowego, lepszego, może spokojnie rezerwować jeszcze większą salę koncertową w Berlinie.