Trasa koncertowa Spragnieni Lata przeszła dużą metamorfozę od 2016 roku, gdy po raz pierwszy wybrałam się sprawdzić, z czym to się je. Wtedy, w 2016 roku, poznański koncert odbywał się w małym, ciasnym, studenckim klubie. Pomimo ciekawego line-upu wrażenia były mało optymistyczne, o czym pisałam tutaj. Dwa lata później Spragnieni Lata to wydarzenie plenerowe, usytuowane w jednym z najładniejszych miejsc w Poznaniu. Nadal z ciekawym line-upem, ale wizerunkowo o wiele lepiej wpisujące się w harmonogram ciekawych, letnich wydarzeń muzycznych w dużych miastach.
Poznańskie Jezioro Maltańskie przeżywa w tym roku istne muzyczne oblężenie, co niesamowicie mnie cieszy. Uwielbiam te tereny nie tylko dlatego, że są blisko miejsca, w którym mieszkam, ale przede wszystkim dlatego, że choć są w mieście, panuje tam spokojniejsza atmosfera. Woda i dobra muzyka to świetne połączenie, zwłaszcza w ciepłe letnie wieczory. Trasie Spragnieni Lata z całą pewnością na dobre wyszło zorganizowanie tegorocznego koncertu właśnie tam, choć frekwencyjnie impreza nadal cieszy się średnim zainteresowaniem.
Być może jest to kwestia line-upu, który z jednej strony zdecydowanie skierowany jest do młodego słuchacza, a z drugiej brakuje w zestawie gwiazdy, która przyciągałaby tłumy. Ja potraktowałam Spragnionych Lata jako genialną okazję do posłuchania na żywo Marceliny, na której koncert czekałam tak naprawdę od pamiętnego Spring Breaka z 2016 roku. Była to też szansa na poznanie bliżej Kasi Lins, której z programu X Factor nie kojarzę zupełnie, ale jej album Wiersz ostatni już tak. Głównie dzięki Wam, bo mi go kiedyś poleciliście.
Zacznijmy jednak od Marceliny…
W ostatni piątek września ukaże się jej nowy studyjny album. Płyta zatytułowana Koniec wakacji jest już dostępna w przedsprzedaży, a zwiastuje ją singiel Tańcz, o którym pisałam w ostatnich Muzycznych szortach. Na trasie Spragnieni Lata Marcelina gra utwory z nowego albumu. Jest to jednocześnie świetne, odważne i bardzo ryzykowne.
Świetne, bo można przekonać się, jak na żywo brzmią piosenki, które dopiero za kilka tygodni będzie można usłyszeć w wersji albumowej. Odważne, bo trzeba mieć jaja i mocno wierzyć w swój nowy materiał, żeby wyjść do ludzi z czymś kompletnie dla nich nowym i zrezygnować z grania utworów, które znają na rzecz pokazania tego, co dopiero na nich czeka. Bardzo ryzykowane, bo publiczność kompletnie nie zna tych utworów, więc nie pomoże w śpiewaniu, a i z klaskaniem bywa problem.
Koncert Marceliny otwierał całą imprezę, więc siłą rzeczy publiczność była jeszcze nierozgrzana. Liczę, że bardziej entuzjastycznie będzie podczas koncertów jesiennej trasy koncertowej, bo Koniec wakacji zapowiada się na naprawdę świetny album! Ten krótki, showcase’owy wręcz koncert, pokazał chyba wszystkie oblicza tego krążka.
Z jednej strony jest singiel Tańcz, czyli potencjał na przebój, przy którym trudno usiedzieć w miejscu i który aż prosi się, żeby się poruszać i pośpiewać wspólnie z Marceliną. Z drugiej strony w setliście pojawiła się piosenka w języku angielskim, z szorstkim riffem mocno odbiegająca klimatem od singla. Z trzeciej strony były też ballady, z delikatną elektroniką, które świetnie dopełniały całość.
Zapowiada się więc na płytę różnorodną, wyważoną brzmieniowo i bardzo możliwe, że jedną z najciekawszych polskich premier tej jesieni. Pozytywnie do albumu nastawia mnie też oprawa wizualna koncertu – na średniego rozmiaru telebimie na tyłach sceny wyświetlane były proste, ale ładne animacje wpasowujące się w klimat utworów, i jak wnioskuję choćby po okładce płyty, w estetykę wydawnictwa. W tym roku naprawdę warto czekać na koniec wakacji! Będę Wam jeszcze przypominać o tym albumie.
Czas na Kasię Lins…
Aż kusi, żeby napisać, że Kasia Lins to debiutantka na polskiej scenie muzycznej, ale to nie do końca prawda. Kilka doświadczeń muzycznych ma już na swoim koncie, ale rzeczywiście to albumem Wiersz ostatni wbiła się do kanonu młodych, zdolnych, obiecujących artystów, którzy wyróżniają się na polskiej scenie muzycznej. Płyta, a raczej jej istnienie, obiło mi się o uszy. Trudno też było nie zauważyć Kasi w rożnych line-upach i na różnych eventach, ale tak naprawdę dopiero Wasze polecenia (w jednym z postów na Facebooku) przekonały mnie, żebym odpaliła płytę.
Koncert Kasi był drugim w kolejności i ostatnim, na który tego wieczora czekałam. Pierwsze, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło to zespół Kasi – babeczki grające na większości instrumentów i tylko jeden mężczyzna w drużynie. Bardzo mi się to spodobało, bo perkusistek czy basistek próżno szukać w większości polskich zespołów, więc nie wypada przejść obok tego obojętnie. Sama Kasia natomiast, no cóż, dziewczyna obdarzona jest fantastyczną barwą głosu i nie ma problemów z pokazywaniem swoich wokalnych zdolności na żywo.
Mam jednak pewien problem. Album Wiersz ostatni to bez wątpienia dobra płyta. Wyróżniająca się na tle innych, czarująca tą już wspomnianą charakterystyczną barwą głosu Kasi. W części śpiewana po polsku, co zawsze doceniam, zwłaszcza, jeśli teksty nie są banalnie proste i zbyt dosłowne. Jednak mimo tych zachwytów mam wrażenie, że ten album to taki wstęp do tego, co Kasia pokaże na kolejnych albumach. A to jest komplement i to całkiem spory.
Słuchając płyty intrygowała mnie tajemniczość dźwięków, mroczny klimat kompozycji, ale momentami utwory zlewały w jedno. Podczas koncertu też miałam wrażenie, że bardzo podobna piosenka już została zagrana. Być może jest to kwestia tego, że Wiersz ostatni to album bardzo spójny, co generalnie raczej nie jest czymś złym, ale z jakiegoś powodu nie mogę się w pełni zakochać. Uczucia mam więc mieszane, ale bardziej zmierzają w kierunku tych pozytywnych.
Chciałabym pewnego dnia zobaczyć Kasię na koncercie klubowym. Na takim, na którym będzie mogła zagrać większą liczbę utworów. Mam wrażenie, że w takich przydymionych warunkach jej muzyka będzie sprawdzała się najlepiej. Być może będzie ku temu okazja jesienią tego roku. Tym jednym występem Kasia, jeszcze, mnie w sobie nie rozkochała, ale będę miała na nią oko, bo czuję, że dziewczyna dopiero się rozkręca!
Występ Kasi Lins nie był ostatnim podczas poznańskiego koncertu Spragnieni Lata. Na publiczność czekał jeszcze koncert Smolik / Kev Fox i zespołu Bitamina. Ten pierwszy słyszałam, ten drugi pominęłam. Najważniejsze zadanie zostało jednak spełnione – przekonałam się, że Koniec wakacji to album, na który naprawdę warto czekać oraz usłyszałam na żywo Kasię, której nie spuszczę już z oka.
Ostatni koncert trasy Cydr Lubelski Spragnieni Lata odbędzie się 15 września w Lublinie. Będzie to ostatnia okazja, żeby złapać ten skład na wspólnej trasie. Wstęp na wydarzenie jest darmowy, więc jeśli będziecie w okolicy, polecam się wybrać. Zwłaszcza posłuchać tych dwóch Pań.