W głowach mojego pokolenia Zac Efron zapisał się jako Troy Bolton z High School Musical. To co robił wcześniej nie miało znaczenia, a to co robił później nie wydawało się na tyle interesujące, żeby zwrócić moją uwagę. Kojarzyłam Zaca z rolami młodych, przystojnych chłopaków grających w koszykówkę. Odnosiłam nawet wrażenie, że po lekkim i w wielu przypadkach bardzo stereotypowym High School Musical Zac miał problem z otrzymywaniem wyrazistych, interesujących ról. Z pomocą przyszedł film Podły, okrutny, zły. Drodzy państwo, Zac Efron porzucił koszykówkę! I wyszło mu to na dobre.
Trudno o bardziej hollywoodzką historię od tej, jakiej dostarczył Ted Bundy. Młody, przystojny, podły, okrutny i zły. Ulubieniec kobiet, szalenie inteligentny, łamiący serca, charyzmatyczny i niepozorny w swoim szaleństwie. Zabijał z zimną krwią, nigdy nie mając dość i do niemalże końca udowadniając, że jest tak niewinny na jakiego wygląda. Do dziś nie wiadomo, ile kobiet tak naprawdę zabił. Zekranizowanie historii mordercy o takich charakterystykach brzmi jak przepis na kinowy sukces i jednocześnie wielkie wyzwanie, któremu można nie podołać. Joe Berlinger, reżyser filmu i Michael Werwie, scenarzysta mieli konkretne założenie, którego trzymali się do ostatniej sceny.
Zbudowali opowieść w taki sposób, aby widz do samego końca zastanawiał się, czy Ted Bundy rzeczywiście jest mordercą niewinnych kobiet. Podły, okrutny, zły z całą pewnością nie zaspokoi oczekiwań tych osób, które idąc do kina chcą poznać jak najwięcej stron tej historii. Tutaj nie ma miejsca na opowieści z perspektywy ofiar, nie ma też sytuacji, w której twórcy filmu sami, za widza, wydają osąd. Poznajemy czarującego chłopaka, ewidentnie bawiącego się zamieszaniem wokół jego osoby, który oskarżany jest o straszne rzeczy, ale czy aby na pewno to on je popełnił?
Niewinna twarz Teda Bundy’ego (Zac Efron) skrywała tajemnice brutalnych mordów, w które Liz Kloepfer (Lilly Collins) długo nie chciała uwierzyć.
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Ted szybko zdobył serce Liz, która samotnie wychowywała córkę. Przez parę lat tworzyli sielankową rodzinę. Ideał runął, gdy Ted został aresztowany pod zarzutem makabrycznych zbrodni. Przystojny, czarujący, charyzmatyczny, czy podły, okrutny, zły?
Losy Bundy’ego śledzi cała Ameryka – to pierwszy proces w historii transmitowany przez telewizję. Zakochane kobiety przyjeżdżają na salę sądową. Bundy zyskuje medialną sławę oraz rzeszę wierzących w jego niewinność fanek. Liz musi zdecydować, czy pozostać u jego boku, czy chronić siebie i córkę? – opis dystrybutora
To nie jest brutalny film, choć biorąc pod uwagę jego tematykę zdecydowanie mógłby takim być. Historia Teda opowiedziana jest z perspektywy kobiet, które spotkał w swoim życiu i postanowił się z nimi związać, a więc tych, które ocalały i były przedmiotem jego zbrodni tylko i wyłącznie w jego wyobraźni. Werwie poświęcił bardzo dużo miejsca na opisanie relacji Teda z Liz Kendall. To ona jest autorką książki The Phantom Prince: My Life with Ted Bundy na podstawie której napisano scenariusz.
W postać Liz wcieliła się Lily Collins, córka znanego ojca, która już dawno przestała nią być. To dobra aktorka, piękna kobieta, zdecydowanie nie wyglądająca na 30 lat, która świetnie poradziła sobie z trudną, wymagającą psychicznie rolą. Wspólnie z Zacem stworzyli ciekawy i bardzo wiarygodny duet – zarówno w scenach wielkiej namiętności i rodzinnej sielanki, po sceny przepełnione łzami, żalem i złością. Z całą pewnością pomogła im w tym charakteryzacja i stylizacje – bardzo dobrze oddano klimat tamtych czasów, od ubrań bohaterów, po wystrój wnętrz na starych samochodach kończąc.
Zastanawiacie się, jak z rolą psychopatycznego, seryjnego mordercy poradził sobie Zac Efron? Bardzo dobrze. Powiedziałabym nawet, że zaskoczył mnie pozytywniej niż sam scenariusz. Być może wynika to z tego, że oglądanie Efrona w takiej roli nie jest oczywiste, a sam scenariusz bywał zbyt mało wyrazisty, za mało szokujący. A trochę tego szokowania oczekiwałam od tej historii. Zamiast tego skupiono się na tej już przeze mnie wspomnianej relacji Teda z kobietami, które były w jego życiu do ostatnich chwil oraz pokazaniu, co działo się w Ameryce podczas jego procesu, jak bardzo podzielona była opinia publiczna i jak wiele osób uległo jego czarowi osobistemu.
Na zakończenie nie mogę nie wspomnieć o Jamesie Hetfieldzie, który pojawił się w filmie w roli policjanta, który jako pierwszy aresztował Teda. Trudno ocenić jego grę aktorską, bo jednak na ekranie było go niewiele, ale świetnie było usłyszeć jego głos! Pamiętam, że jak się pojawił to się uśmiechnęłam, zupełnie tak, jakbym zobaczyła starego, dobrego znajomego!
Warto obejrzeć ten film z dwóch powodów. Po pierwsze po to, żeby przekonać się, na jak dobrego i przekonującego aktora wyrósł Zac Efron. Po drugie, dlatego żeby dowiedzieć się, kim był Ted Bundy. A później pozostaje już tylko poczytać o nim więcej, poznać różne oblicza tej historii i obejrzeć kolejne produkcje na ten temat. A kilka ich jest.