Materiały prasowe

Kod genetyczny TVN, czyli kryminał w stylu TVN

W kilka sekund mogę wymienić przynajmniej trzy powody, dla których warto było te kilka tygodni temu zdecydować się na obejrzenie pierwszego odcinka serialu Kod genetyczny TVN. Po obejrzeniu ośmiu pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy to cytat i zarazem tytuł jednej z piosenek Myslovitz – znów wszystko poszło nie tak. Niestety najnowsza produkcja stacji nie zbliżyła się do Pułapki i nawet do Chyłki jest jej daleko. A szkoda! Powstał za to kryminał w stylu charakterystycznym dla stacji TVN.

Pierwsza połowa 2020 miała, a przynajmniej mogła, należeć do Macieja Musiałowskiego. Główna rola w głośnej kinowej produkcji Hejter, główna rola w serialu jednej z najważniejszych stacji telewizyjnych w kraju. Kibicowałam, nadal kibicuję, Maciejowi, bo to zdolny chłopak, który swojego pięć minut jeszcze nie miał. Niestety 2020 nie jest dla nikogo łaskawy i Hejter szybciej wylądował na VOD niż złapał za serce miliony kinomanów, a Kod genetyczny nie zapisze się na kartach polskiej serialografii złotymi kadrami. Mimo że Maciej gra w nim dobrze.

Dla obsady, kilku niesztampowych dla TVN twarzy chciałam poznać tę historię. Jedną z tych twarzy jest Joachim Lamża, aktor doświadczony, z dorobkiem ról małych i niewyróżniających się oraz większych, bardziej charakterystycznych jak choćby ta z serialu Żmijowisko. Myślę, że gdyby nie Maciej i Joachim nie wytrwałabym do końca sezonu.

Co znów poszło nie tak? Zacznijmy od początku. Mogły z tego powstać trzy odrębne seriale. Dopracowane, wypieszczone, z dobrą obsadą i niebanalnym zakończeniem. Zamiast nich powstał Kod genetyczny, kolejna produkcja TVN z potencjałem, który został błyskawicznie zmarnowany. Mieszanka kilku wątków, które odpowiednio rozbudowane mogłyby złożyć się na ciekawe historie. [W dalszej części jest trochę spoilerów – uważaj!]

Historia zakazanej namiętności, która nigdy nie powinna była wybuchnąć. Ojciec i syn, wplątani w walkę o jedną kobietę, tracą kontrolę nad swoim życiem. Miłość, nienawiść, zdrada – to wszystko łączy jedna tajemnica.

Serial obyczajowy z wątkiem kryminalnym, w którym tajemniczy wypadek stawia przeciwko sobie najbliższe osoby – ojca i syna. Ich historia to dramatyczny wybór pomiędzy lojalnością wobec rodziny, namiętnością i prawdą. To opowieść o sile więzów krwi, które w ekstremalnej sytuacji życiowej mogą okazać się największą słabością lub jedynym ratunkiem. Jak daleko można się posunąć, by stanąć w obronie tych, których kochamy?

Głównym bohaterem jest Tomasz Skowroński, wybitny genetyk, pracownik Instytutu Badań Kryminalnych. Człowiek zasad, nieustępliwie szukający prawdy. Po śmierci żony związał się z dużo młodszą, piękną Izą Berger. Jednak to nie kobieta, ale praca pochłania go całkowicie, wskutek czego popadł w konflikt z synem, Piotrem. Chłopak nie pogodził się ze śmiercią matki i nie akceptuje zasadniczego ojca. Napięcie w relacji eskaluje, kiedy Piotr wdaje się w zakazany romans z Izą. Co połączy tych dwoje? Czy to prawdziwa miłość, fascynacja, której nie można się oprzeć, czy może niedająca o sobie zapomnieć przeszłość? – opis ze zwiastuna

Po obejrzeniu zapowiedzi serialu i przeczytaniu jego opisu myślałam, że będzie to serial o innej tematyce. Albo nie zrozumiałam, albo sobie to wymyślałam, albo bardzo chciałam, żeby nie był to kolejny kryminał od TVN. Teraz myślę, że to ostatnie było moją największą motywacją do zrozumienia intencji twórców błędnie. Włączając Kod genetyczny byłam przekonana, że sięgam po serial, w którym chodzi o to, że kochanka ojca jest jednocześnie kochanką syna. Już w pierwszym odcinku okazało się, że to kto z kim sypia, w jakiej konfiguracji i kiedy nie ma większego znaczenia. Kod genetyczny okazuje się serialem, w którym wątek kryminalny jest wątkiem wiodącym, zabójstwem, a nawet dwoma, porachunkami, śledztwami, doprawiony historiami rodzinnymi.

I żeby nie było, ja seriale kryminalne lubię bardzo, ale w przypadku Kodu genetycznego intymna relacja Izy z Tomaszem i Piotrem, wyciągana na pierwszy plan w zapowiedziach, była tym wokół czego obudowano cały serial.  Nie uważam, żeby uwaga twórców skupiała się na tych relacjach. Skupili się na zdarzeniach z przeszłości, które wpływały na dalsze życie (lub śmierć) bohaterów. Przy czym serial był przepełniony niezrozumiałymi i niewyjaśnionymi intencji, wyborami, działaniami powielanymi przez niektórych bohaterów przez lata. Nawet nie do końca wiadomo, dlaczego Iza związała się z Tomaszem. Można się zastanawiać, można zgadywać, czy zrobiła to z własnej woli czy na prośbę osoby, która sterowała jej życiem. Serial nie daje jednak na to jednoznacznej odpowiedzi.

Chciałabym powiedzieć ze rozumiem wszystko, co się w Kodzie genetycznym wydarzyło, ale to nie jest prawda. Dlaczego bardzo wpływowy mężczyzna, w tej roli Krzysztof Pieczyński często wcielający się w takie postaci, przez tyle lat kryje swoją kochankę przed odpowiedzialnością prawdą? Dlaczego robi to, mimo że ma to negatywne konsekwencje dla jego kariery, a pochodne jego działań złe wpływają na jego wizerunek? Dlaczego, choć jest pozbawiony skrupułów i po trupach dąży do celu chroni kobietę, która już nie żyje? Dlaczego nie zrzuci winy na nią? Nie zamiecie sprawy pod dywan, skoro może? Tego typu bohaterowie – silni, wysoko postawieni, zamożni i rządni władzy – nie maja skrupułów.

Inną rzeczą, która wydawała mi się kuriozalna to fakt, że każdy bohater znał każdego. Śledztwo prowadzi osoba, której podejrzani nie są obcy i obojętni, znają się prywatnie, członkowie ich rodzin spotykają się towarzysko. Absurdów było oczywiście więcej – wyniesienie ze strzeżonego budynku materiałów dowodowych nie stanowiło problemu, choć chwilę wcześniej ochrona chciała zgłaszać mniej niepokojące zachowania.

Aktorsko można powiedzieć, że przecież nie może być źle, bo zaangażowano dobrych aktorów. To prawda, ale oglądanie Adama Woronowicza nie sprawiało przyjemności. W scenach intymnych, ale też jako ojciec do mnie nie trafiał. Wpadł w pułapkę powtarzalnych ról, silnych, beznamiętnych mężczyzn, z tendencją do roszczeniowych zachowań. Do tej roli niekoniecznie pasował, chociaż rozumiem, że mogła to być próba obsadzenia go w ciut innej roli. Karolina Gruszka to dla mnie aktorka, która z jednej strony ma w sobie coś przyciągającego, a z drugiej nigdy mnie jeszcze nie powaliła na kolana. Cieszę się, że zagrała w tym serialu, bo to zawsze świeższa twarz. Joachim Lamża natomiast znów dostał rolę starszego, walecznego dziadka, choć w dobrej wierze. Nie rozczarował mnie, lubię jego surowość, ale zamknięcie wątku jego postaci zaskoczyło mnie bardzo… negatywnie.

Zakończenie Kodu genetycznego to jedno z tych, które sprawiają, że serial wskakuje do rankingu produkcji, które kończą się wielkim rozczarowaniem. Naprawdę aż prosiło się o mocne, konkretne zakończenie, zaskoczenie widzów, wyjście poza schemat. Niestety znów wszystko poszło nie tak. Skończyło się banalnie, przewidywalnie i słodko, w dodatku nie wyjaśniono większości wątków. A szkoda! Może będzie drugi sezon i wtedy poznamy choć kilka odpowiedzi?