Wiecie już, że do oglądania produkcji opartych na faktach, przedstawiających zdarzenia z czasów II wojny światowej nie trzeba mnie zachęcać. Film Resistance (pol. Niezłomni) to kinowa biografia mima Marcela Mangel. W trakcie wojny przyłącza się on do grupy młodych Francuzów ratujących żydowskie dzieci. Reżyserem oraz autorem scenariusza jest Jonathan Jakubowicz. Produkcja miała mieć swoją kinową premierę w marcu, zamiast tego trafiła jednak do serwisów VOD. Może to lepiej, bo raczej nie miała szans na szeroką dystrybucję.
Nie jest to najbardziej pasjonujące i wciągające kino wojenne, jakie można sobie wyobrazić, ale Marcel Mangel bez wątpienia zasłużył swoimi dokonaniami, aby jego historia została opowiedziana. Głośno, wyraźnie i w gwiazdorskiej obsadzie. W główną rolę wcielił się Jesse Eisenberg, który mając do czterdziestki bliżej niż dalej wciąż wygląda na 20-kilku latka. I godnie prezentuje rozmaite talenty Mangela.
Nim stał się światowej sławy mimem Marcelem Marceau nazywał się Marcel Mangel. Był aspirującym żydowskim aktorem, który dołączył do francuskiego ruchu oporu, aby podczas II wojny światowej ratować sieroty przed Nazistami. Jesse Eisenberg wciela się w główną rolę w filmie opisującym działania bohaterów, którzy zdecydowali się poświęcić życie, by ratować innych.
Marcel dorasta w okupowanej przez Nazistów Europie i początkowo wcale nie ma ochoty angażować się w wojnę – marzy o występach na scenie, próbuje naśladować Charliego Chaplina. Gdy jednak dołącza do ruchu oporu jego aktorskie zdolności zaczynają przydawać się po to, aby uczyć żydowskie dzieci, jak przetrwać w czasach Holocaustu.
Powiedziałabym, że Resistance to film przewidywalny i w tej przewidywalności nudny, a zarazem ogląda się go z zaciekawieniem. Jedna z tych produkcji, które wiemy, jak się skończą, ale przez cały czas liczymy, że czymś nas zaskoczą. Ciekawa jest bowiem historia każdego człowieka, który przeżył II wojnę światową. Ta historia jest magiczna, bo w całym tym okropnym okresie przepełnionym ludzkim cierpieniem i niepewnością znalazł się przyszły mim. Jednym gestem potrafił wywołać uśmiech na twarzach dzieci, które mimo zaledwie kilku lat życia przeżyły tak wiele – śmierć rodziców, ostracyzm społeczny, tułaczkę i życie w nieustającym poczuciu zagrożenia.
Marcel żył marzeniami. Był jednym z tych młodych ludzi, którzy mieli wizje swojej przyszłości, plany i artystyczną dusze trudną do poskromienia. Wychowywał się w żydowskiej rodzinie z zasadami, ale do wspólnego posiłku z rodziną potrafił, na przekór wszystkim, usiąść w stroju klauna. Paradoksalnie dopiero wojna pokazała mu, że jego stanowczy i pozornie zupełnie nierozumiejący go ojciec, w przekonaniu głównego bohatera pozbawiony artystycznych ciągot, uwielbiał śpiewać i w głębi duszy marzył, żeby robić to zawodowo.
Oglądając filmy takie jak Resistance nie mam dużych oczekiwań. Kilka miesięcy temu, pisząc o serialu World on Fire. Świat w ogniu: początki wspomniałam, że my jako naród jesteśmy mocno wyedukowani w produkcjach wojennych. Otaczamy się nimi, oglądamy często w ramach wypełniania szkolnych obowiązków, czasami także z poczucia patriotycznego obowiązku. Trudno jest nas zaskoczyć inną prezentacją wojny niż ta, jaka poznajemy odkąd pamiętamy i trudno zobrazować potworne zdarzenia, których wcześniej nie pokazałby nam inny twórca, w innym filmie.
W Resistance nie zaskoczy nas podejście Niemców do Żydów, ich niechęć i brutalność, a także zawziętość w realizacji celu i brak skrupułów w wymierzaniu kar. Wiemy przecież, że żydowskie dzieci ginęły, że potrzebowały pomocy. Mimo wszystko poznanie historii kolejnej osoby, która sprawiła, że w tych okrutnych czasach ktoś choć przez chwile mógł się uśmiechnąć, poczuć bezpiecznie jest warta obejrzenia tego filmu.
Jesse Eisenberg fantastycznie wciela się w rolę mima, rozbawiając nie tylko filmowych bohaterów, ale też widzów. Jakubowicz pokazuje człowieka, który początkowo nie chce angażować się w wojnę, ale gdy już to następuje błyskawicznie przystosowuje się do nowych okoliczności i wykorzystuje swoje aktorskie zdolności, żeby poprzez zabawę nauczyć dzieci sztuki przetrwania. Można sobie jedynie wyobrazić, jak trudno było Marcelowi z artystyczną duszą z kamienną twarzą patrzeć na okrucieństwo kierowane w stronę ludzi, którzy stali się mu bliscy.
Jonathan Jakubowicz podjął się trudnej próby przeniesienia na ekran fragmentu życia człowieka, który stał się legendą. Odnoszę wrażenie, że tworząc scenariusz nie mógł się zdecydować, które wątki są najważniejsze. A może wtedy mógł, a wchodząc w rolę reżysera zamarzył, żeby stworzyć wielką, hollywoodzką produkcję nie będącą biografią jednego człowieka? Czuję niedosyt, bo pomiędzy opowieścią o ratowaniu dzieci pojawiają się wątki miłosne, momenty obrazujące brutalność Nazistów i sceny z życia osób towarzyszących Marcelowi w jego działaniach. On sam zaczyna schodzić na drugi plan, gubić się.
Chcę poznać go lepiej, ale nie mogę. A czy nie o to chodzi w filmach biograficznych? Zamiast tego śledzę historię grupki młodych ludzi, którzy próbują uratować niewinne dzieci, przeprowadzić je do kraju, w którym będą mogły bezpiecznie poczekać na koniec wojny. Marcel Mangel jest jedynie bohaterem, którego oczami oglądamy te wydarzenia, który nas przez nie prowadzi. Resistance stało się więc filmem bardziej o francuskim ruchu oporu niż filmem biograficznym Marcela Mangela.