Dziesięć lat temu przyjechali do Europy po raz pierwszy. Swoimi występami otwierali koncerty zespołu, który wspinał się na szczebelkach światowej kariery. W tym roku ich kariera w pewnym sensie zatoczyła koło – znów zagrali u boku zespołu, z którym koncertowali w 2009 roku i ponownie wrócili do Europy. Jednak tym razem na samodzielną trasę koncertową, z jeszcze świeżutkim studyjnym albumem. Wciąż są mało znanym zespołem, ale na żywo brzmią tak, jak nie jeden doskonale znany zespół chciałby brzmieć. 23 maja Now, Now zagrali w klubie Cassiopeia w Berlinie.
Nie sądziłam, że Now, Now wrócą do Europy tak szybko. Pół roku temu zagrali wyprzedany koncert w jednym z londyńskich klubów rozkładając wszystkich na łopatki. Pamiętam, że wychodząc z koncertu zastanawiałam się, kiedy zagrają w Europie ponownie, i co wtedy wydawało mi się ważniejsze, kiedy wydadzą nową płytę. Listopadowy koncert był bowiem w pewnym sensie przypadkowy, bo udostępnili zaledwie jeden nowy utwór i słowem nie wspominali o nowym albumie. Kilka miesięcy później okazało się, że nowa płyta zatytułowana Saved ukaże się 18 maja 2018 roku, a jej koncertowe promowanie wystartuje właśnie w Europie.
Pierwszy od dawna krótki koncertowy wyjazd do Berlina zaplanowaliśmy w sekundę po przeczytaniu, że zagrają w Niemczech
Nieco w ciemno, bo przecież album miał się ukazać dopiero tydzień przed koncertem. To, jak będzie brzmiał, czy będzie rewelacyjny i będę do niego wracała bardzo często, czy będzie przeciętny i przejdę obok niego, jak obok większości piątkowych premier – bez dłuższego wsłuchiwania się – nie miało znaczenia. Wystarczyło wspomnienie fantastycznego koncertu w Londynie i świadomość, że Now, Now, które pamiętałam z koncertów z 2012 to nie jest już ten sam zespół. To dużo lepszy koncertowy zespół!
Dotarliśmy do Berlina godzinę przed rozpoczęciem koncertu. Zmęczeni upałem, ale podekscytowani koncertem. Nigdy wcześniej nie byliśmy w Cassiopeia Berlin, i pewnie nie prędko tam wrócimy, ale konieczne musicie wiedzieć, jakie to niesamowite miejsce! Bardzo artystyczne, jedno z tych, od których bije pozytywna energia i czuje się, że odwiedzają je ludzie z pasją. W mocno industrialnej przestrzeni mieści się klub muzyczny, knajpki i kilka ścianek wspinaczkowych. Bardzo atmosferyczne miejsce! Sam klub, w którym grało Now, Now mieści 800 osób. Koncert nie był wyprzedany, nie było dzikich tłumów, ale szczerze mówiąc nie wiem, jak mogłoby się tam zmieścić aż 800 osób. Nie wydawało się, aby było to możliwe.
Przed Now, Now na scenie zaprezentowała się australijska piosenkarka So Below, której wcześniej nie znałam. Do jej twórczości raczej nie wrócę, ale grała bardzo przyjemną, elektroniczną muzykę w towarzystwie żywej perkusji i klawiszy. Jeden z utworów napisała nawet wspólnie z Bradem, perkusistą i kompozytorem Now, Now. Jakieś pół godziny po jej występie, przedzierając się przez zdecydowanie większą grupę ludzi niż tę oglądającą koncert So Below, na scenie pojawili się Cacie i Brad w towarzystwie dwóch współtowarzyszy scenicznych. Skład identyczny jak ten, który widziałam podczas koncertu w Londynie, w listopadzie 2017 roku.
Koncert trwał nieco ponad godzinę. Zespół zagrał szesnaście piosenek, w tym większość z nowego studyjnego albumu, ale pojawiły się też perełki z dwóch poprzednich płyt. Na przykład Cars, piosenka wydana na albumie o tym samym tytule, z którym w 2009 roku Now, Now przyjechali do Europy występować przed Paramore. Z wydanej w 2012 roku płyty Threads, do dzisiaj chyba mojego ulubionego albumu Now, Now, pojawiło się aż siedem piosenek. W większości w niezmienionych wersjach.
Nowy materiał świetnie sprawdza się na koncertach!
Nie powiem, żeby w większości była to płyta do tańczenia, bo prawda jest taka, że w warstwie tekstowej część piosenek jest mocno depresyjna, o czym opowiem w szczegółach w recenzji Saved. Jest natomiast kilka piosenek, które zagrane jedna po drugiej potrafią fantastycznie rozruszać publiczność – i właśnie tak się stało. Na MJ, AZ i SGL pierwsze rzędy nie potrafiły ustać w miejscu. Co ciekawe do MJ podchodziłam od początku bardzo sceptycznie. Piosenka została udostępniona na kilka dni przed płytą i brzmiała, jak starsza (albo młodsza) siostra Yours, czyli pierwszej piosenki wydanej przez Now, Now na długo przed zapowiedzią albumu. Na koncercie sprawdza się jednak doskonale.
Moim koncertowym faworytem jest natomiast Saved, tytułowy utwór z nowej płyty, który jest najciekawszą piosenką z całego krążka. Jest w nim trochę takiej psychodelii, ale ciekawie połączonej z elektroniką. W dodatku chórek, a raczej echo, które słychać na studyjnej wersji piosenki, na żywo jest wyraźniejszy i dodaje koncertowej wersji dodatkowego powera.
Chciałabym napisać, że w Berlinie udało się powtórzyć atmosferę z listopadowego koncertu na Wyspach, ale tak nie było. Już od pierwszego utworu było czuć, że brakuje pewnej magii, nie dającej się opisać chemii, jaka wydarzyła się w Londynie. Nie chodzi tylko o to, że w Berlinie zjawiło się mniej osób albo że nie spijali tekstów piosenek z ust Cacie. Od pewnego momentu pierwsze rzędy bawiły się doskonale, śpiewały, tańczyły… Po prostu taka niesamowita aura, jaką owiany był londyński koncert zdarza się raz na setkę koncertów. Trudno nawet powiedzieć, od czego ona tak naprawdę zależy.
Z pewnością Now, Now, przebywający obecnie w trasie koncertowej, a nie wpadający do Europy na jeden czy dwa koncerty, są trochę bardziej zmęczeni i trochę mniej spragnieni grania. W końcu robią to codziennie, a nie od święta. Nie oznacza to jednak, że podeszli do koncertu “po łebkach”, nie dając z siebie wszystkiego. Tego bym nie powiedziała.
Cacie, pomimo przeziębienia lub po prostu przeciążonego gardła, starała się jak mogła, aby każdy dźwięk był w punkt, wyciągnięty możliwie tak wysoko, jak na ten moment była w stanie go wyciągnąć. Brad również stanął na wysokości zadania. Brzmieniowo wypadli równie dobrze, co w Londynie potwierdzając, że teraz właśnie tak brzmią – doskonale, dopracowanie i lepiej niż wiele światowych gwiazd muzyki.
Mam nadzieję, że wrócą do Europy wcześniej niż za osiem lat! A jak wrócą to z całą pewnością znów wybiorę się na ich koncert, bo to jeden z tych zespołów, który jest niedoceniany, a robi świetną robotę. Zarówno na koncertach, jak i na płytach.