Niektóre historie chwytają za serce, inne wzbudzają niepokój, kolejne mrożą krew w żyłach, a jeszcze inne bawią do łez. Ponoć najlepsze scenariusze pisze życie. Historia Tomasz Komendy niesłusznie skazanego na 25 lat więzienia to gotowy materiał na film, więc nic dziwnego, że postanowiono kuć żelazo póki gorące i w dość szybkim tempie ekranizować życiorys mężczyzny. Od tygodnia na ekranach kin w całej Polsce można oglądać film 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy, w reżyserii Jana Holoubka, na podstawie scenariusza Andrzeja Gołdy. W tytułowej roli rewelacyjny Piotr Trojan.
Przeżycia Tomka z więziennej celi, brutalne przesłuchania i lata walki o to, żeby oczyścić swoje imię to zdecydowanie idealny materiał na scenariusz filmowy. Oglądając film nie mogłam się jednak pozbyć wrażenia, że zasługują one na film zrobiony lepiej i ciekawiej. Opowiedziany z inaczej rozłożonymi akcentami, mocniej i dokładniej obrazującymi absurd systemu, którego przedstawiciele, działając pod presją przełożonych, mediów i społeczeństwa skazują na 25 lat więzienia niewinnego, bezbronnego w ogarniającym go przerażeniu młodego człowieka.
Poruszający dramat sensacyjny, oparty na prawdziwych wydarzeniach z życia Tomasza Komendy, którymi żyła cała Polska. To fabularna opowieść o życiu młodego mężczyzny niesłusznie skazanego na 25 lat więzienia za popełnienie brutalnego przestępstwa. Za kamerą filmu stanął Jan Holoubek – opis dystrybutora.
Film 25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy powinien wbijać w fotel, przerażać i wstrząsać. Nie brutalnością, a mechanizmami, jakie doprowadziły do skazania, jak się po prawie dwudziestu latach okazało, niewinnego człowieka. Zdecydowanie zaletą produkcji jest świetna gra aktorska Piotra Trojana. Po raz drugi – pierwszy raz w serialu Znaki AXN – doceniłam jego charyzmę i umiejętność zagrania bohaterów, w których życiu przewija się pełen wachlarz emocji. Przede wszystkim negatywnych, a przez to trudniejszych do zagrania przekonująco i wiarygodnie. Doskonała, co zupełnie nie powinno dziwić, jest także Agata Kulesza grająca matkę Tomka. Pomimo dwóch doskonałych kreacji, produkcja mocniej zapada w pamięci dzięki udanej charakteryzacji postaci, np. Trojana, Bieleni czy samej Kuleszy, co w polskim kinie często się nie udaje, doskonałej scenografii i kostiumom, a mniej ze względu na scenariusz.
Ten nie jest zły, ale scenarzysta padł ofiarą bardzo długiej historii, jaką musiał zamknąć w trwającym 112 minut filmie. Trochę jest tak, gdy na początku projekcji filmu widzi się napis „kooprodukcja TVN” wiadomo już, czego należy się spodziewać. Filmu, którego scenariusz idealnie nadałby się na serial, trzeba byłoby tylko wprowadzić kilka poprawek, a finalnie wydłużyć materiał skrócony do długości filmowej. Co akurat w przypadku 25 lat niewinności. Historia Tomka Komendy mogłoby zadziałać na korzyść. Bardzo trudno jest opowiedzieć dwie dekady czyjegoś życia w niecałe dwie godziny. Z pozoru mogłoby się wydawać, że to dość łatwe, jeśli główny bohater większość tego czasu spędza w więziennej celi. Pozory jednak mylą, bo to, co najciekawsze, a więc droga do odkrycia prawdy i uniewinnienia Komendy to zaledwie ostatnie 40 minut filmu.
Twórcy stanęli przed trudnym wyzwaniem. Podjęli się wybrania najważniejszych, ich zdaniem, zdarzeń z 20 lat życia Tomka i zamknięciu ich w krótkim, jak na bogactwo historii, filmie. Wyszła z tego produkcja, w której mało czasu poświecono ponownemu śledztwu, jakże ważnemu w drodze bohatera na wolność. Skupiono się na powtarzalnych scenach z celi, trwającym latami płaczu najbliższych, którzy w całej tej historii próbowali pomóc Tomkowi, ale byli bezsilni. Wspierali go emocjonalnie, jednak nie mieli szans wygrać z systemem i przekonać kogokolwiek, żeby rzetelnie wykonywał swoje obowiązki. Relacja Tomka z matką to najbardziej wzruszające sceny całego filmu, pięknie przez Kuleszę i Trojana zagrane, ukazujące siłę więzi i wiary w drugiego człowieka.
Pójście do kina po siedmiu miesiącach oglądania filmów w domu, gdzie nawet z najlepszym sprzętem film smakuje zupełnie inaczej niż w sali kinowej to wielkie przeżycie. Wolałabym jednak, żeby łączyło się ono nie tylko z samym faktem siedzenia w sali, ale też z obejrzanym filmem. Czuję niedosyt, chciałabym lepiej poznać mężczyzn, którym – mówiąc wprost – chciało się poświecić czas, karierę i przyszłość, żeby zawalczyć o sprawiedliwość i wolność dla człowieka, który na nią zasługiwał. Scenarzysta nie dał mi tej możliwości. Gdyby ta historia wydarzyła się w Stanach Zjednoczonych, prawdopodobnie otrzymalibyśmy trzymający w napięciu, doskonale opowiedziany film, który uczyłby, bawił, przerażał i wzruszał. Amerykanie umieją robić takie filmy, raczej się za tę historię nie wezmą, mają wiele swoich. Myślę jednak, że za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat młodzi wówczas polscy twórcy sięgną po życiorys Komendy powtórnie i stworzą lepszą produkcję. Tymczasem pozostaje nam ta z doskonałymi kreacjami aktorskimi, dobrze oddanym klimatem czasów, w jakich przesłuchiwano i skazywano Komendę, ale z niedoskonałym scenariuszem.