Fear The Walking Dead. Na początek zawiało nudą

Fear The Walking Dead zapowiadało się na świetny mini-serial, który umili niedzielne wieczory w oczekiwaniu na szósty sezon The Walking Dead. Jako spin-off kultowego serialu nie potrzebował dużej promocji, a z braku ciekawej letniej oferty – bo to co najlepsze każda stacja zostawia sobie na jesień – mógł liczyć na kilku dodatkowych widzów. Minionej niedzieli przed odbiornikami w Ameryce zasiadło ponad 10 milionów ludzi. Wszyscy włączyli pierwszy, 90-minutowy odcinek Fear The Walking Dead.

Przedsmak sześcioodcinkowej produkcji mnie osobiście zawiódł. Nie wiem, czy zbyt wiele oczekiwałam, czy zanudził mnie główny wątek odcinka? A może to po prostu był słaby początek? Moje refleksje pomieszane ze spoilerami zamieszczam poniżej – informuję o nich tych, którzy jeszcze nie widzieli, a planują obejrzeć.

Jajo czy kura

Odwieczne pytanie bez odpowiedzi. Tutaj nie było co prawda kury, ale była kobieta, która jako pierwsza zaczęła pożerać. I to mężczyznę. Barbarzynka jako uosobienie silnej, dominującej kobiety? W tym wypadku chyba raczej jako przykład kobiety-niosącej-śmierć a wręcz zagładę.

Dopiero później okazuje się, że ona prawdopodobnie nie była pierwsza, a w jakimś innym mieście, albo nawet innym stanie, też zanotowano dziwne zachowania i widziano ludzi zamieniających się w zombie. To pocieszające, bo prezentacja kobiety, jako początku tej całej apokalipsy dotknęła mnie personalnie.

Narkotyczne wizje

Czekając na premierę tego odcinka zastanawiałam się, jak go rozpoczną. Jak zaczną się pierwsze ataki i kto pierwszy przyniesie tę niecodzienną nowinę do domu. W moim scenariuszu nie było jednak narkomana, w stanie silnego uzależnienia twardymi dragami, który to co widzi uzna za narkotyczne omamy.

I tak przez cały odcinek, a w zasadzie jego drugą część, poznajemy losy błąkającego się po mieście chłopaka, który nie potrafi poradzić sobie z tym, co zobaczył, a jednocześnie nie do końca wierzy w to, co widział i chyba też chciałby zobaczyć to jeszcze raz. Do tego wszystkiego mamy historię patchworkowej rodzinki i związki ludzi różnych ras.

Nie żeby mi to przeszkadzało. Nawet wręcz przeciwnie. Wrzucanie do scenariusza takich codziennych wątków, współczesnych, a nie tworzenie fikcyjnych relacji międzyludzkich, jest przeze mnie zawsze mile widziane, ale z tym narkomanem to przesadzili.

Trudne początki

Moje wygórowane oczekiwania wzięły się z prostej obserwacji. Oglądając The Walking Dead widać, jak ogromny postęp zrobili scenarzyści, charakteryzatorzy i jak wiele pracy i pieniędzy włożono w produkcję każdego pojedynczego odcinka. Liczyłam, że w produkcję spin-offu zostanie włożona podobna energia i środki, ale zapomniałam, że to przecież spin-off. Wstęp do czegoś, co może skończyć się po sześciu odcinkach, czyli nikt nie wyda miliona dolarów na produkcję tych początkowych. Zapomniałam i teraz dopadło mnie rozczarowanie. Ale wierzę, że dalej będzie już tylko lepiej.