Na 16 urodziny znajome dały mi w prezencie płytę happysad. Cwaniary miały w tym swój cel – chciały mnie przekonać, żebym wybrała się z nimi na koncert. happysad grało akurat w ich rodzinnym miasteczku, promowali album Mów mi dobrze. Polubiłam płytę, na koncert poszłam. Później byłam jeszcze na jednym, może dwóch, ale wielką, oddaną i wierną fanką nigdy bym siebie nie nazwała. Tymczasem happysad zaskoczyło mnie nową płytą. Tak bardzo pozytywnie, że aż się zdziwiłam!
Nie lubię czytać recenzji przed wyrobieniem sobie własnego zdania, więc do niedawna kompletnie mnie nie obchodziło, że wiele osób, podobnie jak ja, doszukało się w piosence Nadzy na mróz brzmienia Organka. Przed premierą płyty, po wypuszczeniu tej piosenki, i utworu Dłoń, zapytałam znajomych, jak im się podoba nowy happysad. Usłyszałam, że “nie przekonuje.” Wiadomo, nie każdego musi, ale mnie zaintrygował, zaciekawił tak bardzo, że szukałam bratniej duszy. I szukam do dziś…
Pisząc niedawno o nowej piosence Linkin Park zadałam retoryczne pytanie: co próbujesz powiedzieć mówiąc, że chcesz, żeby Twój ulubiony artysta rozwijał się muzycznie? Miałam wtedy w głowie tę nową płytę happysad i kilka już przeczytanych opinii. Większość brzmiała, jak te często znajdywane przeze mnie w komentarzach pod nowymi utworami:
To nie brzmi, jak stare, dobre płyty! Niech oni się rozwijają!
Istnieje jeszcze druga, też dziwna i mnie zawsze bawiąca metoda krytykowania swojego, ponoć, ulubionego artysty. Brzmi ona mniej więcej w ten sposób, na przykładzie akurat happysad:
To nie jest stary, dobry happysad! Za taki rozwój to ja dziękuję!!
Po takich komentarzach, i po posłuchaniu albumu Ciało obce jestem bardzo wdzięczna muzykom, że skutecznie ignorują niekonstruktywne opinie innych. Bo to, że Tobie coś się nie podoba, nie znaczy, że jest to złe, gorsze. Muzyka, w ogóle sztuka, to taka dziwna dziedzina, w której to, co dla jednych jest kiczem i szczytem tandety, dla innych będzie dziełem sztuki i wyznacznikiem trendów.
Słuchałam albumu Ciało obce przez ostatnie 8 dni i wciąż jest to dla mnie płyta nieodkryta
Raz zachwyca mnie jej brzmienie, innym razem wokal, później dosłuchuje się jakiegoś nowego, wcześniej nie-wysłyszanego instrumentu. Siedzę, słucham tekstów. Przypuszczam, że nigdy wcześniej tak bacznie i uważnie nie słuchałam żadnej płyty happysad. A największą frajdę sprawia mi chyba przekonywanie się, że o ile Ciało obce może i jest mroczniejsze, poważniejsze, to cały czas słychać, że to nowa płyta happysad!
Nawet jeśli słuchasz Medellin i zastanawiasz się, kto tak gra?, to wystarczy przejść do Czwarty dzień, żeby wiedzieć, jak się ten zespół nazywa. I to wszystko tam pasuje, nic się z niczym nie kłóci, nic nie brzmi wymuszenie, sztucznie. A co z tym porównaniem do Organka? Kubie rzeczywiście zdarza się frazować niczym Tomek, ale niespecjalnie szukałabym w tym celowego zabiegu. I tak w gruncie rzeczy jest to całkiem zabawne, że niektórzy fani polskiej muzyki kojarzą energiczne gitary, wyostrzony bas i agresywniejsze wokale akurat, i tylko i wyłącznie, z Organkiem…
Ulubione, godne polecenia piosenki?
Nie wiem. Nie często mówię, że nie wiem, ale w przypadku płyty Ciało obce naprawdę nie wiem. Łyknęłam ten album w całości, od -1 do Nadzy na mróz i bardzo chętnie posłuchałabym tej płyty, od początku do końca, na jakimś koncercie. Bez przebojów z wcześniejszych płyt, bez Zanim pójdę, Taką Wodą Być i Łydki.
Ciało obce to świetna płyta od happysad!
Genialny krok na przód, który pokazuje, że można się zmieniać, podążać w nowym kierunku zachowując przy tym charakterystyczne dla siebie brzmienia. Nawet, jeśli całościowo tworzy się poważniejszy, mroczniejszy album. Happysad oddał nam w ręce kawał naprawdę dobrej muzyki i bardzo im za to dziękuję!
Jeśli pierwsze piosenki Was nie przekonały, na przykład dlatego, że uznaliście, że Kawalec brzmi dziwnie, to dajcie tej płycie szansę. Włączcie od początku, wysłuchajcie do końca. Ryzykujecie tylko to, że Wam się nie spodoba. Co nie oznacza, że za pół roku, rok albo pięć lat nie odkryjecie w niej tego, co ja odkrywam przez ostatnie osiem dni.