Człowiek w swojej naiwności wierzy, że jeśli interesuje się jakimś artystą, czyta wywiady, ogląda zdjęcia i chodzi na koncerty to do pewnego stopnia tego artystę zna. Niektórzy wierzą nawet, że intensywność interesowania się daną osobą to już element bliższych z nią relacji, ale umówmy się, tak nie jest. Nawet jeśli masz zdrowie podejście i swoich idoli nie traktujesz, jak przyjaciół, są oni owiani magiczną tajemnicą. To ludzie z obrazka, z telewizora, nieosiągalni, niedostępni, o których wiesz tylko tyle, ile przeczytasz i co ważniejsze, tylko tyle, ile oni sami chcą ci pokazać. Wniosek: nie znasz ich wcale.
Taka magiczna kurtyna opada, gdy idziesz na koncert i obserwujesz, jak funkcjonuje jedna setna tego mechanizmu. Później kolejna część kurtyny opada, kiedy masz szansę wejść za kulisy i poznać wnętrze mechanizmu. Następna, gdy spotykasz swojego idola twarzą w twarz, możesz z nim porozmawiać dłużej niż sekundę, a przy okazji spotykasz ludzi, którzy z nim pracują. Wtedy okazuje się, że to zwykły człowiek, nudniejszy niż ci się całe życie wydawało, wiecznie zabiegany i znudzony wyznaniami o tym, jak jego muzyka jest dla ciebie ważna. Z pozoru każdy fan chce tę kurtynę opuścić i wejść do środka, ale uwierzcie mi – z magią wokół jest przyjemniej. Dzięki niej można idealizować różne sytuacje, a to czego nie widzimy pozwala nam żyć wyobrażeniami, które są po prostu przyjemniejsze.
Od dziś Paramore to duet. Z pierwotnego składu pozostała jedna osoba, Hayley Williams, której towarzyszy Taylor York, oficjalnie w zespole od 2009 roku. Jeremy Davis po raz drugi w życiu pożegnał się z Paramore. Pierwszy raz zrobił to na chwilę przed wydaniem ich debiutanckiego albumu. Później wrócił i wydawało się, że ma w zespole bardzo wygodną pozycję. Zabrzmi to krzywdząco, ale chłopak się nie narobił i wiele wskazywało na to, że pozycja basisty mu odpowiada. Nie pisał piosenek, niezbyt często udzielał się w wywiadach, a gdy już coś mówił, pozostali członkowie zespołu mocno patrzyli mu na usta. Nie był zbyt medialny, bo od tego w zespole zawsze była Hayley, ale dobrze grał na basie i wnosił dużą dawkę dobrego humoru.
Był najzabawniejszym, najbardziej otwartym, najmniej wytresowanym medialnie i najbardziej spontanicznym członkiem Paramore. Było pewne, że zawsze powie coś, co będzie zabawne, uchyli rąbek tajemnicy albo to, co powie będzie zwyczajnie głupkowate, ale zabawne. Chyba to właśnie jemu wywiady przeprowadzane przez fanów sprawiały największą radość. Mógł się powygłupiać, naśladować własnego psa i nie myśleć o tym, jak wredny dziennikarz przeinaczy jego słowa. Duże dziecko? Myślę, że największe z tej trójki, a może rzeczywiście jedyne, jakie się uchowało.
Opublikowane w nocy oświadczenie jest dość enigmatyczne i tajemnicze. Nikt się pod nim nie podpisał, choć ewidentnie widać, że jego autorką jest Hayley. Zamieszczono je na facebookowym na profilu zespołu, a nie na oficjalnej stronie internetowej, ale co najważniejsze, nie ma żadnego oświadczenia od samego Jeremy’ego. Można byłoby pomyśleć, że to głupi żart, że ktoś włamał się na ich konto i opublikował taką wiadomość, ale problem w tym, że powieliła ją wytwórnia płytowa. A z tym faktem trudno polemizować. Jeremy Davis nie jest już członkiem Paramore. Nie będzie się już do kogo przytulać, z kim przybijać piątek i z kim żartować. Nie będzie też Pressure flip i kościelnej solówki w Ain’t It Fun.
I tutaj można rozpocząć analizy i prognozy na przyszłość. Zaczynając od tych ostatnich wiadomo, że osobę, która chwyci za bas poznamy najpóźniej w marcu 2016 roku. Wówczas duet wyrusza w drugą wodną podróż z fanami, tzw. Parahoy!, na którym powinien odbyć się ich koncert. To także moment, w którym najpóźniej usłyszymy coś więcej na temat nowej sytuacji. A kto zagra na basie?
Od odejścia braci Farro Paramore nie dorobili się jednego, stałego koncertowego perkusisty i chyba nie ma się co oszukiwać, że z łatwością znajdą basistę na stałe. Na co dzień grają z nim dwaj gitarzyści, jednak nie są oni podpięci pod nazwę Paramore. Mimo iż w zespole funkcjonują od 2010 roku. Trzeba chyba przyjąć do wiadomości, że niegdyś pięcioosobowy zespół od dziś staje się duetem. Przynajmniej od strony formalno-prawnej, bo na scenie raczej ludzi nie ubędzie.
Odejścia Jeremy’ego tak naprawdę nic nie zwiastowało. Jasne, zajął się ostatnio produkcją utworów dla amerykańskich raperów, jednak wszystko, co do tej pory zrobił raczej nie wskazywało na chęć odcięcia się od Paramore. Zwłaszcza, że fragmenty swojej twórczości już od ponad pół roku zamieszczał w sieci, a macierzysty zespół udostępniał linki do oficjalnie wydanych piosenek. Brak komentarza od Jeremy’ego stawia powody tej decyzji pod dużym znakiem zapytania.
Z finansowego punktu widzenia odejście z tak dochodowej pracy wydaje się głupotą, a z kolei mówienie, że chce poświęcić się rodzinie kłóci się z przerwą, którą obecnie ma zespół. Bawienie się w spiskowe teorie nie ma na razie sensu, a Jeremy nawet jeśli wreszcie zdecyduje się zabrać głos, raczej nie wyleje wiadra pomyj, jak w 2010 roku uczynił Josh. Z Hayley znają się w zasadzie od dzieciństwa, więc powodem odejścia nie powinna być różnica zdań, czy wzajemna niechęć. Mimo wszystko opublikowane oświadczenie faktycznie może sugerować, że odejście z zespołu nie do końca było dobrowolną decyzją basisty, albo i dobrowolną decyzją całej trójki.
Koniec roku ewidentnie sprzyja zmianom. Podpisywaniu nowych kontraktów, pertraktacjach w zmianach umów i przedłużaniu starych kontraktów. Paramore musieli podpisać nowy w 2010 roku, gdy z zespołem pożegnało się dwóch członków. Po pięciu latach muszą, lub już to zrobili, podpisać kolejny. Na ile płyt? Czy Hayley i Taylor uciągną Paramore? Czy Hayley wyda solową płytę? Czas pokaże. Dziś pewne jest, że Hayley i Taylor planują kontynuować przygodę w zespole i chcą to udowodnić w 2016 roku. Nową płytą? Chyba prędzej nową EPką.
Prywatnie, jako dziewczyna, która trzy razy stała twarzą w twarz z Jeremym, mam ogromną nadzieję, że jego pożegnanie z Paramore wynika z ludzkiej chęci spróbowania czegoś nowego. Byłoby milej myśleć, że opuścił zespół wierząc, że osiągnął w nim wszystko, co chciał osiągnąć i jednocześnie poczuł, że nic nowego nie potrafi do niego wnieść. Byłoby beznadziejnie myśleć, że z powodów finansowych wykreślono go z kontraktu i zastąpiono tańszym muzykiem sesyjnym, tylko dlatego, że koszulka z twarzą Hayley sprzedaje się lepiej niż kostka z jego autografem.
Paramore is (still) a band, a ja zdjęcia z Jeremym ze ściany nie zdejmę! Do 3 stycznia 2016 trwa głosowanie na najlepsze momenty, wydarzenia i zdarzenia z okresu albumu Paramore. Głosy można oddawać TUTAJ, raz dziennie.
AF