Gdyby rok 2020 nie odebrał muzykom szansy na koncertowanie, debiutancki solowy album J.Wise zostałby dostrzeżony przez zdecydowanie szerszą publiczność. Widzę go w line-upach największych polskich festiwali, ale również tych lokalnych, które może i nie zapraszają gwiazd światowego formatu, ale skupiają tych najlepszych na krajowym rynku. J.Wise był bohaterem trzech tegorocznych Muzycznych szortów i tak naprawdę od jego singla Tears, ze stycznia, zaczęła się dobra muzyczna passa mijającego roku. Po miesiącach czekania, kilku doskonałych singlach, J.Wise wydał w listopadzie płytę Stories. Album niesłusznie przez wielu przemilczany.
Patrząc na Stories przez pryzmat jedynie polskiego rynku, mając w pamięci debiuty ostatnich lat, panujące trendy i spoglądając na listę najpopularniejszych utworów w krajowych rozgłośniach aż chciałoby się powiedzieć, że J.Wise to artysta, jakiego polska scena muzyczna potrzebowała. Oto przychodzi chłopak szerszej publiczności nieznany, z charakterystyczną barwą głosu, bez parcia na podbój mediów społecznościowych i wizyty w programach śniadaniowych. Od pierwszego singla pokazujący artystyczne zacięcie i trzymający się go w każdym kolejnym teledysku. Muzycznie lubiący sięgać po stare, o czym pisałam w Muzycznych szortach #58 poświęconych m.in. singlowi Idealny, hipnotyzujący smutkiem i pięknem w Tears. Być może, gdyby 2020 wyglądał inaczej, J.Wise byłby tegorocznym odkryciem krajowej sceny.
W prawie rocznym oczekiwaniu na premierę Stories najgorsze okazało się to, że co pewien czas pojawiły się nowe single, zdradzające coraz więcej o płycie, ale nie pozwalające wysłuchać jej w całości. Na albumie znalazły się dwie piosenki nagrane po polsku – Idealny oraz Płonie nasz dom. O ile ten pierwszy zahacza o brzmienia lat 60., ten drugi spokojnie mogłoby przygarnąć kilku polskich artystów młodego pokolenia, z Baranovskim i Kaminskim na czele, choć zdecydowanie trafniej oddaje klimat Stories.
Przyznaję, zastanawia mnie, czy fakt, że Idealny i Płonie nasz dom znajdują się na końcu tracklisty to jedynie chęć oddzielenia anglojęzycznych utworów od polskojęzycznych czy może informacja, że J.Wise widział ten krążek bez tych nagrań i doszło do kompromisu? Cokolwiek się po drodze wydarzyło jedno jest pewne – głos J.Wisa brzmi o wiele ciekawiej, ma większą głębię i tajemnicę w anglojęzycznych utworach.
Kim muzycznie jest J.Wise i jak brzmi Stories? To podróż przez tytułowe historie, emocjonalna (We Can Be Everything), romantyczna (Love) i przygnębiająca (Mama), którą jednym słowem najwłaściwiej byłoby nazwać klimatyczną. Muzycznie opatrzona jest tak smacznie, że łatwo zatracić się w tych wszystkich gitarach, pianinach, delikatnej rytmicznej perkusji i basie, który choćby w Keep on Praying przyjemnie buja. Obok głosu J.Wise pojawiają się chórki, gospelowe żeńskie głosy, które dodają płycie charakteru (California).
Na początku roku, po wysłuchaniu Tears, zbudowałam sobie w głowie pewien obraz Stories, który wraz z każdym nowym singlem się zmieniał. Po premierze Płonie nasz dom nie wiedziałam już, w jaką podróż chce mieć zabrać ten artysta, a po przesłuchaniu całej płyty mam poczucie, że inspiracji zachodem jest aż za wiele.
Album Stories wydaje się dziełem kompletnym, zbiorem piętnastu utworów, z których zaledwie jedna – najbardziej przebojowy Idealny – odstaje od reszty, przynosząc pewien rodzaj wytchnienia. Każda piosenka brzmi tak, jakby wyciśnięto z niej wszystkie możliwości, teledyski zasługują na miliony wyświetleń, a producent Andrzej Izdebski na gratulacje. Mój brak zachwytu wiążę się jednak z poczuciem, że muzycznie J.Wise stał się połączeniem Hoziera z Kortezem, który momentami (The Girl the Dog and Me) spotyka debiutancki album Harry’ego Stylesa. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby nie poczucie, że ten album nie zaskakuje, że już go kiedyś słyszałam, z innych ust i w innym roku. Nawet najlepsze na płycie We Can Be Everything nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, jak wysłuchane w styczniu Tears.
Album Stories jest niesłusznie przemilczany przez polskie środowisko. Na tle wielu wydanych w tym roku w Polsce płyt to rewelacyjny, bardzo artystyczny krążek, zdecydowanie skierowany do wprawniejszego słuchacza, poszukującego w muzyce czegoś więcej niż chwytliwe melodie i wpadające w ucho refreny. Może jednak sprawiać wrażenie płyty, która nie daje odpowiedzi na pytanie, jakim artystą jest J.Wise i jaka muzyka tak naprawdę go kręci. A to z kolei sprawi, że momentami trudno mu uwierzyć.