Serial Od nowa HBO miał wszystkie elementy, które wraz z dobrym scenariuszem powinny złożyć się w doskonałą produkcję. Z Nicole Kidman, Hugh Grantem i Donaldem Sutherlandem na pokładzie, w towarzystwie Noah Jupe i scenariuszem opartym na podstawie dramatu psychologicznego Jean Hanff Korelitz zatytułowanego Nie chciałaś wiedzieć zanosiło się na jeden z najlepszych seriali 2020 roku. Już w nie jednej recenzji pisałam, że obsada to jeden z kluczy przy wybieraniu przeze mnie tytułów, ale w przypadku Od nowa byłam ciekawa zakończenia historii. Po pierwszym odcinku, i wielu pochlebnych recenzjach, sądziłam nawet że może mamy drugie Wielkie kłamstewka.
Porównania do tego serialu, powoli rosnącego do rangi jednego z najlepszych w tej dekadzie, nie są przypadkowe. Tak naprawdę od momentu premiery pierwszego sezonu Wielkich kłamstewek grające w nim główne role aktorki chętnie angażują czas (i pieniądze) w produkcje o podobnym charakterze. Kidman jest producentką wykonawczą Od nowa, a za scenariusz odpowiada David E. Kelley, twórca scenariusza do wspomnianej wyżej produkcji. Problem pojawia się jednak w chwili, w której zaczyna się okazywać, że do poziomu Wielkich kłamstewek trochę (lub dużo) brakuje. (W dalszej części znajdują się spoilery)
Odnosząca sukcesy terapeutka Grace Fraser (Nicole Kidman) mieszka w Nowym Jorku z mężem Jonathanem (Hugh Grant) oraz uczęszczającym do elitarnej prywatnej szkoły synem (Noah Jupe). Ich z pozoru idealne życie z dnia na dzień wywraca się jednak do góry nogami za sprawą gwałtownej śmierci i łańcucha zaskakujących wydarzeń. Grace, nagle pozostawiona sama sobie, konfrontuje się z narastającą w jej w życiu katastrofą, która na dodatek ma charakter publiczny. Przerażona sytuacją, musi porzucić dotychczasowe życie i zbudować swój świat od nowa – dla siebie i swojego syna – opis NC+Go
Od nowa zaczęło się dobrze i myślę, że książkę przeczytałabym w kilka dni, może wręcz w jeden weekend. Zaintrygowała mnie historia, spodobali bohaterowie. Ewidentnie podkoloryzowana relacja między Grace a Jonathanem, których piękne i poukładane życie zdawało się wisieć na włosku. Zimna, idealnie ubrana, idealnie uczesana, posągowa Grace. Czarujący, kulturalny, z błyskiem w oku Jonathan. Niby miłość, wsparcie i szacunek, ale więcej życia na pokaz, trwania w wykreowanym świecie, w którym wszystko musi przebiegać zgodnie z planem, misternie ułożonym odpowiednio wcześnie.
Grace uwielbiała mieć kontrolę, nie była spontaniczna, ale zdarzało jej się pokazywać prawdziwe emocje. Z pewnością nie była gotowa na opuszczenie bańki idealnej żony i matki. Scenarzyści zbudowali jej postać tak, że do końca można było się zastanawiać, kto zabił. Co więcej, z każdym kolejnym odcinkiem można było podejrzewać każdego z bohaterów, odsuwając od siebie myśl, że skończy się banalnie. Nie jeden serial nakręcono już o życiu amerykańskich elit. Dzieciakach z prywatnych, drogich szkół, w których rodzice bywają równie często, co na kozetce u terapeuty, podtrzymując kontakty i dbając o to, żeby ich pociechy miały papier z dobrym logo. Od nowa nie było więc wyjątkowe, ale chęć dowiedzenia się, kto zabił i kto porozrzucał domino rozbudzono wzorowo.
Wielką przyjemność sprawiało mi czekanie na każdy kolejny odcinek. Miałam czas, żeby poukładać sobie w głowie wydarzenia i zastanowić się, kto najbardziej pasuje na mordercę. No i jaki miał motyw, bo początkowo i to było zagadką. Po obejrzeniu finałowego odcinka poczułam jednak, że Od nowa mogłaby zrobić na mnie – całościowo – większe wrażenie, gdybym wbita w fotel obejrzała sześć odcinków w sześć godzin. Choć wiem, że wtedy ostatni odcinek rozczarowałby mnie o wiele bardziej. Twórcy zarzekali się, że nie będzie banalnego finału że zaskoczą i zadziwią tych, którzy przeczytali książkę Jean Hanff Korelitz. Co więc poszło nie tak? W którym miejscu opowieść skręciła w ślepą uliczkę?
Paradoks rozczarowania Od nową polega na tym, że przez pięć odcinków oglądanie sprawiało przyjemność. Widz wkręcił się w historie, cieszył z dobrej gry aktorskiej i chłonął tajemnice scen, kadrów, kolory. Aż tu nagle rozprawa kończąca, pogawędka Grace z Jonathanem i wszystko wiadomo. Zazdroszczę tym, którzy w tym właśnie momencie serialu nie zrozumieli, co wydarzy się dalej. Nie zauważyli w zachowaniu Grace, jej spojrzeniu i gestach, że zamiesza wystawić męża. Ujawnienie, kto okazał się mordercą to pryszcz przy ostatnich scenach, tak oklepanych, tak zwyczajnych i tak nie pasujących do charakteru serialu. Gdy Jonathan porwał swojego syna Henry’ego sądziłam, że już nic bardziej zwyczajnego się w tej historii nie wydarzy. Chwilę później wskoczyła scena z helikopterem, próba samobójcza i koniec, który przypominał finał jakiegoś filmu sensacyjnego, który sensacyjnym być chciał, ale nie był. Serial błyskawicznie stanął w szranki z najlepszymi produkcjami 2020 roku i z niezłym hukiem spadł z czołowych pozycji. Bo jest gwiazdorska obsada, ale finał średniej klasy.
Na pocieszenie zostaje kilka naprawdę dobrze skrojonych odcinków i Hugh Grant, którego w młodości (jego młodości) niespecjalnie lubiłam, a teraz jest jednym z moich ulubionych aktorów. Miło ogląda się aktora z dorobkiem, który nie będąc już młodziakiem łapie scenariusze, w których nie dość, że udowadnia, że jest świetnym aktorem, to jeszcze zaskakuje.
Od nowa warto też obejrzeć dla Nicole Kidman, bo to też aktorka, która nie musi już nikomu niczego udowadniać i chyba właśnie dlatego, mając tę świadomość, dobiera ciekawe scenariusze. Jest również Noah Jupe, którego poznałam dzięki filmowi Honey Boy. Młody talent, który jeszcze rozbłyśnie jasnym światłem. O Donaldzie Sutherlandzie chyba nie muszę wspominać, to nazwisko ulepiło kino.
Po obejrzeniu pozostaje rozczarowanie nad prostotą i przewidywalnością ostatniego odcinka tej serialowej historii. Odnosząc się więc do pierwotnego tłumaczenia tytułu książki, rzeczywiście nie chciałam wiedzieć.