Szortext: Maggie Rogers – Surrender

Przez ostatnie miesiące Maggie Rogers była częstą bohaterką Muzycznych szortów i wielokrotnie powtarzałam, że album Surrender nie zostanie przeze mnie pominięty. Lipiec obfitował w premiery, ale to właśnie na wydanie tego materiału czekałam najbardziej. Singlowe propozycje dość jednoznacznie wskazywały, że indie-folkowa Maggie, która w 2019 roku wydała album Heard It In A Past Life ustąpiła miejsca electro-popowej. Zmian, przez ekspertów ochoczo nazywanych dojrzewaniem, nie sposób nie zauważyć – nie tylko w wizerunku artystki, przede wszystkim w jej tekstach i brzmieniu. Co takiego wydarzyło się przez trzy lata i jaka Rogers powraca na scenę?

Zdaje się, że pewniejsza siebie i z większą życiową mądrością. To zawsze była dziewczyna, która umiała mówić, umiała opowiadać i chciało się jej słuchać. Nigdy nie zaliczała się do tej grupy muzyków, którzy tworząc świetnie nagrania nie potrafią ich opisać, lub w ogóle się wypowiedzieć. Pandemiczną przerwę Maggie Rogers wykorzystała bardzo podobnie do mnie – wróciła w rodzinne strony i zapisała się na roczny kurs uniwersytecki. Ten stał się inspiracją dla nowego albumu, a jeszcze przed premierą wokalistka napisała rozprawę zatytułowaną właśnie Surrender. W dużym skrócie dotyczyła ona religii, wiary oraz etyki w muzyce rozrywkowej. Temat ciekawy, ale na nowej płycie nie jest wszechobecny.

Album Surrender opisałabym jako dzieło osoby, która na przestrzeni relatywnie krótkiego odcinka czasu zaczęła robić światową karierę, koncertować z największymi, koncertować samodzielnie i nagle miała chwilę, żeby wysiąść z tego rozpędzonego pociągu i obejrzeć się za siebie. Mając przy tym odwagę zastanowić się nad tym co przed nią i co sobą reprezentuje – jako osoba, jako artystka. W recenzji debiutanckiej płyty Rogers pisałam, że to nigdy nie będzie artystka, która na skinienie palca wyprzeda stadionowe koncerty, a jej utwory będą uwielbiać masy, bo nie tworzy dla takiego słuchacza. Po wysłuchaniu Surrender nie mogę pozbyć się wrażenia, że nie tylko miałam wtedy rację, ale też sama Maggie pokazała, że zmiana stylu, nagranie bardziej elektronicznej i wokalnie mocniejszej płyty, nie sprawiło, że zgubiła swój styl.

To wciąż dziewczyna z sąsiedztwa, inteligentna, utalentowana, która teraz zdaje się po prostu pewniej stąpać po ziemi. Wciąż nie nagrywa muzyki, która po jednym przesłuchaniu spodoba się milionom, ale nie tworzy też muzyki tak skomplikowanej, żeby stać daleko od mainstreamu. Nowej płycie nie brakuje przebojowości, ale jest w niej na tyle dużo alternatywnego grania – głośnych gitar, wybuchowego wokalu, że trudno wrzucić go do jednego worka i postawić na półce, którą da się łatwo i szybko zdefiniować, wymyka się gatunkom.

Duży sukces Heard It In A Past Life – dobra sprzedaż, prestiżowe nominacje, mnóstwo koncertów – bezsprzecznie był dopiero początkiem. Album Surrender ma kilka stron. Z jednej jest zbiorem naprawdę przebojowych kompozycji, jak choćby singlowe Horses z melodyjnym refrenem i That’s Where I Am z wkręcającym się w głowę tekstem i zapadającym w pamięć chórkami, zakończone gitarami wyjętymi z płyty dobrego, rockowego zespołu. Tym utworom nie brakuje energicznej perkusji, elektroniki i elektrycznych gitar. Z drugiej strony mamy otwierające album Overdrive, które jest połączeniem dawnej i obecnej Maggie, a także zapowiedzią, że żywa perkusja, wyciągnięta przed szereg, będzie wszechobecna na całym albumie.

Wszechobecny jest również mocny wokal Rogers, która na tej płycie pokazuje, że ma w sobie rockowy pazur, a wplątanie w teksty przekleństw wychodzi jej naturalnie i z gracją. Dla fanów spokojniejszej, indie-folkowej twórczości Rogers też coś się znajdzie. Utwór I’ve Got A Friend brzmi początkowo jak demo, które umieszczono na płycie jako przerywnik, tymczasem wraz z upływającymi sekundami okazuje się, że ukrywa ciekawe instrumentarium. Połączeniem dwóch światów Rogers jest natomiast zamykający album Different Kind of Girl, zaczynający się niepozornie, akustyczną gitarą i delikatnym wokalem, który stopniowo zaczyna przechodzić w energiczny, głośny utwór, idealnie podsumowujący cały album. Muzycznie i tekstowo to znakomita klamra.

Bardzo doceniam nakład pracy włożony w upewnienie się, że każda piosenka zostanie doprecyzowana. Słuchając Anywhere With You ma się wrażenie, że nagranie dobiegło końca, tymczasem niespodziewanie czeka nas 30 sekund solo na fortepianie. Słuchając That’s Where I Am żegna nas osamotniona, zabłąkana gitara, a w Shatter zbłąkane chórki, którym towarzyszy przesterowana gitara. Takich detali jest na tym krążku mnóstwo, więc najlepiej słuchać go odpowiednio głośno!

Nad Surrender Maggie pracowała z Kidem Harpoonem, w ostatnim czasie pracującym z Harrym Stylesem nad albumem Harry’s House. To on, wspólnie z wokalistką, odpowiada za produkcje płyty. W utworze Shatter gościnnie udziela się Florence Welch. Sam album powstał w większości w Nowym Jorku, w kultowym studiu Electric Lady. Jestem ciekawa, jak koncertowo będzie brzmiał ten materiał, bo spodziewałabym się bardzo rockowego koncertu z kilkoma przerwami na delikatniejsze granie. Szans na posłuchanie Rogers na żywo jest kilka, bo jesienią Amerykanka przyleci do Europy na serię koncertów. Daty można znaleźć tu.

Album można zamówić tutaj.