Niezbyt często przydarza mi się oglądać jednego artystę dwukrotnie podczas tego samego koncertowego legu. Fenomenalna Amy Macdonald podbiła Royal Albert Hall, a ja po raz drugi stoję przed trudnym zadaniem. Jak przekonać Cię, że Amy Macdonald to artystka, której warto posłuchać? Którą warto zobaczyć na żywo?
Pomyślałam, że skoro dwa tygodnie temu pisałam, i to całkiem szczegółowo, o koncercie Amy w Poznaniu, teraz skupię się na różnicach. Poznański i londyński koncert były co prawda częścią tej samej trasy koncertowej, Under Stars Tour, jednak oprawa tego londyńskiego była zdecydowanie ciekawsza, bogatsza. Identyczna pozostała jedynie setlista.
Amy Macdonald wystąpiła w Poznaniu – relacja z koncertu
Żeby zrozumieć, dlaczego akurat na koncercie w Royal Albert Hall było inaczej niż na wszystkich innych koncertach tej trasy warto wiedzieć, dlaczego to miejsce jest takie wyjątkowe. Wcale nie chodzi o to, że jest w Londynie, a nie w Poznaniu. Tak naprawdę Amy pewnie wolałaby, żeby było w jej rodzinnej Szkocji i żeby to tam mogła wystawić taką ucztę dla ucha i oka.
Royal Albert Hall to sala koncertowa, którą zbudowano w 1871 roku
Nazwę zawdzięcza księciu Albertowi, mężowi królowej Wiktorii. Od początku swojego istnienia było miejscem, w którym organizowano koncerty, bale, uroczystości z dziedziny sztuki i nauki. To miejsce z duszą, z tradycją, piękną historią. Miejsce, których w Europie wcale nie ma zbyt wiele. Miejsce idealne akustycznie, bardzo królewskie w swoim wyglądzie. Aż głupio pisać o Royal Albert Hall “venue,” co lubię robić…
Byłoby bardzo dziwne, gdyby Amy nie wykorzystała potencjału Royal Albert Hall do zaproszenia dodatkowych muzyków i stworzenia dodatkowej oprawy
Byliśmy o tym przekonani już decydując się, że chcemy wziąć w tym koncercie udział. Z resztą, jeśli ma się szansę pójść na koncert będący swego rodzaju kulminacją całej trasy koncertowej to trzeba to zrobić! Dla mnie była to druga wizyta w Royal Albert Hall, ale pierwsza na tzw. płycie. Oczywiście łatwo się zorientować, że miejsca na płycie były siedzące, ot takie krzesełka jakie zna się z teatrów, ale uprzedzając domysły – wysiedzieć było trudno.
Muszę wspomnieć o zasadach, jakie obowiązują na tym obiekcie. Mianowicie – zakaz wstawania. Chodzi o to, żeby nie zasłaniać tym, którzy stoją za Tobą. Każdy ma mieć tak dogodne warunki, jak to możliwe biorąc pod uwagę miejsce, jakie wykupił.
Problem jednak w tym, że fani Amy Macdonald, choć w bardzo różnym wieku, siedzieć potrafią tylko na balladach. Ochrona, ubrana w gustowne kubraczki, początkowo próbowała zwracać wstającym uwagę, że nie powinni, ale szybko się zniechęcili. No bo co zrobić, gdy niesubordynacją wykazuje się znaczna część publiczności?
O publiczności jeszcze słów kilka. Już przy okazji koncertu w Poznaniu zauważyłam, że na koncerty Amy chodzą ludzie w różnym wieku. Z ukierunkowaniem na tych, którzy mają już dzieci, a nawet wnuki. Zupełnie mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie!
Widok 60, a może i 70-letnich uczestników koncertu tańczących, machających rękami i wyśpiewujących “let’s start a band” jest niesamowicie pozytywnym przeżyciem!
To wspaniałe, że muzyka łączy pokolenia, łączy ludzi i dla nikogo nie stanowi bariery. Banalne to strasznie, ale na takim koncercie można to zobaczyć i przekonać się, że taka jest prawda!
Fenomenalna Amy Macdonald mogłaby stać na scenie sama, z gitarą akustyczną, a i tak zrobiłaby lepsze szoł niż wskazuje na to każda z jej płyt. Pewnie już o tym pisałam, ale powtarzam się świadomie, żeby pokazać, że studyjne wersje jej piosenek nie oddają tego, co dzieje się na żywo. Nawiasem mówiąc, Amy tak się rozszalała, że wychodzą na bis, w piosence Prepare to Fall pękła jej struna…
Koncert w Royal Albert Hall bez sekcji smyczkowej też wydawał nam się niemożliwy. I znów mieliśmy rację!
Na wybranych piosenkach na scenie pojawiał się Pan Wiolonczelista. Nie przypominał prześlicznej wiolonczelistki z piosenki Skaldów, a bardziej Nergala z Behemota. Ewentualnie ja słuchałam za dużo Me And That Man i mam takie skojarzenia.
W każdym razie Pan był, siadał na specjalnie przygotowanym dla niego krzesełku i wypełniał salę pięknymi dźwiękami. Równie pięknymi dźwiękami, ale z innej kategorii, Royal Albert Hall wypełniła Juliet Roberts. Wokalistkę można usłyszeć w piosence Down By The Water wydanej na najnowszej płycie Amy i właśnie w tym utworze pojawiła się po raz pierwszy. Na scenie została do końca podśpiewując także partie w Let’s Start a Band. Juliet była drugim gościem specjalnym tego koncertu.
Piosenka Down By The Water była pierwszą, jaką Amy wypuściła z albumu Under Stars i do dzisiaj nie jest moją ulubioną. Podobne mieszane uczucia miałam, co do Dream On, które urosło we mnie dzięki koncertom. Down By The Water z gospelowym głosem Juliet zyskuje, ale wciąż nie jest to moja bajka.
Na koniec zostawiłam sobie to, co nie wiąże się bezpośrednio z muzyką, ale daje dodatkowe doznania estetyczne. Oprawa koncertu!
Tym razem nie udało mi się policzyć wszystkich żarówek, jakie wisiały nad głową Amy, ale na oko było ich trzy razy więcej niż w Poznaniu. Było też ogólnie więcej świateł, a na sklepieniu hali wyświetlano animacje. Na przykład podczas piosenki otwierającej koncert, Under Stars, na sklepieniu pojawiły się półksiężyce.
Już po wejściu do środka i zajęciu miejsc, wielkie wrażenie robiły wielkie organy, jakie stoją z tyłu sceny. Amy oczywiście z nich nie korzystała, ale stanowiły piękną, klimatyczną dekorację. To są takie małe detale, dodatki do całości, a Royal Albert Hall to jest naprawdę piękny obiekt, który dobrze doświetlony dostaje dodatkowego uroku.
Obiecałam, że skupię się na różnicach, więc w efekcie o samym koncercie nie napisałam wiele… Może wystarczy, jak napiszę, że Amy Macdonald znów zostawiła olbrzymi niedosyt? Że zagrała 21 piosenek, niewiele mówiła między piosenkami? Że na żywo jest naprawdę świetna i że chciałabym pójść na kolejny koncert?
Chciałabym. Przy wyjściu dostaliśmy ulotki jakiegoś zamkowego festiwalu w Londynie, na którym Amy zagra w czerwcu. Kusi bardzo, żeby pójść, ale rozsądek nakazuje, żeby się powstrzymać. Po dwóch rewelacyjnych koncertach następny najwcześniej jesienią, o ile w ogóle w tym roku. Wszystko w nadmiarze szkodzi, więc lepiej nie przesadzić 🙂