Przyglądając się temu, co trafiło do Monthly na marzec nie mogę pozbyć się wrażenia, że ten miesiąc był dla popkultury wyjątkowo smutny. Zaczął się najsmutniej jak mógł, później złamał miliony serc czterogodzinnym dokumentem. Nie taki miał być miesiąc, w którym żegnamy się z zimą! Gdzieś pomiędzy pojawiło się kilka przebłysków radości, ale gdy patrzę na wszystkie punkty z tego tekstu, to smutne Monthly.
Zaczęło się od śmierci…
Na początku marca zmarł aktor Luke Perry, jedna z gwiazd kultowego serialu Beverly Hills, 90210 emitowanego w Polsce od 1994 roku. Nie jest to serial mojej generacji. Gdy w Polsce pokazano ostatni odcinek miałam niespełna dziesięć lat, ale przypuszczam, że nie ma miłośnika seriali, który nie słyszałby o Beverly Hills, 90210 a później o serialu 90210.
Luke doznał udaru mózgu. Zmarł nagle. Pomiędzy informacjami o tym, że na fali odgrzebywania starych tytułów może odgrzebane zostanie także Beverly Hills, 90210. W wakacje będzie go można oglądać w filmie Once Upon a Time in Hollywood Quentina Tarantino.
Tego samego dnia, ale na innym kontynencie, zmarł lider The Prodigy. Keith Flint popełnił samobójstwo. Muzyka The Prodigy to nigdy nie było coś, co robiło na mnie wrażenie i zdecydowanie nie byłam ich fanką, ale charakterystyczny image Keitha nie jest mi obcy. Ciekawe, jak potoczy się dalsza historia tego zespołu bez Keitha…
W marcu poszłam do teatru…
Miałam iść też w lutym, ale po raz kolejny odwołano sztukę z Piotrem Fronczewskim, któremu stan zdrowia nie pozwala na międzymiastowe wyjazdy. Padło więc na coś bardzo nowoczesnego, a więc Improwizacje odc. 2 w poznańskim Teatrze Nowym. I muszę przyznać, że było to ciekawe doświadczenie, ale nie wiem, czy będę je chciała powtórzyć.
Skusiłam się chcąc zobaczyć teatr w innej odsłonie. Niezaplanowany, bez scenariusza, dający aktorom możliwość zbudowania roli według własnego uznania i stworzenia takich dialogów – bądź monologów – jakie tylko chcą. W dodatku nie codziennie można oglądać na deskach poznańskiego teatru Dawida Ogrodnika.
Po pierwsze: zdarzyć się może wszystko i zdarzy się to tylko raz, bez możliwości powtórzenia, odtworzenia czy nagrania, zgodnie z popularną zasadą „you only live once”.
Po drugie: po zakończeniu improwizacji aktorzy przeczytają ze sceny swoje listy, by mogli się Państwo przekonać, jaki był punkt wyjścia dla tego, co właśnie narodziło się na deskach sceny.
Po trzecie: IMPROWIZACJE to jedyna w swoim rodzaju szansa na udział w prawdziwej teatralnej przygodzie. Tej, która zaczyna się na długo przed premierą, a której świadkami mogą być tylko wtajemniczeni wybrańcy losu i muz… – opis ze strony Teatru Nowego
Co z tego wyszło? Dużo śmiechu, dużo chaosu, dużo zależało od miejsca, w którym udało się usiąść i momentami niewiele było słychać. Warto było tego doświadczyć, ale wolę mniej nowoczesny teatr, poukładany, w którym kilku aktorów nie mówi jednocześnie.
Metallica znów zagra z Orkiestrą Symfoniczną
Orkiestra Symfoniczna i San Francisco to dwie elektryzujące nazwy dla fanów zespołu Metallica. Dwadzieścia lat temu, w 1999 roku, zespół wydał kultowy już album S&M, na który trafił zarejestrowany koncert Metalliki z San Francisco Symphony z utworami w aranżacji Michaela Kamena. W tym roku, z okazji otwarcia Chase Center zaplanowano specjalny koncert inauguracyjny, tzn. S&M 2. Dla fanów zespołu to spełnienie marzeń, coś na co po cichu liczyli, jednocześnie godząc się z tym, że prawdopodobnie nigdy do tego nie dojdzie. Tymczasem… dojdzie, i to dwukrotnie.
Oficjalnie ogłoszono, że szczęśliwcy, którym uda się zdobyć bilety na koncert będą mieli okazję posłuchać utworów Metalliki w aranżacji Michaela Kamena. Oczywiście nie może zabraknąć symfonicznych aranżacji piosenek, które ukazały się po premierze S&M. Pracą nad ich zaaranżowaniem zajmie się Bruce Coughlin.
Wydarzenie cieszy się tak dużą popularnością, że biletów zabrakło w dosłownie kilka chwil. Nie jest to żadnym zaskoczeniem, bo Metallica błyskawicznie wyprzedaje nie tylko takie wyjątkowe wydarzenia, ale jak wiadomo, spora część biletów trafiła w niepowołane ręce. Żeby załagodzić sytuację dodano kolejny koncert, tym razem tylko i wyłącznie dla członków oficjalnego Fan Clubu zespołu. Tak sobie myślę, że we wrześniu będziemy pisać o tym więcej…
Grammy 2020 wcześniej, czyli duże zmiany na rynku wydawniczym?
Wytwórnie płytowe, które zaplanowały wydanie płyt w czwartym kwartale roku chcąc rzutem na taśmę zmieścić się w terminie umożliwiającym zgłoszenie albumu (lub piosenki) do nominacji do Grammy 2020 już kombinują, jak zmienić plany. Oficjalnie poinformowano, że aby ubiegać się o nominację do Grammy 2020 należy wydać album/piosenkę najpóźniej 31 sierpnia! Przez ostatnie dziewięć lat był to ostatni dzień września, a więc okienko zamykane będzie miesiąc wcześniej. Sama ceremonia rozdania nagród również odbędzie się wcześniej, 26 stycznia, a nie w lutym.
Jaki będzie to miało wpływ na rynek wydawniczy? Powinno mieć bardzo duży, bo zwyczajowo to jesień była najgorętszym okresem wydawniczym. Wielu topowych artystów planowało pracę w taki sposób, aby jesienią wydać pierwszy singiel (bądź całą płytę) i włączyć rozdanie nagród Grammy do swojego kalendarza. Lato nigdy nie sprzyjało premierom tych najważniejszych tytułów w roku – artyści koncertowali po festiwalach, co oznaczało, że albo mają już wydaną płytę i jest to kolejny z etapów jej promocji (np. w tym roku robi tak twenty one pilots) albo właśnie przygotowują się do jej wydania i przypominają o sobie singlowymi setami na dużych europejskich festiwalach. Patrząc na line-upy choćby naszych polskich festiwali widać, że w tym roku nie będzie gorącego, muzycznego lata.
Oczywiście warto pamiętać, że tegoroczna ceremonia rozdania nagród Grammy była jedną z najnudniejszych w historii – statuetki odebrały nazwiska tak przewidywalne, że naprawdę nie warto było zasiadać przed telewizorem. Pisałam o tym w Monthly na luty. Akademia ewidentnie robi wszystko, żeby nie dać się “zjeść” przez Oskary, ale istnieje duża szansa, że w 2020 roku nominacje będą jeszcze mniej atrakcyjne. Ich liderką najpewniej będzie Billie Eilish.
Leaving Neverland. Jackson nigdy nie był święty.
Michael Jackson od zawsze budził kontrowersje. Gdy nie komentowano jego koloru skóry, mówiono o jego dzieciach dociekając, na ile to rzeczywiście on jest ojcem. Gdy nie skupiano się na jego dzieciach, mówiono o tych, którymi się otaczał i zachowaniach, jakich miał się dopuszczać. Premiera dokumentu Leaving Neverland wstrząsną światem i dyrektorami muzycznymi rozgłośni radiowych, którzy nagle zdali sobie sprawę, że Król Popu miał wady i nie był święty.
Tak, to jest bardzo mocny dokument. Tak, warto go obejrzeć. Tak, możecie zmienić zdanie o Michaelu. Nie, nie powinniście wyrzucać jego płyt. Nie, nie powinniście słuchać tylko tego, co mówią w tym jednym dokumencie. Nie jest to pierwsza i z pewnością nie ostatnia publikacja naruszająca jego wizerunek. Chociaż, chwila, czy jego wizerunek da się jeszcze naruszyć?
MySpace straciło muzyczne archiwum!
Pamiętacie MySpace? Przed erą Facebooka, przed Tumblr i innymi mediami społecznościowymi, które umożliwiły odkrycie muzycznych talentów (i komercyjnych sukcesów) prężnie dział MySpace. To tam młodzi twórcy publikowali swoje utwory, to MySpace było głównym portfolio i platformą do komunikacji z fanami, przedstawicielami wytwórni płytowych. W marcu, przez mały błąd, z serwerów serwisu usunięto kilkadziesiąt milionów plików.
Skończyła się pewna historia. Okazało się też, że w internecie jednak coś może zginąć i nic nie jest wieczne. Co prawda MySpace umierał od lat, nie umiejąc rywalizować z Facebookiem czy SoundCloud, ale mimo wszystko utrata takiej bazy danych boli. I uświadamia, że grozi to też największym.
Co poza tym?
W marcu, dzięki współpracy z Go Ahead, Kot pojechał do Warszawy na koncert Madrugady. Relację można przeczytać tutaj. Ja przede wszystkim pracowałam, dużo i dużo za dużo, ale skusiłam się na posłuchanie nowej płyty Sonbird i nie żałuję!
Kwiecień zapowiada się bardziej koncertowo od marca, choć w temacie premier płytowych będzie bardzo nudno. Będą też dwa zagraniczne wyjazdy i mam nadzieję, że wreszcie pojawi się tutaj fotograficzny wpis!