Jeśli rok 2022 ma być czasem koncertowego odkrywania ulubionych artystów, których nigdy lub dawno nie widziałam na żywo, to nie może się skończyć bez koncertu Niny Nesbitt. To stała bohaterka moich tekstów, więc nie będę jej szczegółowo przedstawiać. W tym roku wydała trzeci studyjny album, zatytułowany po szwedzku Älskar, na którym umieściła single publikowane przez ostatnie miesiące oraz kilka naprawdę przejmujących ballad. W sobotę, 26 listopada zagrała akustyczny, kameralny koncert w klubie Nalen w Sztokholmie. Stało się to dla mnie okazją do powrotu do Szwecji po kilku latach. Dla Niny w pewnym sensie również.
Po 10 latach kariery wreszcie udało jej się zagrać w Szwecji własny solowy koncert w ramach trasy koncertowej! Kraju ważnym dla niej o tyle, że pochodzi z niego część jej rodziny, o czym śpiewa właśnie na Älskar. Trudno więc wyobrazić sobie lepszy kraj do słuchania Niny w intymnej wersji. Koncert w Nalen jest częścią dość sporej trasy koncertowej, jaką Nesbitt rozpoczęła na Wyspach. Tam grała z pełnym zespołem, prezentując utwory z trzech płyt w pełnych energii aranżacjach. Do Szwecji została zmuszona przylecieć sama. Brexit skutecznie pokrzyżował jej plany koncertowania z zespołem, co przyznała w trakcie koncertu. Nie ujawniając co prawda, że chodzi o kwestie finansowe i wizy pracownicze, ale nie trudno się domyślić, że grając dla około 100 osób zwyczajnie taniej jest zrobić to… w pojedynkę.

Można zatem uznać, że Älskar UK & EU Tour ma dwie odsłony – elektroniczną i akustyczną. Nie powiem, że nie jestem ciekawa tej pierwszej, ale nie wymieniłabym jej na szwedzki koncert. Słuchanie Niny grającej dla małej grupy fanów, żywo reagujących na poszczególne utwory, zagadującej publiczność po szwedzku i dającej z siebie 200% było wspaniałym przeżyciem. Podziwiam, że w pojedynkę zagrała 19 utworów, akompaniując sobie zamiennie na gitarze akustycznej i klawiszach, nie robiąc przerw i zaledwie dwukrotnie zaliczając wokalne potknięcia.


Ten koncert mógł obnażyć wszystkie jej słabości. Nie zrobił tego. Ujawnił mocne strony, warsztat i szczerą pasję do grania. Wielu jest przecież artystów, którzy odwołaliby taki koncert, nie czując się na siłach lub zwyczajnie nie potrafiąc, zagrać całego setu samodzielnie. Niewielu zdecydowałoby się też wejść w tłum fanów i przy akompaniamencie gitary, w towarzystwie dwóch zaprzyjaźnionych wokalistek – w tym otwierającej koncert LonelyTwin, zaśpiewać. Nina zrobiła to grając Heirlooms. Na Älskar to jedna z trzech najpiękniejszych ballad – te dwie pozostałe również rozbrzmiały.

Nie dało się ukryć, że bywały momenty, w których Ninie brakowało tego energetycznego kopa, którego dodaje perkusja i bas. Było to słychać przy żywszych kompozycjach, Loyal To Me czy Crying Dancing, gdzie dawała się ponieść chwili. Utwory z poprzedniej płyty, co nie powinno raczej dziwić, w akustycznych aranżacjach wypadają słabiej niż piosenki z Älskar. Te mają w oryginale więcej spokojnych, refleksyjnych dźwięków, które obrane z produkcyjnego wdzianka stają się bardziej emocjonalne, a przez to są idealnym repertuarem na taki koncert. Dajmy na to I Should Be A Bird lub When You Loose Someone, które już w albumowej wersji wzruszają. Dwie poprzednie płyty Niny były popowe, energiczne i taneczne, więc akustyczny akompaniament odbierał im przebojowość.

Zastanawiałam się, czy były na koncercie osoby niezadowolone z takiego obrotu sprawy, z takiej formy koncertu i doszłam do wniosku, że to nie jest możliwe. Nina zostawiła na scenie swoje serce i emocje, obnażyła się najbardziej, jak artysta-muzyk tylko może, zrobiła to przepięknie czarując swoim głosem, zapraszając do jej świata. Dając też namiastkę tego, jak komponuje utwory.
Nina grała półtorej godziny. W 18 swoich kompozycji wplotła cover Toxic, Britney Spears. Wyszła na scenę, wzięła do ręki gitarę, później przesiadła się na klawisze. Kilkakrotnie zmieniając te dwa instrumenty, nie potrzebując efektownych świateł i prosząc o wyłączenie dymu, bo drapie ją w gardle. Publiczność była wspaniała, przez większość koncertu cicha i wycofana. Niewątpliwie tak intymny i mały koncert nie sprzyja rozmowom, nawet szeptem, nadmiernemu okazywaniu emocji czy okrzykom, które mogłyby rozpowszechniana artystkę. Ciekawe, czy w najbliższym czasie uda się Ninie wrócić do kontynentalnej Europy z zespołem, czy skupi się na graniu w Anglii.