Albumem Hurts 2B Human P!nk udowadnia, że wciąż potrafi!

Kto by się spodziewał, że nowa płyta P!nk ukaże się tak szybko! Na pewno nie ja – byłam bardzo zaskoczona informacją o premierze nowego singla. Przede wszystkim dlatego, że P!nk cały czas koncertuje po świecie z trasą Beautiful Trauma World Tour, a więc nazwaną od słów poprzedniej płyty. W dodatku byłam szczerze zdziwiona, że w grafiku znalazła czas na wejście do studia i zrobienie płyty. Album Hurts 2B Human nie tylko powstał, ale też okazał się płytą udaną, ponownie pokazującą inne oblicze P!nk.

Jeszcze przed premierą pierwszego singla, Walk Me Home, miałam ułożoną w głowie wizję tej płyty. Mocno zasugerowałam się tytułem wychodząc z założenia, że skoro już na Beautiful Trauma były utwory mówiące, tłumacząc dosłownie tytuł nowej płyty, że bycie człowiekiem boli, to na nowej płycie będzie ich tylko więcej. Moja wizja się mocno zmieniła po wysłuchaniu Walk Me Home, które mnie rozczarowało, a później po zobaczeniu okładki płyty. Czekałam na rozwój wydarzeń licząc, że na płycie znajdzie się kilka utworów naprawdę wartych uwagi.

Obawiałam się po prostu, że wydanie płyty w tak relatywnie krótkim czasie od poprzedniej, pomiędzy jedną częścią trasy koncertowej a drugą, wpłynie na jej jakość. Mówiąc wprost – bałam się, że P!nk przegra z czasem i wyda płytę po to, żeby podtrzymać dobrą passę. A jej dobra passa trwa w najlepsze, sukces Beautiful Trauma tylko to potwierdził, a debiut Hurts 2B Human na #1 miejscu w USA z liczbą ponad 100 tysięcy sprzedanych egzemplarzy to kropka nad i. Jest to oczywiście wynik czterokrotnie słabszy od Beautiful Trauma, ale nadal taki, którego wielu artystów debiutujących w latach 2000 może P!nk pozazdrościć.

Moje duże oczekiwania wynikały z tego, że bardzo lubię płytę Beautiful Trauma.  Uważam ją oraz całą kampanię marketingową wokół tej płyty za wzór, który powinni analizować inni artyści.

Nowy album śmiało można nazwać kontynuacją poprzedniego. Słychać, że piosenki powstawały w podobnym momencie, a P!nk nie miała na nową płytę wizji bardzo odmiennej od tej z 2017 roku. Nawet moja reakcja na pierwsze single z Beautiful Trauma i Hurts 2B Human była niezwykle podobna – rozczarowanie, zdezorientowanie, ale też przekonanie, że po premierze całej płyty zmienię zdanie.

Muzycznie Hurts 2B Human to ponownie miks radosnej, lubiącej tańczyć i wisieć pod sufitem P!nk zmieszany z dorosłą, dojrzałą kobietą. Taką, która rozmyśla, analizuje, zastanawia się i wyciąga wnioski z tego, co dzieje się dookoła niej – zarówno bezpośrednio w jej otoczeniu jak i na świecie. Bardzo ujmuje mnie P!nk śpiewająca takie utwory jak Circle Games i tytułowe Hurts 2B Human. Po prostu, zwyczajnie jej wierzę, gdy opowiada mi te historie. I upewnia mnie w tym, że jest fantastycznym człowiekiem i cudowną mamą.

Mimo że od trzech płyt, licząc album nagrany z Dallasem Greenem, rewelacyjnie odnajduje się w spokojnych, balladowych utworach (nigdy ich nie unikała, jednak nie było ich aż tak wiele i nie były aż tak zaskakujące) ze stosunkowo oszczędną produkcją też cały czas mnie zaskakuje. Po tylu latach i tylu naprawdę udanych utworach nie spodziewałabym się, że wciąż będzie w stanie zadziwić, zrobić coś ciekawiej a nawet lepiej. A Beautiful Trauma był olbrzymim zaskoczeniem pod względem wokalnym. P!nk na nim dosłownie wymiatała, co zresztą sama powiedziała w jednym z wywiadów, pokazała takie wokalne możliwości, o które nikt jej nie podejrzewał. Nowy album, pod tym względem, nie jest już takim wow, ale wciąż może zaskakiwać. Tym razem optymizmem, czego się po tej płycie zupełnie nie spodziewałam patrząc na tytuł. Choć okładka bardzo to sugeruje…

P!nk nie lubi być oczywistą artystką. Jest szalona, jest zbuntowana, jest melancholijna. Lubi robić po swojemu, iść trochę pod prąd. Jest kobietą o wielu twarzach, która nie pozwala sobie na to (z wyjątkiem albumu You+Me), żeby tworzyć jednorodne emocjonalnie płyty. Efekty nie zawsze są strawne, bo zdarzają się takie potworki jak Can We Pretend, ale w całej tej różnorodności można znaleźć kilka przyjemnych utworów. Aktualnie moim numerem jeden jest Courage, drugie w kolejności jest tytułowe Hurts 2B Human. W pierwszej trójce umieściłabym też Love Me Anyway, a dalej Circle Games i Hustle.

Na początku nie byłam przekonana do tego utworu, ale z czasem doszłam do wniosku, że jest to dobra popowa piosenka. Idealny koncertowy utwór, energiczny i bardzo w stylu zadziornej, lubiącej się droczyć P!nk. A taką P!nk z całą pewnością lubię nie tylko ja i pomimo tej olbrzymiej miłości do albumu nagranego z Dallasem, nie chciałabym, żeby jej solowe albumy wypełnione zostały samymi balladami.

Nowa płyta wydaje mi się taką kwintesencją aktualnego stanu ducha P!nk. Z jednej strony pojawiają się rozważania na poważne tematy, zainspirowane bez wątpienia macierzyństwem, które ubrano w balladowe melodie. Z drugiej strony pojawia się to muzycznie naprawdę ciężkostrawne Can We Pretend, o którym też nie można powiedzieć, że opowiada o głupotach. Na Hurts 2B Human jest wszystko, co obecnie zajmuje P!nk, ale w odróżnieniu do Beautiful Trauma tym razem jest zdecydowanie bardziej optymistycznie.

Nie będzie to mój ulubiony album tego roku i nie będę udawać, że nie mogę się doczekać wysłuchania koncertowych wersji tych utworów. Tak naprawdę o wiele bardziej cieszyła mnie wizja setlisty, w której wykonuje materiał z Beautiful Trauma. Ale, tak całkiem szczerze to setlista ma dla mnie drugorzędne znaczenie – na pierwszym koncercie, bo w Warszawie 20 lipca zobaczę P!nk na żywo po raz pierwszy, wszystko będzie dla mnie nowe.

Oglądałam ostatnio wywiad z P!nk, w którym powiedziała, że nie może się już doczekać włączenia większej liczby nowych utworów do repertuaru. Wspomniała też, że europejska część Beautiful Trauma World Tour będzie przygotowywana od nowa, tzn. setlista będzie układana od początku. Wnioskuję, że większość setu będzie zatem zmieniona.

W przypadku P!nk nie zastanawiam się, w którym miejscu zaczyna się prawdziwa ona, a gdzie kończy się jej wizerunek medialny czy sceniczny. To jest niezwykle cenne, bo w naprawdę wielu przypadkach najpierw widzę kreację, produkt marketingowy – mniej lub bardziej udany – a dopiero później muzykę. Co oczywiście nie powinno tak wyglądać, ale współcześnie, zwłaszcza w przypadku debiutantów czy młodych artystów, nie umiem patrzeć na nich tylko i wyłącznie, jak na twórców, artystów, tekściarzy. Ubolewam nad tym i wiem, że głównie z tego powodu z trudem przychodzi mi przekonanie się do szeroko komentowanych debiutów. Często potrzebuję czasu, żeby docenić takiego wychwalanego debiutanta a najczęściej zupełnie nie zwracam na niego uwagi. P!nk jest dla mnie autentyczna i dzięki temu wybaczam jej mniej udane piosenki.