Po pięciu latach Paramore wrócili do Europy, aby zagrać siedem wyprzedanych koncertów w UK i Irlandii. Zespół promuje wydany w lutym tego roku album This Is Why grając największą trasę w tej części świata od ponad dekady. Koncert w Dublinie, będący pierwszym przystankiem, pokazał że przynamniej jedna trzecia fanów zebranych w 3Arena nigdy wcześniej nie widziała Paramore na żywo. Zaskoczyło to zespół, zaskoczyło mnie. Czyżbym była świadkiem nowego pokolenia fanów wkraczających do i tak już licznej rodziny? Dubliński koncert był dla nich okazją, aby przekonać się, jak Paramore prezentuje się na żywo, a to ich najlepsze i najmocniejsze wcielenie.
Paramore to zespół koncertowy. Żyjący z grania, powstały dla grania, czerpiący masę energii z reakcji tłumu i potrafiący udowodnić, że albumowe aranżacje nabierają nowego życia w wersji koncertowej. Mimo że nie widziałam Paramore od 2017 roku, a od tamtej pory poznałam koncertowe oblicze wielu zespołów, wciąż uważam, że Hayley Williams to jedna z najlepszych performerek ostatnich 20 lat. Czas płynie, brzmienie zespołu się zmienia, a ona wciąż potrafi porwać tłumy, roznieść scenę i sprawić, że każdy uczestnik koncertu czuje się wyjątkowo. Wielu scenicznych trików można się nauczyć, obycie sceniczne ponoć też wyrabia się przez praktykę, ale tego, co ma Williams nie da się nauczyć. Zachwyca mnie swoim wokalem i charyzmą ilekroć oglądam Paramore na żywo, niezależnie czy jest to piąty czy szósty raz.
Koncertu w Dublinie byłam ciekawa z jednego powodu – rozpoczynał tę część trasy, a dwie poprzednie były rozgrzewką i setlista zdawała się być etapem przejściowym pomiędzy albumem After Laughter a This Is Why. Spodziewałam się, że w Irlandii zabrzmi kilka niegranych wcześniej utworów z nowego albumu, a moje przypuszczenia się potwierdziły już na kilka godzin przed startem koncertu. Stojąc pod 3Arena w oczekiwaniu na możliwość kupienia trasowej koszulki – Paramore otwierają sklep z merchem na kilka godzin przed otwarciem bramek. Szef ochrony zespołu, rozdając opaski dla kolejkowiczów i wymieniając z fanami uprzejmości, poinformował, że sklep zostaje na pół godziny zamknięty, bo zespół zaczyna próbę dźwięku i nie chce, żebyśmy usłyszeli nowości, jakie przygotował.
Nie powiem, żeby wprawiło mnie to w szczególną ekscytację, bo najchętniej usłyszałabym na żywo wszystkie 10 utworów z This Is Why, ale świetnie było usłyszeć, że nie czeka mnie setlista zbliżona od tej, którą pamiętam z 2017. Nie była zła, ale po tylu latach przydaje się odświeżenie repertuaru. Jest więc tak, że z After Laughter ostały się trzy utwory, a z This Is Why wskoczyło sześć. Set uzupełniają utwory z RIOT!, brand new eyes, solowa kompozycja Hayley, nowość od Halfnoise, czyli zespołu założonego przez Zaca, perkusistę Paramore, którego cały skład jest też częścią koncertowego składu Paramore oraz cover i trzy single ze świętującej dziesięciolecie płyty Paramore. Patrząc na setlistę nie da się ukryć, że dominują w niej właśnie single. Z każdą kolejną trasą staje się to coraz bardziej widoczne, ale mając w dyskografii sześć płyt ułożenie setlisty do łatwych nie należy. Na razie Paramore dość zgrabnie lawirują między zestawem piosenek back-to-back i przyjemnymi zaskoczeniami.
Koncert otwierają utwory idealnie oddające charakter i styl najnowszej płyty – You First oraz The News, które tematycznie dobrze łączą się z ponad dziesięcioletnim singlem Playing God. Swego czasu była to jedna z moich ulubionych piosenek z brand new eyes i muszę przyznać, że po latach, na żywo, wciąż mi się bardzo podoba. Z mniejszą radością przyjęłam Ain’t It Fun, które podobnie jak Still Into You mocno mi się przejadły, m.in. dlatego, że są jednymi z największych przebojów Paramore, obecnymi wszędzie i ogranymi. Bardzo dobrze wypadają na żywo, fani reagują na nie bardzo pozytywnie, ale wymieniłabym je na cokolwiek, co nie było grane na każdym koncercie od 2013 roku. Wiem, że bardzo duża grupa fanów jest też za tym, żeby zespół przestał wreszcie grać Decode. Dla mnie to nadal jeden z najlepszych utworów Paramore, który na żywo wypada rewelacyjnie!
Bezsprzecznie miłym zaskoczeniem była koncertowa premiera Liar i Crave. Ten pierwszy połączono z koncertową premierą solowej kompozycji Hayley, Crystal Clear z wydanej w 2020 roku płyty Petals For Armor. To połączenie nie zaskakuje, bo Liar brzmi jak utwór wyjęty z solowych płyt Williams, natomiast zamykające koncert Crave to petarda, która jest doskonałą wizytówką aktualnego brzmienia i charakteru Paramore.
Do miłych niespodzianek w setliście muszę zaliczyć udany cover Dreams z repertuaru The Cranberries, który Hayley zagrała w pełni na gitarze akustycznej. W czasie lockdownu wróciła do grania, a od niedawna praktykuje to również na koncertach. W Dublinie również w utworze Baby, nowej kompozycji Halfnoise. Od 2017 roku Paramore trzymają się zasady, że ich pełnowymiarowe koncerty muszą mieć w setliście jeden utwór zespołu Zaca Farro. Nie protestuję, bo jest to zawsze najzabawniejsza i najmniej poważna część koncertu, rozluźniająca atmosferę i wywołująca uśmiech na twarzach wszystkich muzyków. Ewidentnie czerpią z tego ogromną radość.
Powrót do hal zawsze wiąże się z inną produkcją, co w tym przypadku przyniosło nowe intra i outra, nowe wizualizacje i morze confetti. Naprawdę było go mnóstwo, do tego stopnia, że po koncercie podłoga przypominała usypany płatkami kwiatów dywan. Wrażenie wizualne osiągnięte, fani zachwyceni z personalizowanego confetti złożonego z napisów This Is Why, którego wcześniej zespół nie miał. Produkcyjnie rzeczywiście zadbano, żeby wszystko prezentowało się okazale i muszę przyznać, że taki rozmach cieszy i oko i serce wieloletniej fanki.
Muzycznie Paramore też zdają się być w doskonałej formie, świetnie bawiąc się graniem, dobrze czując we własnym towarzystwie. A to jest w tym wszystkim najważniejsze, bo przez dwadzieścia lat na rynku przeszli tyle perturbacji, że czas najwyższy, żeby ze spokojem cieszyć się z grania na naprawdę dużych scenach. Till next time, Paramore!