Kaiser Chiefs poznałam dzięki piosence Ruby, która hulała po MTV2. Było to ponad dekadę temu i kiedy teraz o tym myślę, czuję się naprawdę staro. Wróciłam do słuchania ich muzyki w 2016 roku, gdy wydali album Stay Together. Pisałam o tej płycie, jako jednej z moich ulubionych z 2016 roku i w POPvencie. Teraz Anglicy wracają z albumem Duck, który z polityką ma niewiele wspólnego, chociaż w naszym kraju jego tytuł może się dość jednoznacznie kojarzyć.
Kaiser Chiefs to nie jest zespół, który lubi brać na swoje barki wyzwanie pod tytułem wynalezienie koła na nowo. Już wiele lat temu obrali konkretny kierunek, postanowili łączyć gitarowe granie z wesołym brzmieniem i cały czas się tego trzymają. Nowym albumem zainteresowałam się z dwóch powodów. Pierwszym jest niesłabnące uwielbienie do krążka Stay Together, drugim singiel People Know How to Love One Another. Bardzo możliwe, że jest to najciekawsza kompozycja na całej płycie, nawiązująca stylem do poprzedniej płyty i szczerze radosna. Bardzo dużo jest w ostatnim czasie piosenek o tym, jak to źle dzieje się na świecie, w społeczeństwie, w mediach. Tym singlem Kaiser Chiefs spoglądają na ludzi z innej strony.
Na płycie natomiast trzymają się swojego charakterystycznego indie-rockowego grania, momentami w towarzystwie elektroniki (Record Collection) i niemalże zawsze w zestawieniu z okrzykami, które podczas koncertów z całą pewnością robią świetną robotę zagrzewając fanów do podskoków i wspólnego śpiewania (Golden Oldies). Zdarzają się też piosenki, których nie powstydziliby się twórcy sceny muzycznej z początku lat 2000 (The Only Ones) i chwile wytchnienia w postaci ballad (Lucky Skirt).
Jest w tym albumie coś kojącego. Czuć, że Kaiser Chiefs doszli w swojej muzycznej karierze do punktu, w którym już po prostu nic nie muszą. O ile na poprzednim albumie zaskoczyli – jednych pozytywnie, drugich negatywnie, na Duck pokazują, że jeśli chcą mogą grać mocniej, jeśli mają ochotę pobawić się guziczkami i usiąść za konsoletą, właśnie tak zrobią. Jednocześnie nie odłożą w kąt swoich ulubionych gitar, indie brzmienia i beztroskiego feelingu, który kojarzy się z ich muzyką.
Duck nie jest wyśmienitą płytą. Nie jest też płytą, która trafi na moją listę najciekawszych wydanych w 2019. Nie jest to zaskoczenie na miarę Stay Together, ale nadal przyjemna płyta, której dobrze słucha się w podróży, na spacerze czy w drodze na spotkanie. Przede wszystkim dlatego, że nie bombarduje trudnymi tematami, pozwala się odprężyć i skupić na maszerowaniu w rytm muzyki. Ot taki przykład płyty, którą wydaje się po to, żeby ludzie się uśmiechali, nie analizowali plusy i minusy życia w XXI wieku.