Taylor Swift nie przestaje zaskakiwać. Nie przestaje ciężko pracować i nie przestaje kochać tego, co robi. Pozostaje wzorem dla młodych, powoli zaznaczających swój ślad w przemyśle muzycznym artystów i starszych, którzy pomimo dawnych sukcesów nie potrafią odnaleźć się w erze muzyki cyfrowej. Swift jest jedną z tych artystek, o których plotkuje się nieustannie, więc plotki o tym, że w 2020 roku wyda coś więcej niż folklore były, ale skłaniano się raczej ku temu, że z końcem roku na rynku pojawi się jeden z jej staryszych albumów, nagrany od nowa. Tymczasem Taylor, po raz drugi w tym roku, postanowiła zaskoczyć i z jednodniowym wyprzedzeniem zapowiedzieć album evermore. Młodszą siostrę płyty folklore wydanej w lipcu.
Nazywanie evermore młodszą siostrą folklore to idealne określenie nowego albumu, użyte przez samą Swift, która od początku nie udawała, że wydaje dwa skrajnie różne materiały. Przygotowała tym samym słuchaczy, którym nie spodobał się poprzedni krążek, żeby nie tracili czasu na nowy. Muzyka rozrywkowa nie raz widziała już takie zabiegi. Obecnie to raperzy przodują w szybkim wydawaniu płyty i nagrywaniu kolejnych rozdziałów muzycznych historii, ale w przeszłości także w innych gatunkach było to popularne działanie, choć najczęściej oznaczało kilka lat czekania. Swift nie jest więc pionierką, ale jej nazwisko jest tak silną marką, że tylko patrzeć, jak folklore i evermore zapoczątkują nowy trend.
Notabanę trend, o który często proszą fani rozpływający się nad danym krążkiem, marzący że wyda następce w niemal identycznym klimacie. Nie da się ukryć, że możliwość wydania płyty tydzień po tym, gdy skończyło się ją nagrywać to teraz wielki luksus dla twórców. W odpowiedzi na pytanie jednego z fanów Taylor przyznała, że pierwszym utworem napisanym na evermore była piosenka dorothea, a ostatnim happiness, nad którym prace zakończyły się na początku grudnia.
Przeczytaj: Taylor Swift – reputation. Najbardziej inna płyta w jej katalogu
Evermore, jak na młodszą siostrę przystało, bardzo przypomina folklore, ale pozwala sobie na więcej zabawy i ma skłonność do eksperymentów. Czy to odważniejsza muzycznie płyta? Bywa. Ma kilka momentów, które zasługują na uwagę, ale rozumiem komentarze osób, które zarzucają Taylor, że wydała nową płytę z komozycjami, które napisała na folklore i zamknęła w szufladzie. folklore i evermore są do siebie na tyle podobne, że trudno traktować je jak odrębne wydawnictwa i zarazem trudno rozpływać się nad evermore nie powielając komplementów wypowiedzianych w stronę folklore.
Recenzując pierwszy album pisałam, że bycie fanem Taylor Swift to wielka przyjemność, że nowa płyta przyjemnie wyłamuje się z brzmienia trzech poprzednich krążków. Zachwycałam się Swift opowiadającą historie, liryczną i romantyczną. Rozpływałam nad singlem Exile z Bon Iver i magicznym klimatem w Illicit Affairs. Nadal chętnie wracam do tych utworów, ale na evermore nie znalazłam dwóch tak do mnie przemawiających. I wiem, że to właśnie dlatego, że folklore zrobiło na mnie tak duże wrażenie. evermore to bardzo dobry drugi sezon, ale pierwszy był rewelacyjny.
Po kilku dniach obcowania z płytą lista ulubionych utworów ograniczyła się do czterech, choć wciąż zostaje mi wysłuchanie dwóch, które wydane zostaną na fizycznym nośniku. W wersji cyfrowej album ma piętnaście ścieżek. Trudno przejść obojętnie obok dźwięków otwierających singiel willow i o ile na evermore nie brakuje klimatycznych utworów, ten zwraca uwagę indie-folkowym klimatem, idealnie oddającym klimat albumu. Podoba mi się też zabieg w refrenie, rzadko wykorzystywany przez popowych artystów, który dodaje piosence przestrzeni, klimatu i tajemniczości. W ostatnim czasie te dwa ostatnie to znaki rozpoznawcze Swift.
Wysoko na tej liście czterech faworytów plasuje się tolerate it. To jedna z licznych ballad na evermore (i folklore), które pozwalają się skupić na tekście – całość grana jest na pianinie, ale mostek przed drugim refrenem skradł moje serce! Pięknie napisałaś ten utwór, Taylor. Ogólnie na analizowaniu tekstów z tych dwóch płyt można byłoby spędzić wiele godzin, szukając pięknych metafor, i jak kto lubi (fani) doszukiwać się ukrytych znaczeń. Ja skupiam się jednak na połączeniu wyrazów, nie czuję potrzeby, aby grzebać w życiu prywatnym Swift i cieszę się, że ona sama mnie do tego nie zmusza.
While you were out building other worlds, where was I?
Where’s that man who’d throw blankets over my barbed wire?
I made you my temple, my mural, my sky
Now I’m begging for footnotes in the story of your life
Drawing hearts in the byline
Always taking up too much space or time
You assume I’m fine, but what would you do if I
Szukając na evermore tej zabawy i młodzieńczej fantazji trafiłam na long story short, w której można dosłuchać się małych inspiracji spokojniejszymi utworami z płyty 1989. Ewentualnie te skojarzenia można zrzucić na delikatnie elektroniczne brzmienie piosenki. Oczywiście do brzmienia 1989 nie przystaje żadna piosenka – Taylor swobodnie obraca się między indie, folkiem, popem i alternatywą, okazjonalnie zanurzając się w country. Robi to właśnie w moim drugim ulubionym utworze – piosence no body, no crime nagranej wspólnie z Haim!
Przeczytaj: Taylor Swift w Londynie, czyli koncert BST w Hyde Parku
To najlepszy z trzech duetów na evermore i idealne muzyczne połącznie country, z pop rockiem, czyli brzmień Swift nieobecnych. To taka piosenka z jajem, które co jakiś czas się Taylor zdarzają. W tym miejscu wypadałoby pewnie napisać kilka słów na temat tytułowej piosenki nagranej z Bon Iver, ale ograniczę się jedynie do zdania, że Exile i tak nie byli w stanie przebić.
Za powstanie albumu, oprócz Taylor, ponownie odpowiada Aaron Dessner. W tle, w utworze gold rush, przemyka też Jack Antonoff, producent wiecznie zajęty wynoszeniem karier młodych artystek na szczyty popularności. Ponownie odwalili kawał dobrej roboty, tworząc emocjonalnie odważną płytę, z doskonale wykorzystanym pomysłem na storytelling, muzycznie kojącą i pozwalająca docenić te walory głosu Taylor, które albo wcześniej (z wyjątkiem folklore) nie były eksponowane albo nie były wykorzystywane w ogóle.
evermore to bardzo dobra płyta, ale zachwyca mnie mniej niż jej starsza siostra. Nie wykluczam jednak, że po pewnym czasie to właśnie evermore będę doceniała bardziej, bo słuchając mniej nie zwrócę uwagi na szczegóły. Na razie folklore uznaję, że płytę lepszą, ale nie wykluczam, że to kwestia pierwszego wrażenia i pozytywnego zaskoczenia. Poza tym, jak to mówią, nic nie smakuje dwa razy tak samo. Nawet dopieszczony album.