medleyland.pl

Shadow of the Tomb Raider. Czekałam ponad dwa lata!

Zawsze, gdy mam usiąść i napisać tekst o jakiejś grze mam poczucie, że kompletnie się do tego nie nadaję. Nie umiem pisać o grach w sposób naturalny, profesjonalny, ciekawy. W rezultacie kończy się tak, że przebłyski odwagi w pisaniu o grach trafiają do Monthly, a na dłuższe formy nigdy się nie decyduję. Dla Shadow of the Tomb Raider chcę zrobić wyjątek, bo to jest gra, na którą czekałam od dnia skończenia Rise of the Tomb Raider, czyli ponad dwa lata. A ja nie mam wielu tytułów gier, na jakie czekam.

Napisanie tekstu na temat Shadow of the Tomb Raider to też dobra okazja, żeby pokazać, że chociaż dział Gry to w większości ta część bloga, o którą regularnie dba Kot, ja też miewam okresy, w których nie wypuszczam pada z ręki. W moim przypadku wygląda to jednak tak, że jak już gram, to gram dużo, a gdy nie gram, nie gram długo. Potrafię wkręcić się w jakąś grę, przejść całą fabułę i porzucić granie na kilka(naście) tygodni.

Shadow of the Tomb Raider kupiłam w dniu premiery, 14 września.

Czy to coś nadzwyczajnego? Pewnie nie, ale dobrze pokazuje, że chciałam zacząć grać tak szybko, jak to tylko możliwe. Nie czekając na spóźnionych kurierów, braki egzemplarzy w sklepach internetowych czy inne tego typu przygody, które zdarzają się zawsze, kiedy zależy nam na tym, żeby mieć coś na już.

Przejście głównej historii zajęło mi dwa tygodnie. Nie będę się z nikim licytować i sprawdzać, jak szybko zrobili to inni, ale grając wydawało mi się, że idzie mi bardzo szybko. Oczywiście w granicach mojego szybko, czyli grania bez zegarka w ręku i tylko dla przyjemności. Gdy gra zaczyna mnie męczyć, denerwować, irytować po prostu ją wyłączam. Nie gram też dniami i nocami, ale nie ukrywam, że chciałam skończyć przed październikiem i tak bardzo wkręciłam się w historię, że chciałam jak najszybciej poznać zakończenie.

Dobre gry są jak dobre seriale na Netflix. Oglądasz póki nie skończą się odcinki, a później przez kilka dni brakuje Ci poznawania losów bohaterów, z którymi się zżyłeś.

Wracając jednak do tej gry… Zastanawiałam się, czy to Shadow of the Tomb Raider jest takie łatwe, czy może ja, przez trzy lata, nabyłam więcej umiejętności i moje kciuki szybciej reagują. Na pewno nie jest to najtrudniejsza gra, w jaką grałam. A zdarzało mi się grać w gry, które wydawały mi się fantastyczne do czasu. Do momentu, w którym nie stały się przesadnie trudne i kazały w nieskończoność podchodzić do rozwiązywania zagadek czy pokonywania wrogów. Np. przez to przestałam grać w Dead Rising 3. Zrobiłam 32% i utknęłam.

W przypadku Tomb Raidera na pewno ważne jest to, że Shadow of the Tomb Raider i Rise of the Tomb Raider działają na tym samym schemacie, więc pamiętając, jak się sterowało Larą w poprzedniej grze, teraz nie trzeba się tego uczyć na nowo. Można za to doceniać, że dopracowano kilka wizualnych szczegółów a sama postać Lary jest bardziej kobieca, dziewczęca czy po prostu ludzka niż w grze z listopada 2015 roku.

Mam wielki sentyment do przygód Lary. Grałam w te gry jeszcze na długo przed kupieniem pierwszego Xboxa i myślę, że twórcy musieliby się bardzo postarać, żeby zniechęcić mnie do pomaganie Larze w odkrywaniu sekretów. Co mnie urzekło w Shadow of the Tomb Raider?

 

Zacznę od największego banału, który chyba ogólnie urzeka mnie w grach. Główna bohaterka jest kobietą. Jakoś tak się utarło, że nadal głównymi bohaterami gier są w większości mężczyźni albo postaci na mężczyzn charakteryzowane. Nie jest tak, że skreślam jakiś tytuł dlatego, że nie daje możliwości wyboru kobiety do przechodzenia świata, ale jest coś przyjemnego w tym, że można przedzierać się przez dżunglę i walczyć ze złem tego świata będąc lekko umięśnioną kobietą, a nie barczystym Herkulesem.

Chociaż skłamałabym mówiąc, że nie śmieszą mnie charakterystyczne dla Lary odgłosy tj. jęki i stęki, jakie wydaje skacząc, upadając czy wykonując aktywność fizyczną. Nadano jej kiedyś taki atrybut, chcąc chyba w ten sposób udźwiękowić jej trudy i znoje, pokazać że też się poci i męczy. W Shadow of the Tomb Raider dodano jeszcze kilka odgłosów, oczywiście równie zabawnych.

To, że Shadow of the Tomb Raider będzie od strony graficznej rewelacyjnie wykonaną grą wiedziałam jeszcze zanim ją zainstalowałam, jeszcze zanim obejrzałam jakikolwiek trailer. Gameplayów nie oglądałam, widziałam chyba jeden, bo nie chciałam wiedzieć zbyt wiele przed rozpoczęciem grania. Muszę przyznać, że to wielki luksus móc zagrać w grę w ciemno, nie znając połowy fabuły czy nawet streszczenia. W przypadku albumów muzycznych coraz trudniej o taki luksus i chociaż uwielbiam pisać Muzyczne szorty, kocham piątki z nową muzyką, to trochę ubolewam nad tym, że często w dzień premiery albumu zna się już połowę utworów i przyjemność z pojawienia się całości jest mniejsza. Z serialami czy filmami jest niestety bardzo podobnie – łatwo natknąć się w sieci na zwiastun, nieopatrznie przeczytać zbyt bogaty zarys fabuły (będący bardziej streszczeniem niż zarysem) czy trafić na kogoś, kto nieświadomie, w dobrej wierze, zdradzi zakończenie. To przydarzyło mi się ostatnio na zajęciach, gdy kolega z roku postanowił opowiedzieć finał serialu 1983… Z grami jakoś łatwiej jest mi pomijać zajawki, nie czytać recenzji czy po prostu omijać tą część internetu, która ekscytuje się premierą nowego tytułu.

W Rise of the Tomb Raider przeważał śnieg. W Shadow of the Tomb Raider przeważa zieleń, piękne dżungle, przepiękne drzewa i fantastyczne akweny wodne. Ta gra jest po prostu ładna i trudno tego nie docenić. Niby współcześnie trudno o wysokobudżetowe gry wyglądające źle, ale mimo to uważam, że Shadow of the Tomb Raider jest w czołówce najładniejszych gier, jakie widziałam. Przyjemną nowością były dla mnie rozbudowane scenki i dialogi pomiędzy Larą i jej przyjacielem. Tym razem je dopracowano, do tego stopnia, że przyjemnie się słuchało ich rozmów i nie kusiło, żeby wcisnąć „pomiń”. A dodatkowo bywały momenty, w których wplątywano żarciki i zabawne spojrzenia między bohaterami a postaciami drugoplanowymi.

Jakie ma to znaczenie? Duże albo żadne. Dla mnie duże, bo jeśli robi się taką grę, jak Shadow of the Tomb Raider, która jest idealnym połączeniem eksploracji z walką o przetrwanie i pokonaniem wroga, można byłoby odpuścić sobie inwestowanie czasu i środków w cutscenki, małoznaczące dialogi czy wymianę spojrzeń. Tymczasem twórcy Shadow of the Tomb Raider uznali, że graczowi należy się pełen pakiet rozrywek – dreszczyk emocji z wybuchami, doznania wizualne w postaci błękitnej wody i kojącej zieleni oraz chwila relaksu w postaci śmiechu Lary i Jonah.

Ostatnia rzecz, która totalnie skradła moje serce to ta część gry, w której na chwilę stajemy się małą Larą Croft. Przenosimy się do posiadłości jej ojca, biegamy w ogrodzie, rozwiązujemy łamigłówki i wspinamy się na dach. To kolejna, po wspomniany przed chwilą scenkach, rzecz, której mogłoby w Shadow of the Tomb Raider nie być i główna fabuła zupełnie by na tym nie straciła. Jako wielki fan retrospekcji, byłam wniebowzięta.

Chciałabym przejść Shadow of the Tomb Raider dosłownie w całości. Główną historię już skończyłam, ale zostało mi kilka misji pobocznych, kilka nieodkrytych skarbów i przedmiotów. Kilku bohaterom wciąż trzeba pomóc, a kilka grobowców odkopać. Na razie zrobiłam 61% i wciągnęłam się w Forza Horizon 4. Biorąc pod uwagę, że do Rise of the Tomb Raider wróciłam po latach, bardzo możliwe, że z Shadow of the Tomb Raider będzie podobnie i któregoś dnia będę miała upragnione 100%.

Grę na konsolę Xbox One można kupić tutaj.