W styczniu, w tekście Styczeń 2022 z książką umieściłam najnowszą powieść Remigiusza Mroza, Projekt Riese na liście nowości wydawniczych. Pisałam wtedy, że tematycznie książka mocno do mnie przemawia, ale nie sądziłam, że od tamtej pory będę regularnie myśleć o tym, żeby ją przeczytać. Nigdy nie sięgałam po książki Mroza, zrobiłam to raz kilka lat temu, ale nie zapoczątkowało to zamiłowania do jego pióra. Do przeczytania Projektu Riese, oprócz tematyki, o której szerzej za moment, przekonał mnie też… serial Behawiorysta, który powstał właśnie na podstawie książki Mroza. Fabuła spodobała mi się do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać, ile w tym sukcesie jest dobrego scenariusza, a ile pierwotnie dobrej prozy. Ostatecznie spędziłam jeden z lutowych weekendów pochłonięta lekturą.
Z Projektu Riese trudno będzie zrobić serial, a przynajmniej w tym momencie nie wydaje mi się, żeby jakakolwiek polska stacja telewizyjna miała budżet i odwagę udźwignąć taki projekt. To zbyt złożona, futurystyczna książka, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością, a ta z przyszłością. Fakt, że Projekt Riese tak mnie zaciekawił fascynuje mnie tym bardziej, że nie czytam książek fantastycznych, nie lubię wykreowanych w wyobraźni światów, które wydają mi się zbyt sztuczne, żeby mogły powstać. Mróz wziął jednak na tapet temat, który interesuje mnie odkąd pamiętam – działania hitlerowskich Niemiec i połączył wątki fantastyczne tak, że nawet ja wkręciłam się w fabułę. To takie połączenie, jak to w The Walking Dead czy Falling Skies, gdzie niby wszystko jest nierealne, ale nie aż tak bardzo, żeby nie mogło się zadziać.
W Projekt Riese, podobnie jak w serialu Znaki AXN, trafiamy w Góry Sowie, poruszamy się po sztolniach i poznajemy przygody Natalii/Nataszy i Parkera, którzy przekonują się, co mogłoby się stać, gdyby tajemniczy projekt Nazistów się powiódł. Gdyby podróże w czasie, wybieranie trajektorii i tworzenie równoległych światów było osiągalne.
Momentami, zwłaszcza na początku, rzeczywiście trzeba nieco odkurzyć swoją historyczną wiedzę, przypomnieć sobie, gdzie miała powstać główna kwatera Hitlera, co podczas II wojny światowej działo się w Górach Sowich, czym miał być Olbrzym. Pamiętając jednocześnie, że Remigiusz Mróz korzysta z mitów i hipotez, a jeden z głównych bohaterów powieści, Die Glocke to tajemnicza technologia, która rozbudza wyobraźnię nie tylko pisarzy. Projekt Riese to przecież fikcja obudowana faktami, domysłami i legendami.
Początkowo trafiamy do niemalże postapokaliptycznego świata, w którym nic nie jest oczywiste, a główni bohaterowie – jeszcze przed pojawieniem się Parkera – są zupełnie nieświadomi własnego położenia. Mróz nakreśla historię pohitlerowskich obiektów, przywołuje historyczne nazwy, zapoznaje czytelnika z tłem historycznym, które w późniejszej części książki ma już marginalne znaczenie. Gdy bohaterowie próbują zrozumieć koncepcję wieloświatów ich priorytetem staje się znalezienie szczepionki i powstrzymanie mutującego wirusa. Pandemia jest spoiwem zmyślnie łączącym elementy fabuły, niewymuszoną, prawdziwą potrzebą szukania ratunku, bez której działania Nataszy, Radka, Szymona i Bartosza nie byłyby zrozumiałe.
Ich trudy, znoje, porażki i powodzeni przeplata humor Parkera, który dobrze rozładowuje napięcie w momentach, w jakich czuć, że trzeba nieco rozluźnić atmosferę. Przeplata je również wprowadzenie niewiele, a czasem zupełnie nic, znaczących dla historii nawiązań do wcześniejszych książek Mroza – mi udało się wyłapać raptem dwa, a zakładam, że wierni czytelnicy znaleźli więcej, oraz ciekawy, choć pewnie nieprzypadkowy, dobór bohaterów drugoplanowych ze świata popkultury i polityki. Można się szczerze uśmiechnąć! Są zaskoczenia, zwroty akcji, wystarczająco szybkie tempo, żeby chcieć doczytać do końca bez kilkudniowych przerw.
Zakończenie nie jest może najbardziej porywające, od kilkudziesięciu stron wstecz wiadomo, dokąd ta opowieść zmierza, ale czy nie tak kończy się większość fantastycznych opowieści? Mróz zostawił sobie uchyloną furtkę do kontynuacji, a czytelnika z pytaniami, co będzie dalej z Natalią i Parkerem. Ja spędziłam sympatyczny weekend z książką, która mnie zainteresowała, przy której się nie nudziłam. Czy przeczytałam wybitne literackie dzieło? Nie, przeczytałam książkę na stosunkowo trudny temat – umierający ludzie i szukanie lekarstwa, żeby to powstrzymać – podaną w sosie ze składników powieści fantastycznych. Czy bawiłam się przednio? Owszem!