Po czym poznać, że obejrzało się dobry film? Po liczbie wykluczających się recenzji, w których jedni rozpływają się nad scenariuszem, aktorami, realizacją, a inni żalą, że prawie zasnęli i żałują, że dali się namówić na seans. Dla mnie Belfast, najnowszy film Kennetha Branagha to słodko-gorzka opowieść o dorastaniu w niepewnych czasach, które zmieniają codzienność a zarazem nie sprawiają, że życie staje w miejscu. Nominacja do Oscara w kategorii Najlepszy film mnie nie zaskakuje, ale rozumiem, dlaczego produkcja wywołuje tak skrajne emocje.
Zacznijmy od tego, że europejskie kino, aby móc konkurować z amerykańskim, musi czymś się wyróżnić. Wyróżnia się więc kolorem a raczej jego brakiem, co przed Branaghem praktykowało wielu reżyserów. W większości z sukcesami. Nie wszystkim się taki zabieg podoba, bo to granie na walorach estetycznych. Dla wielu widzów czarno-białe filmy są męczące, nudne, dla innych brak palety barw oznacza, że produkcja jest trudna i wymagająca. Z tym ostatnim się zgodzę, bo zupełnie inaczej, z większym zaangażowaniem, ogląda się filmy, które nie rozpraszają. W filmie Belfast Branagh używa kolorów, ale robi to na samym początku, pokazując współczesne miasto, lata po opowiadanych w produkcji wydarzeniach. Ciekawy zabieg, który dopiero w trakcie seansu nabiera sensu.
To opowiedziana z humorem niezwykle osobista opowieść o dzieciństwie pewnego chłopca w czasie zgiełku późnych lat sześćdziesiątych. W obsadzie występują nominowana do Złotego Globu Caitriona Balfe (serial “Outlander“), zdobywczyni Oscara® Judi Dench (“Zakochany Szekspir”) oraz Jamie Dornan (“Pięćdziesiąt Twarzy Greya”), Ciaran Hinds (“Szpieg”) i dziesięcioletni Jude Hill.
Opis dystrybutora
Opisy tego filmu publikowane w ramach krótkiej zapowiedzi, często dodawane do zwiastunów, zupełnie nie mówiły, z jaką historią mamy do czynienia. Czym jest „zgiełk późnych lat sześćdziesiątych” dla widza, który nie wie, co działo się wówczas w Belfaście? Nie ma pojęcia o zamieszkach, o konflikcie w Irlandii Północnej, o motywacjach, przebiegu i konsekwencjach tych zdarzeń? O tym, że do dziś zdarzają się ataki agresji oraz że istnieją nacjonaliści, którzy mają własną wizję zjednoczenia i przynależenia. Był to czas, w którym wielu mieszkańców wyjechało, zostawiło rodziny i przyjaciół szukając spokojniejszego, lepszego życia. Właśnie o historii takiej rodziny opowiada Kenneth Branagh nie kryjąc, że jest to film oparty na wątkach autobiograficznych.
Zaprasza nas do domu, na podwórko, do szkoły i na ulice, jakimi przechadzają się członkowie rodziny małego Buddy’ego, w tej roli uroczy Jude Hill. Partneruje mu Caitríona Balfe w roli marki, Judi Dench w roli babki, Jamie Dornan w roli ojca i Ciarán Hinds w roli dziadka. Buddy ma też kolegów ze szkoły i szkolną sympatię, z którą musi się pożegnać wyjeżdżając z miasta. Jest chłopcem, który widzi, jak w jedynym miejscu, jakie zna pojawia się agresja, jak zaczyna brakować podstawowych produktów, jak matka tęskni za ojcem i jak ojciec żyje między domem a pracą, bo w Belfaście nie mógł jej dostać.
Niesamowicie wzruszają mnie sceny, gdy cała rodzina idzie do kina, gdy mają te kilka godzin dla siebie i zapominając o trudach życia, beztrosko śmieją się (lub krzyczą) oglądając filmy. Wzrusza mnie Ma tocząca walkę serca z rozumem, gdy próbuje podjąć decyzję o wyjeździe i mówiąca, że Belfast to przecież dom. Wzrusza mina Granny, gdy Buddy wsiada do autobusu i już wiadomo, że klamka zapadła, a rodzina wyjeżdża. No i scena, w której Buddy pyta Pa, czy mógłby kolegować się z Catherine, szkolną sympatią, mimo że jest katoliczką i czy, mimo to, mogłaby odwiedzić go w nowym domu. W głowie małego chłopca katolicy byli źli, niebezpieczni, zagrażali jego rodzinie, choć oprócz ulicznej agresji mieli też urodę i niewinność ślicznej
Niesamowicie wzruszają mnie sceny, gdy cała rodzina idzie do kina, gdy mają te kilka godzin dla siebie i zapominając o trudach życia, beztrosko śmieją się (lub krzyczą) oglądając filmy. Wzrusza mnie Ma tocząca walkę serca z rozumem, gdy próbuje podjąć decyzję o wyjeździe i mówiąca, że Belfast to przecież dom. Wzrusza mina Granny, gdy Buddy wsiada do autobusu i już wiadomo, że klamka zapadła, a rodzina wyjeżdża. No i scena, w której Buddy pyta Pa, czy mógłby kolegować się z Catherine, szkolną sympatią, mimo że jest katoliczką i czy, mimo to, mogłaby odwiedzić go w nowym domu. W głowie małego chłopca katolicy byli źli, niebezpieczni, zagrażali jego rodzinie, choć oprócz ulicznej agresji mieli też urodę i niewinność ślicznej
Niesamowicie wzruszają mnie sceny, gdy cała rodzina idzie do kina, gdy mają te kilka godzin dla siebie i zapominając o trudach życia, beztrosko śmieją się (lub krzyczą) oglądając filmy. Wzrusza mnie Ma tocząca walkę serca z rozumem, gdy próbuje podjąć decyzję o wyjeździe i mówiąca, że Belfast to przecież dom. Wzrusza mina Granny, gdy Buddy wsiada do autobusu i już wiadomo, że klamka zapadła, a rodzina wyjeżdża. No i scena, w której Buddy pyta Pa, czy mógłby kolegować się z Catherine, szkolną sympatią, mimo że jest katoliczką i czy, mimo to, mogłaby odwiedzić go w nowym domu. W głowie małego chłopca katolicy byli źli, niebezpieczni, zagrażali jego rodzinie, choć oprócz ulicznej agresji mieli też urodę i niewinność ślicznej Catherine, co ewidentnie było dla Buddy’ego trudne do połączenia.
Belfast to świat pokazany oczami chłopca, dorastającego może delikatnie za szybko, dla którego świat jest różowy, a kłopoty pojawiają się niespodziewanie i są (mimo że namacalne) bardzo abstrakcyjne. Branaghowi udało się, może momentami zbyt infantylnie, pokazać dziecięcy świat, dziecięcą perspektywę. I rozumiem, że niektórzy widzowie oczekiwali mocniejszego obrazu, że widzą w tym filmie klasyczne coming-of-age cinema osadzone w innych realiach, otoczone historią. Dla mnie opowiedzenie tej historii właśnie w ten sposób dodaje jej duszy. Szczerze polecam seans, bo brakuje w kinach takich prostych, szczerych i autentycznych filmów bez hollywoodzkiego zadęcia.
Film Belfast otrzymał 7 nominacji do Oscara, w tym za Najlepszy Film, za Najlepszy Scenariusz, Najlepszego reżysera czy dla aktorów drugoplanowych, Dench i Hinds.