Do tej pory jeszcze nigdy w żadnym Monthly nie wprowadzałam aż tak licznych zmian. Cechą charakterystyczną wszystkich Monthly jest to, że przez cały miesiąc dorzucam do niego nowości, linki do ciekawych artykułów, a gdy pod koniec miesiąca siadam do finalnej wersji tekstu, usuwam to, co wydaje mi się już nieinteresujące lub zdążyło się zdezaktualizować. Monthly na marzec 2020 miało kilka oblicz. Pierwsze było klasycznym podsumowaniem najważniejszych i najciekawszych wydarzeń mijającego miesiąca. Drugie było przepełnione linkami o odwołanych wydarzeniach (koncertach, premierach filmów…) w wyniku pandemii koronariwusa. Trzecie zakładało usunięcie z Monthly wszystkich negatywnych informacji, skupienie się tylko na pozytywach. Ostatecznie postawiłam na formę czwartą – miks tego, co pozytywne i optymistyczne, z tym co rzeczywiste i prawdziwe.
Trudno zakłamywać rzeczywistość. Od dwóch tygodni publikuję Dziennik z codzienności, który pomaga mi zachować równowagę. Będzie dobrze, musi być. Chcę, żeby Monthly na marzec 2020, pomimo tragicznych i niepokojących doniesień z całego świata ogarniętego pandemią, było też pozytywne. Nie jest przecież tak, że dzieje się tylko źle. Popkultura, która bardzo cierpi przez obecną sytuację, już znalazła kilka sposobów, żeby ten czas przymusowego siedzenia w domu, z zamkniętymi obiektami koncertowymi, kinami, teatrami, księgarniami przetrwać.
Orły 2020 – Boże Ciało x11
Na początku marca przyznano Orły 2020, czyli Polskie Nagrody Filmowe. Bez zaskoczenia największym zwycięzcą okazał się film Boże Ciało, który otrzymał aż 11 statuetek. W zasadzie wszystkie w najważniejszych kategoriach. Film został wybrany Najlepszym Filmem, Jan Komasa zdobył statuetkę dla Najlepszego Reżysera, Bartosz Bielenia wrócił do domu ze statuetką za Najlepszą Główną Rolę Męską, a Aleksandra Konieczna za Najlepszą Główną Rolę Kobiecą. Nazwiska wszystkich laureatów można sprawdzić tutaj.
Tam można przeczytać też, że dwie statuetki przyznano w kategorii Najlepsza Drugoplanowa Rola Męska, gdzie nagrodzono Roberta Więckiewicza za rolę w filmie Ukryta Gra i Łukasza Simlata za rolę w filmie Boże Ciało. Mnie oczywiście ucieszyła bardzo statuetka dla serialu Wataha w kategorii Najlepszy Film Serial Fabularny. W pełni zasłużona!
Marcowe wspomnienia koncertowe
Gdy wychodzenie z domu i zbieranie się licznie w jednym miejscu było jeszcze możliwe wybrałam się na trzy koncerty. Marzec rozpoczęłam od posłuchania na żywo większości kompozycji z nowej studyjnej płyty Artura Rojka. Muzyk wystąpił w poznańskiej Sali Ziemi. Kilka dni później bawiłam się na koncercie Clock Machine w poznańskiej Tamie, a dosłownie chwilę przed wprowadzeniem restrykcji dotyczących imprez masowych widziałam na żywo Papa Roach. Relacje z koncertów można znaleźć tutaj.
Odwołane koncerty i zapowiedziane trasy koncertowe, przesunięte premiery płyt
Marzec był niezłym rollercoasterem w branży koncertowej. Z jednej strony po kolei, raz wolnej, raz szybciej, odwołano wszystkie większe i mniejsze wydarzenia kulturalne na całym świecie. Największe festiwale, kultowe SXSW czy Glastonbury nie odbędą się w 2020 roku, a Coachella ma się odbyć dopiero w październiku. W Polsce też nie obyło się bez odwołań – m.in. słynna wrocławska Majówka nie odbędzie się w swojej klasycznej formie, Jarocin Festiwal w ogóle się nie dojdzie do skutku…
Jednym artystom udało się przełożyć trasy na jesień lub pierwsze miesiące 2021 roku – tak zrobił np. Harry Styles, który przesunął europejską trasę z maja 2020 na luty 2021. Inni definitywnie je odwołali, a jeszcze inni wciąż utrzymują, że szukają nowych dat. Pośród tego zamieszania znaleźli się też muzycy, którzy ogłosili trasy koncertowe, bo przecież taki był plan, a nad rezerwacją dat i obiektów pracowano od miesięcy.
Zespół Biffy Clyro ogłosili, że jesienią wyruszają w trasę promującą nowy studyjny album, A Celebration of Endings. Zaledwie kilka dni później, na chwilę przed rozpoczęciem startu sprzedaży biletów, poinformowali jednak, że się z nią wstrzymują, bo obecna sytuacja nie daje im gwarancji, że koncerty uda się zagrać. Trasę ogłosiła, dosłownie na chwilę przed tym, jak odwołano wszystkie imprezy masowe w Europie, Hayley Williams. Wokalistka wydaje w maju solowy album i tydzień po jego premierze zamierzała rozpocząć koncerty w Europie, a później kontynuować je w Ameryce. Już teraz wie, że co najmniej dwóch z zaledwie pięciu koncertów w Europie nie zagra. Otwarcie przyznaje, że zarówno trasa po Europie, jak i ta większa po Stanach Zjednoczonych zostaną przełożone. Na kiedy? Przy odrobinie szczęścia na jesień, ale prawdopodobny jest też początek 2021 roku.
Przekładaniu tras koncertowych towarzyszy też przesuwanie premier płyt. Biffy Clyro ogłosili kilka dni temu, że album A Celebration of Endings nie ukaże się jak pierwotnie planowano 15 maja, a 14 sierpnia. Powód? Kwestie finansowe i brak możliwości promocji płyty w czasie pandemii. W Polsce też coraz dłuższa staje się lista artystów, którzy decydują się wydać płytę później, np. Igor Herbut przełożył premierę albumu Chrust z 27 marca na maj.
Artykuł na temat przesuwania premier płyt pojawił się wczoraj na stronie NME. Jego wydźwięk ma być taki, że artyści powinni wydawać nowe płyty zgodnie z pierwotnym planem, ponieważ w obecnej sytuacji społeczeństwo potrzebuje nowości, możliwości oderwania się od codzienności. Trudno się z tym nie zgodzić, ale trudno też zauważać tylko jedną stronę tej sytuacji.
O ile nie jestem zwolenniczką ogłaszania teraz tras koncertowych i proszenia fanów, aby kupowali bilety na wydarzenia, które mogą się nie odbyć lub odbyć w nieokreślonej przyszłości, o tyle zaczyna mnie martwić coraz dłuższa lista przesuniętych premier. Płyt, filmów, seriali… Rozumiem kwestie finansowe i wiem, że dla wielu artystów brak możliwości intensywnej promocji ich płyt jest równoznaczny z mniejszym lub żadnym zarobkiem. Rozumiem też, że należało zamknąć plany zdjęciowe i studia nagraniowe, żeby nie narażać ludzi. Wiem też, że nie każdy artysta ma możliwości (kontraktowe, finansowe, technologiczne), aby nagrać album w domowym zaciszu i wydać go pomimo pandemii. Patowa sytuacja, z której tak naprawdę nie ma dobrego wyjścia.
Na koncerty chodzić nie możemy. Albumów słuchać możemy, ale streaming nie daje twórcom takich zysków, jak fizyczna sprzedaż płyty. Zamknięte knajpy, mniejsze i większe, dla polskich artystów również oznaczają niższe tantiemy. Jak zatem ich wesprzeć? Kupić album w wersji fizycznej, z oficjalnej strony internetowej artysty? Tak, ale i tutaj pojawią się trudności. Nawet jeśli zdecydujemy się kupić album na CD czy winylu z oficjalnej strony naszego ulubionego, zagranicznego artysty, żeby go wesprzeć, przesyłka do nas nie dotrze. Magazyny zajmujące się dystrybucją albumów do krajów, firmy zajmujące się wysyłaniem ich do fanów albo nie pracują, albo nie mają możliwości wysłania paczek do państw, które nie przyjmują przesyłek zagranicznych. Nie wspominając już o tym, że część artystów nie ma jak stworzyć fizycznych wersji swoich płyt, gadżetów…
Niektórzy próbują się pocieszać, że gdy pandemia już się skończy czeka nas lawinowy wysyp nowej muzyki. I tak, i nie. Wtedy znajdzie się, wcale niemała, grupa artystów, którzy będą przesuwać premierę, żeby nie zginąć w gąszczu premier od innych, większych od nich, artystów. Lub dlatego, że nie uda im się sfinalizować realizacji albumu, bo miało do niej dość w miesiącach, które wykluczały pracę z powodu rozmaitych zakazów rządowych. O części tych przesunięć nigdy się nie dowiemy, bo przecież nie każdy artysta poinformował już o dacie premiery swojej nowej płyty. Podobnie jest z tymi produkcjami kinowymi i serialowymi, nad którymi prace zostały wstrzymane. Jesień 2020 roku czy początek 2021 mogą być pierwszymi od wielu lat miesiącami, w których na nadmiar premier narzekać nie będziemy.
Z trasami koncertowymi jest podobnie – artyści, którym już udało się znaleźć nowe terminy być może zagrają dla fanów. Ci, którym się to nie uda(ło) – z powodu braku wolnych terminów w obiektach, w których chcą i mogą zagrać – może przesuną koncerty o kilka miesięcy. Z pewnością będzie na tym zależało tym muzykom, którzy utrzymują się przede wszystkim z koncertowania i już mają odpowiednią bazę fanów, którzy po prostu poczekają na te koncerty. W gorszej sytuacji są artyści mniejsi, również młodsi stażem, którzy walczą o każdego fana i kilka miesięcy przerwy oznacza dla nich powrót do punktu wyjścia, ponowną walkę o to, żeby przyciągnąć kogoś na koncert. Im konkurować o uwagę ludzi w momencie, w którym wielu dobrze znanych, ze stabilną na rynku pozycją artystów wróci do koncertowania będzie ciężko. W patowej sytuacji są także fani bardzo popularnych artystów, którzy nie są zbyt chętni do wyruszania w trasę, chcieli to zrobić w 2020 roku, ale zostali zmuszeni do odwołania koncertów. Czy będzie im się chciało (czyt. opłacało), bez nowego materiału i promocji, ponownie angażować ludzi do zorganizowania trasy?
Właściciele klubów, agencje koncertowe, a także sami artyści próbują namówić miłośników koncertów, fanów, aby nie zwracali biletów na już zakupione koncerty. Proszą, aby cierpliwie czekali na rozwój zdarzeń i nowe daty. Pojawiają się także akcje, takie jak Bilet Wsparcia, które mają na celu finansowe wsparcie klubów czy organizatorów. Chodzi o to, aby przekazać pewną kwotę na podtrzymanie działalności tych miejsc czy firm. Za symboliczną wpłatę można nie jednej firmie bardzo pomóc.
Kultura w sieci, czyli artyści i dystrybutorzy przenieśli się do streamingu
Coraz trudniej nadążyć za liczbą koncertów, które odbywają się w sieci. Jedni artyści grają dla swoich fanów za pośrednictwem profili w mediach społecznościowych, inni łączą siły ze znanymi markami – np. Męskie Granie, Twitch czy Facebook, i organizują akustyczne koncerty z własnych mieszkań. Jeszcze inni decydują się na streamowanie starych, ale niedostępnych wcześniej koncertów. Tak robi zespół Metallika, który co poniedziałek serwuje fanom jeden ze swoich archiwalnych koncertów, pozostawia go w sieci na tydzień, a po tygodniu pokazuje kolejny.
Pomarudzę trochę, ale kurde, na początku było to świetne. Naprawdę! A teraz jest tego tyle, że nie wiadomo, co oglądać, kiedy, gdzie… Wszystko w nadmiarze szkodzi. Do muzyki dołącza także kino. Produkcje, które weszły do kin na początku marca lub miały wejść w tym miesiącu zaczynają pojawiać się w różnych serwisach – od VOD, po Player.pl na Netflixie kończąc.
Bardzo mi się to podoba i mam cichą nadzieję, że dystrybutorzy zobaczą, a widzowie potwierdzą to chętnie kupując dostęp do produkcji, że taka forma udostępnienia nowego filmu to opłacalny pomysł. Zwłaszcza w przypadku filmów krajowych oraz tych z małą dystrybucją, które trudno jest obejrzeć w kinie, bo seansów albo jest niewiele, albo odbywają się w godzinach, w których do kina chodzą nieliczni.
Teraz bez problemu można oglądać w sieci, odpłatnie, nowy film Jana Komasy Sala Samobójców. Hejter, W lesie dziś nie zaśnie nikt Bartosza Kowalskiego czy międzynarodową koprodukcję Jonathana Jakubowicza Resistance. Wszystkie trzy będę recenzować w kwietniu.
Edyta Bartosiewicz zapowiada nowy album
Edyta Bartosiewicz zdążyła już przyzwyczaić swoich fanów, że na jej nowe albumy trzeba trochę poczekać. Właśnie ogłosiła, że 8 maja wydaje album zatytułowany Ten moment. Płytę, o której mówiła już rok, a może i dwa temu. Zapomniałam uwzględnić ją na liście płyt, na które czekam w 2020 roku. Ale chętnie posłucham!
Sarah Wayne Callies powraca na mały ekran w serialu NBC
Sarah Wayne Callies, aktorka grająca w kilku najważniejszych serialach telewizyjnych ostatnich dekad – Skazany na śmierć, The Walking Dead – powraca na mały ekran. Aktorka gra główną rolę w serialu NBC, Council of Dads, który według informacji prasowej stoi daleko od produkcji, w których do tej pory można było oglądać ją w głównej roli. To serial opary na faktach i na podstawie książki Bruce’a Feilera o tym samym tytule.
Chory na raka mężczyzna, wiedząc, że umrze, zatrudnia pięciu przyjaciół, aby pomogli jego żonie w opiece nad ich dwójką dzieci. Pierwszą zapowiedź serialu pokazano już pod koniec stycznia, ale w tym miesiącu na łamach The Hollywood Reporter, w ramach promocji produkcji, pojawił się wywiad z aktorką. Sarah opowiada w nim m.in. o tym, że po zakończeniu prac nad serialem Colony myślała, że zajmie się pracą po drugiej stronie kamery. Produkcja zadebiutowała na NBC 24 marca.
Edison Festival w wakacje, a Spring Break w nowym terminie
Ogłoszono pierwszych artystów, którzy między 24 a 25 lipca wystąpią podczas Edison Festival – Taste the Music w Baranowie pod Poznaniem. Królem tegorocznych festiwali stał się oficjalnie Ralph Kaminski, który będzie jedną z gwiazd nie tylko Spring Break, ale teraz też Edison Festival. W Baranowie wystąpi także Artur Rojek i Sanah. Nowej daty doczekał się natomiast Spring Break, poznański festiwal (dawniej showcase), który zaplanowano na koniec kwietnia. Nowa data wydarzenia to 10-12 września. Organizatorzy nie ukrywają, że nowy termin oznacza zmiany w line-upie, choć liczą na to, że nie będą one duże. Ja liczę, że jeśli będą to na korzyść!
Serial audio z Różczką, Czerneckim, Lichotą i Kalicką
Od 30 marca w aplikacji Empik Go dostępny jest pierwszy odcinek serialu audio z Magdaleną Różczką, Michałem Czerneckim, Leszkiem Lichotą i Olgą Kalicką, Fucking Bornholm. Jest to historia o kryzysie w związku i ponadczasowej potrzebie miłości, kolejna produkcja platformy Empik Go zrealizowana z gwiazdorską obsadą. Serial audio to dramat obyczajowy rozgrywający się w skandynawskich plenerach wyspy Bornholm. Autorką pomysłu jest Anna Kazejak. Nowe odcinki będą udostępniane w aplikacji co dwa dni, łącznie składa się z 5 odcinków.
Główną bohaterką serialu jest czterdziestoletnia Maja (Magdalena Różczka), której małżeństwo przechodzi kryzys. Jej pozornie perfekcyjny mąż, Hubert (Michał Czernecki), skupiony jest głównie na sobie i nie liczy się z potrzebami żony. Druga para to wieloletni przyjaciel Mai i Huberta, rozwodnik Dawid (Leszek Lichota) oraz studentka psychologii Nina (Olga Kalicka), którą poznał niedawno na Tinderze. Ich niedopasowanie związane z różnicą wieku i światopoglądu weryfikuje dopiero wspólny wyjazd. Niestety błędy dorosłych odczuwają także dzieci: Wiktor, Eryk i Kaj (w tych rolach Borys Wiciński, Krzyś Tymiński i Antoni Domin). Napięcia rozgrywające się między bohaterami zmuszają do przewartościowania uczuć w obu związkach. W trakcie wyjazdu między dziećmi obu par dochodzi do szokującej, dramatycznej sytuacji, która staje się katalizatorem zmiany.
Tych płyt słuchałam w marcu!
Wróciłam do słuchania Niny Kinert, a to za sprawą jej niespełna minutowego nagrania, które wrzuciła na Instastories. Zagrała tam fragment jednego ze swoich utworów. Dawno nie słuchałam jej płyt i po takiej przerwie naprawdę wspaniale było sobie przypomnieć, jak genialna jest to artystka. Oprócz tego królował u mnie nowy album Artura Rojka, Kundel, nowy album duetu Karaś/Rogucki, czyli Ostatni Bastion Romantyzmu. W ostatnich dniach również nowa płyta Me and that Man, New Man, New Songs, Same Shit. Vol 1.
Kings of Leon z nowym utworem idealnym na social distancing
W języku angielskim rekordy popularności bije obecnie wyrażenie social distancing, czyli społeczny dystans. W Polsce mówimy raczej, że mamy kwarantannę, nawet jeśli w rzeczywistości siedzimy w domu na kwarantannie nie będąc. Konieczność spędzania całych dni w czterech ścianach postanowił wykorzystać zespół Kings of Leon. Gdy Monthly na marzec 2020 było już gotowe, w sieci pojawił się nowy utwór grupy. Piosenka brzmiąca jak demo, zagrana w zaciszu… Opowiadająca idealnie o tym, czego obecnie doświadczamy. Kończę więc to Monthly zostawiając Was z Going Nowehere, piękną i ujmującą balladą od Kings of Leon.