Medleyland.pl

BARANOVSKi zagrał w poznańskiej Tamie + zdjęcia

Z każdym miesiącem coraz krótsza staje się moja lista niezrealizowanych planów koncertowych z 2020 roku. Byłam już na koncercie Agnieszki Chylińskiej, dwukrotnie słuchałam na żywo Kasi Lins, a w ostatni weekend przyszedł czas na sprawdzenie klubowych możliwości Baranovskiego. Akurat tak się złożyło, że koncert poprzedziła premiera nowego singla, o którym pisałam w Muzycznych szortach #91 i zapowiedź nowej płyty. Byłam bardzo ciekawa, co i czy w ogóle coś zmieniło się w występach Baranovskiego od wakacyjnego koncertu w ramach trasy Letnie Brzmienia organizowanej w 2020 w Parku Starego Browaru.

Skąd więc to nawiązanie do niezrealizowanych planów, skoro byłam na koncercie Baranovskiego w ubiegłe wakacje? Na mojej liście, która teraz wygląda trochę jak życzeniowe myślenie albo nierzeczywiste wspomnienie planów koncertowych na marzec, kwiecień i maj 2020 był klubowy koncert Baranovskiego. Jeśli się nie mylę pierwotnie album Zbiór miał być grany w poznańskim Blue Note właśnie w marcu. Odwołano go dosłownie na chwilę przed, a wakacyjny koncert był dla mnie małą rekompensatą tej utraconej wiosny. Nic nie może się bowiem równać klubowym koncertom, tej duchocie, energii, lepkiej podłodze i dźwiękom odbijającym się od ścian.

W klubie Tama, bo ostatecznie to właśnie tam zawitał Baranovski, nie byłam od marca 2020. W samym obiekcie zmieniło się niewiele, pojawiły się informacje o dystansie i maseczkach. Natomiast patrząc na frekwencję, energię płynącą spod sceny i ze sceny, zmieniło się bardzo wiele. Przede wszystkim Tama jest od Blue Note większa, a oglądanie jej tak wypchanej ludźmi wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Nie mniejszy niż ten, gdy z fosy patrzyłam na śpiewające, uśmiechnięte twarze ludzi, którzy spijali z ust Wojtka słowa kolejnych utworów lub skandowali tytuły tych, które chcieliby usłyszeć. Pamiętam, że podczas koncertu w ramach Letnich Brzmień było sporo roztańczonych, uradowanych osób, ale chyba wtedy było w powietrzu zbyt dużo strachu i takiego poczucia, że może to trochę nie na miejscu, żeby być na koncercie. W Tamie wszyscy pokazali, że bardzo brakowało im muzyki na żywo – grania i słuchania.

Gdybyście weszli na social media Wojtka moglibyście zadać sobie pytanie, co to jest za chłopak i o co tyle zamieszania? Nie ma setek tysięcy obserwatorów, ma za to setki tysięcy słuchaczy i pokaźną listę przebojów. Można byłoby złośliwie powiedzieć, że radiowych, czyli sztucznie stworzonych, za którymi nie stoją prawdziwi fani. Byłaby to bardzo dużo niesprawiedliwość, zwłaszcza po tym, co zobaczyłam w niedzielę. Ludzie, którzy kupili bilety na ten koncert zdawali się być największymi fanami Baranovskiego w Polsce – nie chcieli go wypuścić ze sceny, na bis tupali nogami, co dzieje się tylko po najlepszych koncertach, a energii mieli tyle, że przesunęli barierki chcąc być jak najbliżej artystów. Nic więc dziwnego, że z ust muzyków nie schodziły uśmiechy. To był naprawdę bardzo dobry, mimo że dość krótki jak na moje standardy, koncert. Koncert chłopaka, którego głos można znać z eteru.

Rozpoczęło się klimatycznym intro, które trwało tyle, ile potrafi trwać obecnie nie jeden utwór, a po nim wraz z wybuchem euforii rozbrzmiały pierwsze dźwięki singlowego przeboju Momenty. Wystartowaliśmy więc z przytupem, ale takich przytupów było w sumie z 10, jeśli wyeliminować balladowe kompozycje. Drugi w kolejności zameldował się Kim, a po nim było już tylko głośniej, energiczniej i pot zaczął lać się z ciał. Zespół zagrał Dym, jeden z pierwszych udostępnionych utworów z tego projektu i Tęskno mi do gwiazd, jeden z najświeższych i zarazem jeden z obecnie najpopularniejszych z dyskografii, który znajdzie się na albumie Baranovski 2.

Liczyłam, że koncert będzie okazją do usłyszenia przynajmniej jednej kompozycji przeznaczonej na album, która nie została wydana – zwłaszcza, że Wojtek zapowiada je jako swego rodzaju inną stronę płyty, ale tak się nie stało. Wykonano natomiast wszystkie single, co też nie powinno mnie dziwić, bo bezsprzecznie są to przeboje, na które nie dość, że fani ewidentnie czekali, to jeszcze doskonale się przy nich bawili. Usłyszeliśmy Wolność i Lubię być z nią, wydany w ubiegłym roku utwór, który jak wszystkie teksty Wojtka jest prosty, ale w tej prostocie kryje się wielka siła. Przeczytałam gdzieś, że Lubię być z nią to nowsza wersja przeboju Weź nie pytaj Pawła Domagały – proste słowa, prosto zagrane, ale szczere i chwytające za serce, w dodatku chwytliwe. Trudno się z tym nie zgodzić.

W setliście znalazł się również Zbiór, Czułe miejsce i Luźno, które rozbujały publiczność do maksimum. Ciekawie obserwuje się klubowy koncert, jakby nie patrzeć wciąż początkującego projektu, który jak z rękawa wyciąga przeboje. Bez trudu (i przesady) można tak nazwać siedem z zagranych utworów, a ten najnowszy, Nie mamy nic już wygodnie ustawił się w kolejce do bycia 8, bo choć miał raptem 3 dni, publiczność znała tekst doskonale. Gdyby Wojtek zapomniał słów, publiczność pociągnęłaby koncert sama.

Zwolnienie było tylko raz, z utworem Mamo, balladą, za którą nigdy nie przepadałam i którą zawsze omijam słuchając płyty, ale na żywo ma dużą moc i pokazuje to ciut inne oblicze Baranovskiego. To, co oprócz braku niewydanych utworów z płyty zapowiadanej na przyszły miesiąc, mnie zaskoczyło to dwukrotne wykonanie utworu Dym. Rozbrzmiał na bis, w aranżacji z piosenką Billie Eilish. Było to ciekawe, ale jednak powtórzenie utworu w tak krótkiej setliście uważam za błąd.

Opuszczając Tamę miałam poczucie, że klubowe koncerty to wciąż jest to spotkanie z fanami, które najlepiej odzwierciedla kondycję artysty. Panowie pokazali wielkie serce do muzyki, olbrzymią energię i niewątpliwie doskonale się bawili. Publiczność wspomagała te odczucia, entuzjazmem zarażając nie tylko muzyków, ale i siebie nawzajem. Myślę, że każdy kto wychodził z klubu czuł niedosyt. A jak pokazuje moje doświadczenie ten niedosyt oznacza, że człowiek chce więcej i podzieli się wrażeniami ze znajomymi, przyjaciółmi, przypadkowymi ludźmi, którzy błyskawicznie staną się częścią kolejnego koncertowego tłumu fanów.

Czy Baranovski zagrał doskonały koncert? Tak. Czy zagrał za krótki koncert? Tak. Czy wybrałabym się na następny? Z wielką chęcią!