medleyland.pl

Top 10 z Netflix. Co polecam obejrzeć?

W Black Friday mam dla Was tekst zupełnie nie o promocjach, obniżkach, przecenach i świetnych okazjach. Nareszcie zmobilizowałam się, żeby przygotować listę Top 10 z Netflix, czyli zestawienie seriali z oferty Netflix, które polecam obejrzeć. W najbliższym czasie, za sprawą premiery serialu 1983, z pewnością rozważycie dołączenie do rodziny Netflixowców.

Długo oczekiwany pierwszy polski serial oryginalny 30 listopada pojawi się w ofercie serwisu. I będzie to idealny moment, żeby skorzystać z darmowego miesięcznego okresu próbnego i obejrzeć też kilka innych produkcji, które można znaleźć w naprawdę bogatym katalogu Netflixa. Co do tego, że to istna kopalnia świetnych produkcji chyba nie muszę Was przekonywać. Co polecam obejrzeć?

1. House of Cards

Flagowa produkcja Netflixa, która swego czasu rozsławiła ich do granic możliwości. Scenariusz napisany na podstawie książki, historia przeniesiona z realiów brytyjskich do realiów polityki najpotężniejszego państwa na świecie. Wciągająca, uzależniająca, ale z każdym kolejnym sezonem coraz mniej zaskakująca. House of Cards to świetny serial, z pewnością najlepszy serial swojego gatunku ostatniej dekady, ale nie ustrzegł się błędów typowych dla długich seriali. Według mnie House of Cards powinno skończyć się już dawno temu. Fakt, że wydarzenia wokół Kevina Spacey, oskarżenia które przełożyły się na zbiorową niechęć do współpracy z nim, zmusiły twórców do uśmiercenia jego bohatera tak naprawdę nie zmieniły mojego zdania. A ono od czwartego sezonu się nie zmienia – House of Cards byłoby ciekawszym serialem, gdyby nie ciągnięto go tyle lat.

Mając aktywne konto na Netflix zdecydowanie nie można nie obejrzeć tego serialu. Nawet jeśli otwarcie mówię, że zaczął się psuć. Pierwsze sezony są wyśmienite i choćby dla zachowania ciągłości fabuły, dla poznania losów bohaterów do końca, warto poświęcić mu czas.

2. 13 Reasons Why

Tym serialem Netflix narobił sporo zamieszania w Stanach Zjednoczonych narażając się różnym środowiskom, ale zdobywając też przychylność tych, którzy widzą w tym serialu realne problemy współczesnych nastolatków. Tutaj byłabym jednak ostrożna ze stwierdzeniem, że są to problemy nastolatków z całego świata. 13 Reasons Why to serial, który genialnie pokazuje współczesne amerykańskie społeczeństwo, problemy jakie go dotyczą, struktury jakie nim rządzą. Nie jest to serial, który można przyłożyć do naszego społeczeństwa, ale można go oglądać w zupełnym oderwaniu od realiów. Tzn. może się podobać zarówno osobom, które w jakimś stopniu interesują się społeczeństwem amerykańskim i Stanami Zjednoczonymi jako takimi (polityką socjalną, systemem prawnym, edukacyjnym), jak i tym, którzy widzą w tym serialu świetnie napisany scenariusz, wiarygodne postaci i po prostu lubią seriale o nastolatkach.

3. Orange is the new Black

Swego czasu bardzo polecano mi ten serial i swego czasu faktycznie był to jeden z tych najciekawszych oryginalnych produkcji Netflixa. Przygody osadzonych w Litchfield często śledzi się z uśmiechem na twarzy, dialogi w tym serialu są rewelacyjne, w czym dużą rolę odgrywa fakt pomieszania wielu kultur i warstw społecznych. Niestety nastał moment, w którym Orange is the new Black zaczęło mnie nudzić. Męczyło mnie, że akcja tak naprawdę ciągle dzieje się w jednym miejscu, a ukochane przeze mnie retrospekcje przestały się pojawiać. Odłożyłam go, przestałam oglądać, wracam bardzo rzadko, ale wracam. Być może moja relacja z tym serialem jest porównywalna do relacji międzyludzkich – są znajomy, z którymi spotykamy się rzadko, ale jednak o nich pamiętamy.

4. Punisher

Przegenialny serial! Choć od razu mówię, że brutalny i nie dla wrażliwego widza. Pochłonęłam go w dwa dni, zamarzyłam o kolejnym sezonie, który jak się okazało był już zapowiedziany. Jona Bernthala, który gra tytułową rolę, poznałam w serialu The Walking Dead. Jego rola tam nie była specjalnie porywająca, wiedziałam, że pojawia się w serialu Daredevil, ale wiedząc, jak wyglądają gościnne występy w Arrow uznałam, że wkręcanie się w nowy serial tylko dlatego, że ma szansę pojawi się tam Jon nie jest sensowne. Punisher okazał się idealną okazją, żeby ponownie zobaczyć starego serialowego znajomego, w dodatku w głównej roli. Nie sądziłam jednak, że ten serial spodoba mi się tak bardzo! W dodatku uważam, że jest mniej brutalny niż go zapowiadali.

5. The Crown

Do dziś pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego obejrzałam ten serial tak późno! Ma w sobie mnóstwo elementów, które mnie kręcą – wątki historyczne, opowieści oparte na faktach, bohaterów z których część nadal żyje, akcja rozgrywa się w kraju, który bardzo lubię… Być może sięgnęłam po The Crown tak późno, bo zbyt wiele się o nim mówiło, a ja mam tendencję do omijania przesadnie komentowanych produkcji.

Szanuję twórców The Crown za to, że są ostrożni, nie przeginają, dają duże pole do własnych interpretacji i zmuszają widza, żeby w przypadku niektórych wątków sam poszukał zakończenia. W przypadku seriali historycznych, opartych na faktach, nie jest to wcale takie trudne. The Crown pozwala zainteresować się brytyjską rodziną królewską, pozwala zajrzeć za kulisy ich życia, a przy tym będąc dobrze zrobionych, świetnie zagranym i, po prostu, przyjemnym dla oka serialem.

6. Ozark

Jeden z ostatnich seriali, jaki obejrzałam na Netflix. Włączyłam go z ciekawości, bo czytałam bardzo pozytywne recenzje, a wszystkie inne seriale, które chciałam obejrzeć miałam już odhaczone. Urzekł mnie zdjęciami i mrocznym, nawet dusznym, klimatem. To zdecydowanie taki serial dla osób, które lubią intrygi, kryminalne wątki, małe miasteczka, ale niekoniecznie są fanami przemocy i używania siły. Nie oglądałam jeszcze drugiego sezonu, ale mam nadzieję, że mnie nie rozczaruje.

7. Grace and Frankie

Jeden z dwóch lekkich seriali na tej liście. Co prawda nie obejrzałam wszystkich odcinków, ale Grace and Frankie to moim zdaniem nie jest produkcja, którą chce się połknąć w jeden weekend. To raczej taki serial, do którego wraca się mając ochotę na spotkanie z dawno niewidzianymi koleżankami. Z szalonymi starszymi paniami, które są zabawne, które popełniają śmieszne gafy, są barwne i zawsze poprawią nastrój. Grace and Frankie to też świetny serial do oglądania z kimś, do wspólnego śmiania się czy komentowania zachowań postaci. Tam nie ma pędzącej niczym Pendolino akcji, którą trzeba uważnie śledzić w milczeniu.

8. Bloodline

Pisałam o tym serialu w grudniu w tekście Te seriale pozbawiły mnie snu w 2017 roku. Od tamtej pory obejrzałam wszystkie dostępne odcinki, poznałam zakończenie tej historii i doszłam do wniosku, że to jeden z najlepszych seriali, jakie obejrzałam dzięki Netflixowi. Nie jest to serial łatwy, lekki i kolorowy, chociaż jego akcja dzieje się w pięknych okolicznościach przyrody. Poznajemy rodzinę, która musi zmierzyć się z kłamstwem sprzed lat, z konsekwencjami, jakie ono niesie i własnym wizerunkiem rodziny idealnej. W tzw. międzyczasie na jaw wychodzi coraz więcej kłamstw, coraz więcej niedomówień i coraz więcej nieczystych zagrań.

Bohaterowie, których polubiłam w pierwszym sezonie nie byli już moimi ulubionymi postaciami, gdy kończyłam oglądać trzeci sezon. Niektóre wątki skończyły się w sposób, którego się nie spodziewałam, ale nie mam poczucia, że scenarzyści ucięli coś na siłę. Bloodline jest jak życie – nie wszystko kończy się tak, jakbyśmy sobie wymarzyli.

9. Gossip Girl

Tak, to stary, w kręgach moich rówieśników kultowy wręcz serial, którego będąc nastolatką nigdy nie oglądałam. Na stare lata postanowiłam nadrobić zaległości, dokształcić się z kategorii popkultura młodzieżowa i zaczęłam oglądać Gossip Girl. Myślę, że to serial większości z Was znany, więc nie będę się specjalnie rozpisywać. Powiem tylko, że to dla mnie serial pokroju Grace and Frankie – włączam, gdy mam ochotę sprawdzić, co słychać u starych znajomych. To nie jest jednak serial, dla którego zarwałabym noc.

10. Designated Survivor

Świetna odskocznia od House of Cards, które z każdym kolejnym sezonem zaczyna rozczarowywać. W przypadku Designated Survivor również obracamy się w Białym Domu, w otoczeniu białych kołnierzyków i pomocników prezydenta, ale cała opowieść budowana jest od drugiej strony. W House of Cards chodzi o dojście do władzy, później jej utrzymanie i znów dojście do władzy. W Designated Survivor natomiast chodzi o to, żeby odnaleźć się w sytuacji, w której ma się władzę, gdy konkurenci podkładają ci nogę, a życzliwe twarze są w mniejszości.

Pierwszy sezon bardzo mi się podobał, z przyjemnością oglądałam przygody Toma, odpoczywając od skomplikowanych, wymagających skupienia produkcji. Pod koniec, niestety, trochę przesadzili, a drugi sezon był już bardziej serialem, gdzie główni bohaterowie pozostają niezmienni, ale każdy odcinek skupia się na rozwiązaniu innego problemu. Ostatecznie macierzysta stacja telewizyjna, która produkowała Designated Survivor nie przedłużyła kontraktu na trzeci sezon, ale były głosy, że Netflix chce się tym zająć, więc może niebawem przekonamy się, jak im poszło.

Czy kolejność, w jakiej ułożyłam seriale ma znaczenie?

Niekoniecznie. Wybrałam te, które z różnych powodów zrobiły na mnie wrażenie. Przez kilka ostatnich miesięcy nie korzystałam z Netflixa. Zrezygnowałam, bo doszłam do momentu, w którym wszystkie interesujące mnie tytuły obejrzałam i złapałam się na tym, że zaczynam oglądać też rzeczy, po które nigdy bym nie sięgnęła. Zdałam sobie sprawę, że często oglądałam je jednym okiem, pomiędzy robieniem innych domowych czynności, czyli tak naprawdę nie oglądałam ich wcale. Premiera 1983 to świetny powód, żeby odnowić subskrypcję i z pewnością to zrobię, przy okazji oglądając nowe sezony seriali, które odstawiłam na bok czekając na sprzyjające warunki.